Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 października 2012

"So confused..."

                                                                         ***

 „Jak on mógł?! Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?” – krążyło po głowie Laury. Leżąc nieruchomo z oczami zwróconymi na sufit dokonywała małej retrospekcji. Dobrze pamiętała pierwsze spotkanie z tym uroczym blondynem. Mieli wtedy dwanaście, może trzynaście lat.  Nowa szkoła, zupełnie obcy ludzie. Tułała się po korytarzach, bojąc się odezwać do kogokolwiek. O tak, była wtedy bardzo nieśmiała. Pewnego razu zaspała i wyszła później z domu. Zostały dwie minuty do dzwonka, a sala matematyczna położona była na trzecim piętrze. Spiesząc się, nie zauważyła idącego w przeciwnym kierunku chłopca o jasnych włosach i zderzyła się z nim. Oczywiście wszystkie książki wyleciały jej z rąk. Klnąc w duchu przeprosiła chłopaka i zabrała się do zbierania swoich rzeczy. Wtedy on uśmiechnął się, schylił i zaczął jej pomagać. Uniosła głowę i spojrzała prosto w jego brązowe oczy. Coś ją tknęło,  coś jakby… jej serce zaczęło nagle bić dwa razy szybciej. Wtedy jeszcze nie rozumiała, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wreszcie wstali, a on, podając jej książki rzekł z typowym dla niego humorem: „Wiesz… Następnym razem mnie ostrzeż, jak znów będziesz chciała na mnie wpaść”. Ten miły, ciepły głos sprawił, że mimowolnie nogi się pod nią ugięły.

Potem Laura dowiedziała się, że sympatyczny chłopak jest z nią w klasie (jak to się stało, że nigdy wcześniej go nie zauważyła?), ma na imię Ross i, tak samo jak ona, nie znosi matematyki. Skończyło się na tym, że oboje porządnie spóźnili się na lekcje, co zostało skwapliwie odnotowane przez ich surową nauczycielkę - panią Grips. Na drugi dzień znów spotkali się w tym samym miejscu (tym razem się ze sobą nie zderzyli). Miłe pogawędki z Rossem, który uznawany był za największe  ciacho klasowe, wkrótce wzbudziły zazdrość koleżanek Laury. Przestały się do niej odzywać, a gdy tylko przechodziła obok nich, wymieniały między sobą złośliwe uwagi. Jeśli chodzi o chłopców (bardzo dziecinnych jak na swój wiek), ogłosili Laurę i Rossa oficjalną „parą klasową”, nazywając ich w skrócie Raura. Rzeczywiście, po paru miesiącach znajomości zaczęli ze sobą chodzić. Było cudownie – trzymali się za ręce, chodzili do kina, restauracji, pokazał jej także uroczy zakątek, który stał się stałym miejscem ich spotkań.
Był to mały zagajnik, pośrodku którego znajdowała się polana pełna kwiatów. Rósł tam rozłożysty dąb dający przyjemny cień latem. Często pod nim przesiadywali, rozmawiali, uczyli się lub po prostu – milczeli wpatrując się w błękit nieba. Zdarzyło się parę razy, że zostawali w zagajniku aż do wieczora, kiedy na niebo powoli wypełzał srebrny księżyc, a tu i ówdzie pojawiały się gwiazdki. Objęci, czuli się w pełni szczęśliwi, że mają siebie. Laura często powtarzała, że nie chce, by nastał poranek. Wolała, by każda chwila spędzona z Rossem trwała wiecznie. On zaś twierdził, że nie wyobraża sobie życia bez niej.

