Łączna liczba wyświetleń

piątek, 24 sierpnia 2012

"Everything looks perfect, everything looks fine"


                                                                                 ***

Nie minęło pół godziny, kiedy usłyszała szczęk kluczy w zamku. Zdecydowała, że nie będzie się dłużej chować i otwarcie przyzna się do winy. Stanęła na środku pokoju i z bijącym sercem oczekiwała na wejście Rossa. Drzwi otworzyły się i stanął w nich uroczy, wysoki blondyn. Trzymał w rękach mnóstwo paczek z cukierkami, żelkami i innymi słodyczami. Ujrzawszy Alex aż podskoczył. Na podłogę spadło parę paczek z karmelkami.
- Boże! Co ty tu robisz? Kim jesteś?
- Przepraszam, jja nie chciałam cię przestraszyć. Jestem turystką, przypadkowo weszłam na to piętro. Usłyszałam rozmowę i…i – jąkała się Alex
- Jaką rozmowę? – pytał Ross patrząc na nią podejrzliwie.
- Nie wiem, to był jakiś mężczyzna imieniem Tom. Rozmawiał z kobietą, którą nazywał Jessie. Usłyszałam, jak się zbliżają i od razu weszłam do pierwszej lepszej garderoby. A potem jedno z nich zauważyło, że garderoba była otwarta i zamknięto mnie na klucz – tłumaczyła drżącym  głosem Alex.
Ross cały czas uważnie jej słuchał, a gdy skończyła, odrzekł spokojnie:
- No cóż. Znalazłaś się w średnio korzystnej sytuacji. Ale miałaś szczęście, że natknęłaś się na mnie, a nie na Toma. Nieźle by się wkurzył, jakby cię zobaczył. Pewnie zostałabyś wyrzucona.
- A ty mnie nie wyrzucisz? – spytała natychmiast Alex.
Ross uśmiechnął się.
- Chyba nie. Nie wyglądasz na jakąś psychofankę. Jestem Ross – powiedział i wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny.
- Alex, bardzo mi miło. Czy to oznacza, że mi wierzysz? – spytała Alex i uścisnęła dłoń chłopaka.
- Tak. Wiesz, bardzo łatwo poznać, czy ktoś kłamie, czy mówi prawdę.
- W twoim przypadku to nie takie proste, w końcu jesteś doświadczonym aktorem.
Ross zaśmiał się.
- Może masz rację, ale i ja nie  jestem dobry w okłamywaniu ludzi. Kłamstwo można wyczytać w oczach każdego człowieka. Patrzyłem prosto w twoje oczy…
- I co wyczytałeś?
- Że mówisz prawdę i nie warto cię wyrzucać.
Alex uśmiechnęła się. Od razu polubiła Rossa. Teraz nie była tylko jego fanką. Trafiła jej się jedyna w życiu szansa, żeby porozmawiać z nim, jak ze zwykłym chłopakiem. Bo w gruncie rzeczy Ross nie sprawiał wrażenia zadufanej w sobie gwiazdy – wprost przeciwnie. Był zwyczajnym szesnastolatkiem, który tak jak ona spełnił swoje marzenie.
- Masz trochę dziwny akcent. Gdzie mieszkasz? – spytał Ross po chwili milczenia.
- W małej miejscowości pod Londynem – odparła Alex i rozejrzała się – Ładnie się urządziłeś.
- Dzięki. Lubię tu przesiadywać po kręceniu odcinków. Ostatnio jestem strasznie zapracowany.
- Wiem, słyszałam. Jessie mówiła, że Laura jest chora. Stwierdziła też, że Tom chce, żebyście się zapracowali na śmierć.
- To nieprawda. Tom to porządny facet… - odparł Ross z wahaniem w głosie.
- Faktycznie, miałeś rację mówiąc, że nie umiesz kłamać.
- Ej! Ale ja mówię prawdę! – zawołał Ross z oburzeniem ale pod wpływem ironicznego spojrzenia Alex skapitulował – No dobra, przyznaję. Tom jest ostatnią osobą, o której można powiedzieć, że jest porządna.
- Też tak myślę. I trochę się boję, że jak mnie zobaczy, to faktycznie mnie wyrzuci.
- Nic się nie bój. Jesteś ze mną, więc Tom nie ma nic do gadania – uśmiechnął się Ross i mrugnął do Alex. Dziewczyna zaczerwieniła się i ze zmieszaniem odwróciła głowę.
- Lubisz oglądać nasz serial? – spytał jak gdyby nigdy nic Ross.
- Jasne! – Alex ożywiła się nieco – Znam każdy odcinek na pamięć. Ale nie jestem w stanie wskazać ulubionego, bo wszystkie są przezabawne.
- Naprawdę tak uważasz? Miło to słyszeć. A podoba ci się moja postać?
- Bardzo – odparła bez namysłu Alex i znów się zarumieniła.
- A może chcesz poznać resztę? Laurę, Caluma i Raini? – zapytał Ross.
- No oczywiście! Od zawsze chciałam ich spotkać! – zawołała radośnie dziewczyna.
- Choć, zaprowadzę cię do nich – odparł chłopak i złapał ją za rękę. Naraz Alex z przerażeniem przypomniała sobie, że od dawna powinna być w hotelu.
Wyjęła z kieszeni komórkę. 5 połączeń nieodebranych od mamy!
- Oż w mordę – wyrwało się Alex. Ross spojrzał na nią ze zdziwieniem, puszczając jej rękę.
- Czy coś się stało? – spytał.
- Poprosiłam rodziców, żeby mnie puścili na krótki spacer po okolicy. Zgodzili się pod warunkiem, że będę z powrotem punktualnie godzinę później. A tymczasem jestem spóźniona o prawie 2 godziny!
- Spokojnie, zaraz coś wymyślimy. W którym hotelu mieszkasz?
- „Sunshine”, blisko Miami Beach. Ale dokładnego adresu nie znam.
- Nie szkodzi, wiem który to. W końcu to najdroższy hotel w mieście. Masz bogatych rodziców, co?
- Eh.. to nie tak. Wytłumaczę ci później, obiecuję. Pomóż mi tylko się stąd wydostać.
- Jasne, chodź. Ale staraj zachowywać się naturalnie.
- Naturalnie? – prychnęła rozzłoszczona Alex, ale szybko się uspokoiła pod wpływem spojrzenia Rossa.         
 Szybko zeszli po schodach na parter. Na szczęście Toma nie było w pobliżu. Bez niespodzianek wyszli z budynku i skierowali się do przejścia dla pieszych. Alex wciąż nerwowo patrzyła na zegarek na ręce Rossa. W końcu dotarli pod hotel „Sunshine”.
- Dziękuję za wszystko. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć Laury, Raini i Caluma – powiedziała ze smutkiem dziewczyna.
- Ej, czy ty naprawdę myślisz, że się więcej nie zobaczymy? – uśmiechnął się Ross. – Jeszcze będziesz miała okazję ich spotkać. I to nie jeden raz.
- Ale jak? Tom ma prawo w każdej chwili mnie wyrzucić.
- Mówiłem ci już, że jesteś ze mną. A mi Tom nie może nic zrobić.
- A jak zaczną się pytać kim jestem? Co im powiesz?
- Powiem, że jesteś moją daleką kuzynką. Albo po prostu koleżanką.
- Jesteś dla mnie taki miły. Ale czy ja na to zasługuję?
- Dlaczego miałabyś nie zasługiwać? Wydajesz się fajną dziewczyną. I wspaniałą fanką, która nie piszczy i nie mdleje jak mnie widzi – odparł Ross ze śmiechem.
Alex pokazała mu język. Pożartowali jeszcze przez chwilę. Rozmowę przerwała brzęcząca komórka w kieszeni dziewczyny.
- To mama. Aż boję się odbierać.
- Nie odbieraj. Zaraz pójdziemy i wszystko jej wyjaśnimy.
- Pójdziemy? Chcesz iść ze mną? – spytała Alex i spojrzała z nieukrywanym zdziwieniem na Rossa.
- To chyba jasne. Nie pozwolę, żebyś sama musiała tłumaczyć się przed rodzicami.
- Nawet nie wiem, czy by mi uwierzyli.
- No właśnie. Może moje argumenty zadziałają?  - zaśmiał się chłopiec.