Wszystko zaczęło się psuć w lutym,  kiedy zbliżały się Walentynki. Zazdrosne dziewczyny, które dotychczas nazywały się jej „przyjaciółkami”, uknuły złośliwy plan.  Znalazłszy bluzę Rossa, wsadziły do jednej z kieszeni karteczkę z napisem „Spotkamy się jutro, kochanie? Czekam tam, gdzie zawsze:* ~`Emma”.
W rozmowie z Laurą próbowały ją nabrać, że Ross ją zdradza. Kiedy ona nie uwierzyła, jedna z nich powiedziała:” Nie wierzysz nam? Sprawdź chociażby jego kieszenie… Przekonasz się, że nie jest z tobą szczery i po prostu chce się zabawić twoim kosztem”. Laura wzruszyła ramionami, podeszła do szafki chłopaka, wzięła pierwszą lepszą bluzę i potrząsnęła nią. Z kieszeni wypadły liściki miłosne od różnych dziewczyn podobne treścią do karteczki od ”Emmy”. Uwierzyła! Naprawdę uwierzyła, że Ross ją zdradza! Nie reagowała na jego zaczepki, pytania. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na smsy. Sprawę pogorszył fakt, że pewnego razu przypadkiem zauważyła Rossa obejmującego inną dziewczynę (wtedy jeszcze nie znała Rydel – jego siostry). Czuła się oszukana. Na szczęście w końcu za namową Daphne ( jej najwierniejsza przyjaciółka, na której zawsze mogła polegać)  spotkała się z Rossem i pozwoliła mu wyjaścić nieporozumienie. Długo, długo przepraszał i przekonywał ją, że aferę z liścikami wymyśliły jej zazdrosne koleżanki. Przebaczyła mu, bo mu ufała. 

Parę miesięcy później Laurę spotkał  potężny cios – rodzice powiedzieli, że mają w planach przeprowadzkę do Miami, by jej starsza siostra, Vanessa, kontynuowała naukę w jednej z prestiżowych szkół aktorskich. Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom – po roku szkolnym spędzonym u boku  najcudowniejszego chłopaka na Ziemi miała - ot tak po prostu – zniknąć z jego życia? Nie, to do niej nie przemawiało. Próbowała wszystkiego, by przekonać rodziców do zmiany zdania. Wyznała im,  jak bardzo kocha Rossa i nie wyobraża sobie rozstania z nim. Bez skutku – tata tylko wzruszył ramionami, a mama stwierdziła, że Laura „w Miami na pewno pozna wielu przystojnych chłopców”. 

Długo ukrywała przed Rossem tragiczną wiadomość, ale w końcu nadszedł czas rozstania, nie można było tego dłużej trzymać w tajemnicy. Siedzieli pod starym dębem, dzień chylił się już ku końcowi.
„ Ross, muszę ci coś powiedzieć...Ja..wyjeżdżam na stałe do Miami…Tak bardzo nie chcę się rozstawać, ale rodzice, oni…” „Kiedy masz wyjazd?” – przerwał jej. Czuła w jego głosie napięcie. „Jutro wieczorem” – odpowiedziała. Milcząc, powoli wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po polanie. Nagle złapał ją za ramiona i silnie nimi potrząsnął: „Mówisz mi o tym dopiero teraz?! Nie chcę, słyszysz?! Nie puszczę cię nigdzie!”. Dziewczyna wybuchła płaczem:
„Nie rozumiesz?” – szlochała – „Muszę wyjechać! Próbowałam ich przekonać, ale oni się nie zgodzili. Muszę wyjechać!”. Ross nie rozumiał, bo nie chciał zrozumieć. Najwyraźniej nie mogło dotrzeć do niego, że jego dziewczyna wyjeżdża, że to koniec ich związku. Wstał, posłał jej ostatnie spojrzenie i znikł. Nie próbowała nawet za nim biec. Poczuła ostry ból w sercu, jakby ktoś rozkrajał je na połówki. Tak właśnie wyglądało ostatnie spotkanie z Rossem przed jej przeprowadzką. Nie widziała go w dzień wyjazdu, nie odbierał jej telefonów, nie odpisywał. Odezwał się dopiero parę tygodni później. Zadzwonił do niej koło północy. Miał zmieniony, sztywny głos. Żal kolejny raz ścisnął serce Laury, ale wiedziała, że tak musi być – powoli niknie to, co było kiedyś. Później raz, czy dwa razy się spotkali, pisał coraz rzadziej i rzadziej. Ale ona nigdy o nim nie zapomniała, na dobre zagnieździły się w jej pamięci rysy twarzy, głos, urywki rozmów, gesty… 

Kto by pomyślał, ze los będzie dla niej taki łaskawy – po roku spędzonym w Miami poszła za przykładem siostry i sama zaczęła uczyć się aktorstwa. Miała do tego prawdziwą smykałkę, a rodzice z dumą podziwiali, jak się rozwija i odnosi kolejne sukcesy. Pewnego razu zgłosiła się na casting do nowego serialu dla młodzieży  - „Austin&Ally”. Nie zwróciła uwagi na listę pozostałych kandydatów. Po tygodniu Zadzwoniła do niej Jessy i poinformowała ją, że została przyjęta! Cieszyła się jak dziecko, z całą rodziną świętowała owy dzień. Podzieliła się radością z Daphne, z którą stale kontaktowała się przez Skypa. Tydzień później nastał pierwszy dzień pracy na planie serialu. Czas najwyższy, by poznać ludzi, z którymi się będzie współpracowało. Weszła do budynku StarWork Company, podniosła wzrok i… oniemiała z wrażenia! Nieopodal, obok wysokiego rudzielca stał sobowtór Rossa! A przynajmniej tak jej się zdawało, bo trudno byo uwierzyć w to, że on sam dostał rolę w serialu. Zmusiła się do zrobienia paru kroków. Nadal z uwagą przyglądała się blondynowi. Dotarł do jej uszu jakże znajomy głos! „Znasz już może tę dziewczynę, która będzie grała Ally? ” . „ To…jjja” – rzekła powoli Laura. Chłopcy obrócili głowy w jej stronę. Poznał ją!
„Laura?! Co ty tu robisz? Tu, w Miami?”
„Hmm. Już zapomniałeś? Ja tu mieszkam…”
„Nie zapomniałem…nigdy”
Nie podobało jej się pełne swoistej urazy spojrzenie Rossa. W ogóle, zmienił się. Urósł, rysy jego twarzy wyostrzyły się, nie był już tym uroczym trzynastolatkiem, jakim był niegdyś. A najgorszy był ton, z jakim się do niej zwracał – zupełnie obojętny. Jakby to, co zaszło między nimi kiedyś, w ogóle się nie wydarzyło!
Po paru miesiącach wszystko się zmieniło. Nie wrócili do siebie, ale normalnie rozmawiali, żartowali. Zaprzyjaźnili się i dobrze układała im się współpraca na planie. Laura była zszokowana, jak szybko była w stanie przejść na taki układ – stosunki tylko i wyłącznie przyjacielskie. Nie próbowała niczego zmieniać, bo – o dziwo- sama powoli zapominała o łączącym ich kiedyś uczuciu. Poznała miłego chłopca – Codiego. Pracował na planie serialu jako młodszy asystent Jessy i Toma. Ross pozostał wolny, ale w żaden sposób nie był zazdrosny o Laurę. Pomyślała więc, że kiedy i on pozna jakąś dziewczynę, nie wywrze to na niej większego wrażenia. Myliła się. Zjawiła się Alex, a uczucie do Rossa uderzyło w Laurę z podwójną siłą. Nie mogła znieść tych ich żarcików, przekomarzań, sprzeczek. Ross znał Alex ledwo tydzień, a już wyglądał na zakochanego w niej po uszy.
Rozmowa, którą przed chwilą odbył z Rydel, sprawiła jej zawód, bo sądziła, że mimo wszystko wciąż tlą się w nim wspomnienia. Kiedy trzymał jej rękę, mówiąc o starych, dobrych czasach…Teraz jednak pewna była, że miała złudne nadzieje.                    