Alex spojrzała na niego z wdzięcznością. Po chwili wahania przysunęła się do niego i go przytuliła. Natychmiast poczuła na plecach jego ciepłe, muskularne ramiona. Czuła się w nich bardzo, bardzo bezpiecznie. Ale kolejny telefon od zdenerwowanej mamy dał sygnał, że najwyższy czas iść na spotkanie z rodzicami. Po chwili jechali już windą na dziewiąte piętro. Stanęli przed drzwiami pokoju Alex. Dziewczyna z trwogą spojrzała na Rossa, który przesłał jej krzepiący uśmiech. Zapukali do drzwi i w napięciu czekali na ich otworzenie.
- Alex!! Jesteś wreszcie! Jezus Maryjo, gdzie ty byłaś? Wiesz jak się martwiłam?! – mama po otwarciu drzwi natychmiast rzuciła się obcałowywać córkę. Rossa zauważyła dopiero po chwili.
- A kim jest ten młody dżentelmen?  - spytała patrząc uważnie na chłopca.
-  Dobry wieczór, nazywam się Ross Lynch. Towarzyszyłem pani córce podczas spaceru po okolicy. Przepraszam, to moja wina, że się spóźniła. Zagadaliśmy się i kompletnie straciliśmy poczucie czasu.
Alex przeczuwała, że po słowach Rossa zaraz zaczną się głupie docinki ze strony mamy. I nie myliła się.
- Aaa rozumiem, rozumiem. To wiele wyjaśnia, kawalerze. Spodobała się panu moja córcia, co? – mrugnęła do Rossa i spojrzała znacząco na córkę.
- Mamoooo – powiedziała z wyrzutem w głosie Alex. To nie tak, jak myślisz. Zamiast gadać, może byś nas wreszcie wpuściła do mieszkania.
- A, faktycznie, gdzie ja mam głowę? Wejdźcie, wejdźcie – stropiła się kobieta i wpuściła dwoje młodych do środka.
Ross wydawał się rozbawiony całą sytuacją. Z sypialni wyszedł tata i  rzucił córce poważne spojrzenie.
- W końcu jesteś, młoda damo. Spóźniłaś się. A na dodatek przyprowadziłaś jakiegoś…podejrzanego delikwenta – mówiąc te słowa tata zlustrował „delikwenta” od stóp do głów, po czym ponownie przeniósł wzrok na Alex.
- Tato.. – jęknęła błagalnie dziewczyna.
Ross wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się od śmiechu. W końcu wyprostował się i powiedział uroczystym tonem:
- Proszę państwa, oboje źle mnie posądzacie. Nie jestem zakochamy po uszy w Alex. Nie jestem też typem spod ciemnej gwiazdy. Nie mam wobec pańskiej córki złych zamiarów, proszę mi wierzyć To nie zmienia jednak faktu, że zawiniłem i przeze mnie się spóźniła, za co serdecznie przepraszam. Proszę jej nie winić za mój błąd – zakończył.
I byłby zachował powagę do końca, gdyby nie miny rodziców dziewczyny. Mama aż otworzyła buzię ze zdumienia, zaś tacie oczy mało nie wyszły z orbit. Ross nie wytrzymał i wybuchnął zaraźliwym śmiechem. Alex spojrzała niepewnie na rodziców, którzy – o dziwo! również zaczęli się śmiać. Po chwili wszyscy już trzymali się za brzuchy lub poklepywali po ramionach.
- No, już dosyć, dosyć – zawołała mama śmiejąc się i z trudem łapiąc oddech.
- Zjesz z nami kolację delikw….eee, to znaczy… możesz przypomnieć mi swoje imię, chłopcze? – spytał ze zmieszaniem tata.
- Ross. Niestety, ja już muszę lecieć. Dziękuję za zaproszenie, na pewno kiedyś z niego skorzystam.
- Przepraszam, że przerwę tę ciekawą konwersację, ale co tu tak śmierdzi?
- Boże! Żelazko! – zawołała kobieta i pobiegła do pokoju obok.
- Twoja mama uparła się, że koniecznie musi pożyczyć od serwisu żelazko i deskę, żeby przeprasować moje koszule – zaśmiał się i pokręcił głową tata Alex.
- John!!! Choć tu natychmiast!!! – zawołała z głębi pokoju mama.
- Przepraszam was na chwilę – stropił się tata i czym prędzej pobiegł na pomoc  małżonce. Młodzi  zostali sami. Spojrzeli na siebie i znów wybuchli śmiechem.
- Masz bardzo sympatycznych rodziców – stwierdził Ross.