                                                                                        ***
Alex leżała z przymkniętymi oczami. Właśnie rozmyślała o tym, co powiedziała. Może odrobinę przesadziła? Nie powinna była wspominać mu o Laurze. Zależało jej na Rossie, a nie chciała, by poczuł się urażony. Z drugiej strony zła była na niego za to, że taił przed nią swój związek z brunetką…
Naraz usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Po chwili na salę wszedł nie kto inny jak on – wysoki blondyn, obiekt westchnień Alex.
- Hej, śpisz, czy może nie śpisz? – spytał, zamykając ostrożnie drzwi.
- Śpię – burknęła Alex – Co się stało? Przyszedłeś się kłócić?
- Nie. Wręcz przeciwnie – uśmiechnął się Ross – przyszedłem, bo chciałem po prostu porozmawiać.
- Wiesz, że jutro już mnie wypisują?  - przerwała mu Alex – Dzwoniła do mnie mama, przyjadą po mnie z samego rana.
-   To świetnie! Będziemy mogli wreszcie dokończyć kręcenie sceny z tobą i mną.
- Tylko, że – tu Alex westchnęła patrząc w okno – Pojutrze wyjeżdżam. Wracam do Anglii, nie pamiętasz?
- Przecież masz przedłużenie umowy do końca miesiąca! Producenci zapłacili za twój pobyt na planie.
- A co z moimi rodzicami? Mają wrócić beze mnie? Nawet jeszcze z nimi nie rozmawiałam na ten temat.
- Będziesz miała okazję wyjaśnić im całą sytuację jutro, jak po ciebie przyjadą. Powiedz im, że to tylko „eksperyment”. Jeśli się powiedzie, kto wie, może na stałe zostaniesz w Miami – uśmiechnął się Ross.
- Na stałe? Nie znasz moich rodziców?  - zmarszczyła nos Alex – Już się boję ich reakcji.
Ponownie skierowała wzrok na okno i uważnie przyglądając się jasnemu księżycowi, dodała sennie:
- Nie chcę, by nastał poranek…
Ross podskoczył w miejscu. Zaraz, zaraz. Gdzieś już słyszał te słowa…
 „Laura!” – krzyknęło coś w jego głowie.
- Ej, wszystko w porządku? – spytała Alex.       
Za późno. Alex nieświadomie uruchomiła skrywane w pamięci wspomnienia. Polana, noc taka jak dzisiejsza – gwiaździsta, rozjaśniona blaskiem księżyca. On i Laura, przytuleni, szczęśliwi… Próbował odgonić od siebie ten obraz, schować go na powrót tam, gdzie był, zapomnieć. Ale nie mógł.
- Tak, wszystko okej. – odparł ze sztucznym uśmiechem.
- To.. co mi chciałeś powiedzieć, zanim ci zupełnie chamsko przerwałam? – spytała dziewczyna wyczekująco.
- Ja…eem. Chciałem.. – jąkał się Ross.
Spojrzał w oczy Alex. Były koloru orzecha, zupełnie jak oczy Laury! Nie, tego już za wiele.
- Nie mogę  - wykrztusił z siebie i szybko wyszedł, pozostawiając osłupiałą dziewczynę samą.

                                                                    
                                                                   ***
uff ciężki rozdział -  pisałam go nieprzerywanie przez 4 godziny!
Podoba Wam się, jak rozwinęłam wątek? piszcie niżej swoje opinie :) 

z góry dzięki za komentarze, kolejny rozdział za tydzień :]

~`BabyBlue :*



poniedziałek, 15 października 2012

NOTKA II

Sluchajcie, czuję się trochę osaczona. piszecie mi w komentarzach: "Ross ma być z Laurą, bo jak nie (...)" "Dodaj następny rozdział!" "Zrób, żeby Ross był z Laurą!" itp.

kochani, Wasza opinia jest dla mnie b. ważna, ale nie wywołujcie na mnie aż takiej presji! bo przez Was się stresuję :p

naprawdę ciężko spełnić oczekiwania wszystkich, więc nie wymagajcie ode mnie że spełnie wszystkie zachcianki.

spróbujcie mnie zrozumieć, nie chcę być nieuprzejma czy coś, ale po prostu proszę Was, byście trochę przystopowali z pisaniem tego typu komentarzy.

a nowy rozdział pojawi się na weekend :)
~BabyBlue

sobota, 13 października 2012

"She's so in love with you!"



                                                                            ***
Rozmowę dziewczyn przerwał huk dochodzący zza drzwi sali. Już po chwili do pomieszczenia ponownie wpadli bracia Rossa wraz z nim samym.
- Czeeeść!  Nareszcie jesteśmy! – zawołał wesoło Rocky.
- A można wiedzieć gdzie się podziewaliście? – spytała Rydel krzyżując ręce.   
- Ee… Byliśmy..noo – Ryland  niepewnie spojrzał na Rossa.
- Zajrzeliśmy na chwilę do sklepu –wyręczył go blondyn.
Rydel prychnęła:
- Wasze „na chwilę” zajęło prawie godzinę!
- Ojj czepiasz się. Były korki.
- Korki korkami, ale po co właściwie wybieraliście się do sklepu? – spytała podejrzliwie Alex.
Na znak Rossa wszyscy chłopcy złapali za swoje siatki i wręczyli je zdumionej dziewczynie.
- Ttto wszystko dla mnie? – wyjąkała.
- Tak – uśmiechnął się  Ratliff.  
W siatkach znajdował się podobny zestaw rzeczy, które dostała Laura, by, jak to ujęła Stromie „dziewczyny nie zazdrościły sobie nawzajem”.
Alex szeroko się uśmiechając podziękowała każdemu z nich i z ciekawością zajrzała do każdej z siatek.
   
Wkrótce potem zjawiła się zdyszana Stormie wraz z Markiem.
- Alex! Witaj! Jestem Stormie, mama Rossa – na zbiorowe pochrząkiwania reszty rodzeństwa dodała mrukliwie – a także Rockiego, Rydel, Rylanda, Rikera, Ratliffa… Kogoś zapomniałam wymienić?
- Hmm. Chwileczkę, Ratliff nie jest przecież waszym bratem, tylko przyjacielem –zauważyła Alex.
- Ale widujemy go tak często, że stał się prawie członkiem naszej rodziny – odparła ze śmiechem Rydel.
- A gdzie jest Riker? – spytał Ryland rozglądając się dookoła.
- Przez cały czas siedział z Laurą w pokoju?  - uniósł znacząco brwi Rocky.
- Alex, coś się stało? – Ross od samego początku z niepokojem spoglądał na dziewczynę. Zauważył, że miała spuchnięte oczy, jakby jeszcze przed chwilą płakała…
- Wszystko jest okej – zapewniła go Alex wymieniając z Rydel porozumiewawcze spojrzenia.
- Wiecie co, moi drodzy? Czas już na nas. Musimy dać odpocząć naszym pacjentom – stwierdziła Stormie.
- Nieee, jeszcze chwileczkę. Musimy mieć czas, żeby każdy zdążył się pożegnać z Alex i Laurą  - błagał Ryland, który od wejścia do szpitala żył nadzieją, że zostanie poczęstowany chociaż odrobiną owocowych  żelków.
- Dobra, poczekamy na was w samochodzie – odparł Mark i położył rękę na ramieniu żony – Chodź Stormie. Bardzo nam było miło cię poznać, Alex. Trzymaj się!  - uśmiechnął się do dziewczyny.
- Właśnie, musisz nas kiedyś odwiedzić, cukiereczku. Koniecznie! Laura kiedyś przychodziła do nas bardzo często.. – umilkła, gdy zauważyła ostrzegawcze spojrzenie Rossa.
- Widzimy się w samochodzie – dodał jeszcze Mark zwracając się do pozostałych i razem z żoną pospiesznie wyszli z sali.
- Cześć, Alex. Na bank się jeszcze spotkamy  - powiedział Rocky przybijając jej piątkę.
- Do zobaczenia – dodał Ryland patrząc się bardziej na siatki z prezentami ustawione obok  łóżka, niż na Alex. Dziewczyna roześmiała się.
- Gdzie moje maniery! Częstujcie się -  otworzyła siatkę pełną gumowych misiów i poczęstowała nimi każdego.
- Pa, mifo fię fyło pofnać – wymamrotał Ratliff, który właśnie wkładał sobie do ust dwudziestego żelka.
Rydel podeszła do Alex, wzięła obie jej dłonie i mocno je ścisnęła.
- Trzymaj się, kochanie. Gdybyś miała jakiekolwiek problemy, napisz. Karteczka z numerem leży na tej szafeczce – wskazała głową malutki mebel ustawiony obok łóżka. Posłała Alex krzepiące spojrzenie i udała się wraz z chłopcami do pokoju obok, by pożegnać się z Laurą.
Na sali zostali tylko Ross i Alex.
 - Ukrywasz coś przede mną? – odezwał się po chwili milczenia Ross.
- Mogłabym spytać o to samo.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Naprawdę nie wiesz? A zdawało mi się, że łatwo na to wpaść.
- Dlaczego płakałaś?
- Nie…nie płakałam.
- O, czyżby?! Masz spuchnięte oczy!
- Nie krzycz na mnie. A spuchnięte oczy wcale nie muszą świadczyć o tym, że płakałam.
- To wyjaśnij mi, dlaczego Rydel powiedziała.. zaraz, jak to było: „Gdybyś miała jakiekolwiek problemy, napisz”?
 Alex wzruszyła ramionami.
- Polubiłyśmy się, co w tym złego, że zawsze mogę na nią liczyć, w przeciwieństwie do niektórych?
- Niektórych. Masz na myśli mnie?
- Między innymi.
- Alex, co się ugryzło? Nie ufasz mi?
- Kiedyś ufałam, ale teraz sama nie wiem. Sądziłam, że przyjaźń opiera się na szczerości.
- Przecież jestem wobec ciebie szczery. Co takiego zrobiłem, że odwracasz się ode mnie?
- Nieważne. Idź do Laury, może ona ci coś powie.
Ross spojrzał na Alex ze złością i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Alex ukryła twarz w dłoniach…