- No cóż. Różnie to z nimi bywa. Raz są poważni, raz nadopiekuńczy, ale najczęściej zachowują się jak dwóje wariatów.
- Chciałbym mieć tak dobry kontakt z moimi rodzicami – westchnął chłopak – Nie widuję się z nimi zbyt często. Mieszkają w Colorado.
- Oh, przykro mi. A czy oni przyjeżdżają do ciebie?
- Bardzo rzadko. Nie mają czasu, bo pracują. Na szczęście odwiedzają mnie dosyć często moi bracia i siostra.
- Grasz z nimi w zespole, prawda? Bardzo podoba mi się wasza muzyka.
- Niedługo wyjdzie nasza pierwsza płyta! – rzekł z dumą Ross.
- Naprawdę? Nie widziałam żadnych informacji w Internecie.
- Bo na razie trzymamy to w tajemnicy. Będziesz pierwszą osobą, której ją wręczę.
- Oh Ross, nie trzeba. I tak już wiele dla mnie zrobiłeś – odparła ze zmieszaniem Alex.
- Nie ma o czym mówić. Lubię obdarowywać ludzi – uśmiechnął się Ross.
- Jak to jest, że znam cię od paru godzin, a wydaje mi się, jakbym cię znała dobrych parę lat?
- No wiem. Mam w sobie „to coś” – chłopiec zabawnie przejechał sobie ręką po włosach i przyjął pozę modela. Alex roześmiała się serdecznie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Ross natychmiast spoważniał. Nieśmiało zaczął zbliżać się do Alex. Wkrótce był już tak blisko, że dziewczyna czuła jego lekko przyspieszony oddech i wyraźnie widziała jego magiczne, czekoladowe oczy. Wyglądał, jakby miał zamiar coś jej powiedzieć, ale nie wydobył z siebie ani jednego słowa.
- No, wszystko w porządku. Na szczęście nie zrobiłaś dziury w mojej ukochanej koszuli – powiedział tata i westchnąwszy z ulgą skierował się na korytarz. Ross natychmiast odsunął  się od Alex.
- Muszę już iść, nie chcę wam siedzieć na głowie – powiedział chłopak. Już się nie uśmiechał, co nie było do niego podobne.
- Ależ o czym ty mówisz, Ross. Zostań jeszcze choć chwilę – odparła mama pogodnie.
- Dziękuję, ale powinienem już być w studiu. To znaczy, w domu.
- Skoro nalegasz. Szkoda, że jesteśmy tu jeszcze tylko tydzień. Chętnie zostałabym tu na zawsze. Ale wpadaj, kiedy tylko znajdziesz czas.
- Oczywiście. Do zobaczenia – spojrzał przyjaźnie na rodziców i otworzył drzwi.
Alex nie była pewna, co ma zrobić. Nie chciała, tak jak i jej rodzice, by Ross odchodził. Ale wydawał się dziwnie smutny i nieobecny…
Długo stała w miejscu, kiedy zamknął za sobą drzwi. Podjęła decyzję. Włożyła trampki i zawołała:
- Wychodzę!
- Co się stało? – spytał tata ze zdziwieniem.
- Ross zapomniał wziąć jednej rzeczy, muszę mu ją oddać – skłamała Alex i szybko wyszła.
Niestety, zdążył już wejść do windy. Pozostały jej schody. Ile sił w nogach pognała w dół. Gdy wreszcie znalazła się na parterze, rozejrzała się dookoła. Rossa nigdzie nie było. Wyszła na zewnątrz, ale tam też nie mogła go znaleźć. Już traciła nadzieję, gdy zauważyła wysoką postać z charakterystycznymi, rozczochranymi blond włosami. Opierała się o ścianę hotelu i patrzyła w dal.
- Ross! – krzyknęła Alex z mieszaniną ulgi i radości w głosie.
- Alex! – chłopak rozpromienił się.
- Dobrze, że jeszcze nie poszedłeś. Chciałam się ciebie spytać..
- Tak?
- Czemu byłeś taki smutny?
- Ja? Smutny? Kiedy?
- Kiedy…Kiedy moi rodzice wyszli na korytarz.
- Aa, wtedy. To nic ważnego, nie martw się. Kiedyś ci opowiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Przypomniało mi się, że miałaś mi powiedzieć o swoich rodzicach i o pobycie w tym hotelu. Są bogaci, prawda?
- Nie. Miałam po prostu szczęście i wygrałam ten wyjazd w loterii. Mieliśmy zapewnione 2 tygodnie darmowego pobytu w hotelu „Sunshine”.        
- To byłaś ty?! Czytałem o tobie w Internecie!
- Tak – uśmiechnęła się Alex – Cieszyłam się jak dziecko, bo to było moje marzenie, a rodziców nie było stać na tak kosztowny wyjazd. W Miami jest wspaniale i naprawdę żałuję, że za tydzień wyjeżdżam.        
 - Ja też żałuję – westchnął Ross. Spojrzał na zegarek na swojej ręce i podskoczył.
- Oj, muszę już iść. Tom mnie zabije. Nie wiem, jak się wytłumaczę.
- Może tym razem ja cię odprowadzę i użyję swoich argumentów? – spytała Alex ze śmiechem.
- Nie trzeba. Jeszcze by ci krzywdę zrobił. Po nim to się można wszystkiego spodziewać.
To powiedziawszy podszedł do dziewczyny, spojrzał jej w oczy i mocno ją przytulił.
Alex znów poczuła się bezpieczna. Ross zaś czuł, że oto trzyma w ramionach małą, kruchą istotkę, która potrzebuje ochrony. Oboje wiedzieli, że łączy ich silna więź. Ale to, czy nadal będą się przyjaźnić, lub czy będą kimś więcej niż tylko przyjaciółmi mogło zależeć tylko od nich. Stali przytuleni jeszcze przez jakiś czas. W końcu chłopak odsunął się i powiedział:
- Mam nadzieję, że uda mi się jutro ciebie zobaczyć.
- Ale jak mam się z tobą skontaktować? Nie mam nawet twojego numeru.
- Zawsze możesz przyjść pod znany ci adres, prawda?
Mrugnął do Alex swoim zwyczajem i ruszył w drogę. W oddali pomachał jej jeszcze krzycząc jakieś niezrozumiałe słowa. Roześmiała się. Szkoda, że była za daleko, żeby je usłyszeć. W końcu wróciła do pokoju. Mama widząc ją rzuciła jakby od niechcenia:
- Coś długo oddawałaś mu tę jego zgubę, córciu.
Alex zignorowała tę uwagę i czym prędzej poszła do swojej sypialni. Chciało jej się krzyczeć z radości! Tyle wspaniałych rzeczy wydarzyło się jednego dnia! I poznała uroczego chłopca, którego dotychczas znała tylko jako członka zespołu R5 i bohatera amerykańskiego serialu. Nie mogła uwierzyć, że los dał jej tak wiele. Właśnie teraz spełniały się wszystkie jej marzenia. A działo się to tak szybko, że przyprawiało ją o zawrót głowy. Jedyne, czego się bała to tego, że lada chwila może wybudzić się z tego bajkowego snu i powrócić do szarej rzeczywistości. „Chwile są bardzo ulotne. Trzeba wykorzystać każdą sekundę życia na spełnianie marzeń” pomyślała Alex i zasnęła z uśmiechem na ustach.
                                                                          
                                                                      ***



Jesteście kochani, dziękuję za wyświetlenia i komentarze <3 aha i sorki, że rozdział taki długi :P mam nadzieję, że się spodoba. ~BabyBlue

5 komentarzy:

  1. JESUS CRIES I MADZIA TEŻ.
    czytając ten rozdział cały czas miałam uśmiech na twarzy i mówiłam pod nosem "O Boże..." to jest takie świetne...

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! To jest bombowe lecz przepraszam bardzo gdzie kolejny rozdział?
    Ja tu fascynacja a tu koniec! Buuu kolejny rozdział ma byćjuż dziś!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jam widzeć to jam wascynacja jam uśmieszek jam patrzeć koniec!?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział, masz przyjemny spoasób pisania!

    OdpowiedzUsuń