 W tym czasie bracia i siostra blondyna siedzieli wokół łóżka Laury i rozmawiali przyciszonymi głosami. Okazało się bowiem, że brunetka zasnęła, a przez cały ten czas czuwał przy niej Riker. Kiedy reszta rodzeństwa weszła do sali, położył palec na ustach i kazał im po cichu siąść na pobliskich krzesełkach. Naraz do pomieszczenia wpadł rozzłoszczony Ross.
- Rydel, musimy pogadać.
- Przymknij się, głąbie – syknął Riker – nie widzisz, że Laura śpi?
- Chłopaki, idźcie już do samochodu, co? Zaraz do was dołączę – powiedziała powoli Rydel nie odrywając oczu od Rossa.
Ratliff, Rocky, Ryland i Riker niechętnie podnieśli się z krzeseł i po cichu wyszli z sali.
- O co chodzi? – spytała spokojnie Rydel.
- To ty mi  powiedz – odparł Ross nerwowo przygryzając paznokcie.
- Może trochę jaśniej, braciszku? – westchnęła dziewczyna.
- O czym rozmawiałaś z Alex?
- To już pozostanie między nami.
- Rydel, ja muszę wiedzieć!
- Ciiii, bo obudzisz Laurę.
- Ona mi nie ufa, rozumiesz?
- Kto? Alex?
- Tak, właśnie przed chwilą z nią rozmawiałem. Nie chciała mi powiedzieć, dlaczego płakała.
- A skąd ta pewność, że płakała?
Ross posłał jej ciężkie spojrzenie
- Chyba wiem, co widziałem. Miała zaczerwienione i spuchnięte oczy. Płakała, i to przy tobie.
- A ty naprawdę niczego się nie domyślasz?
- Nie. A tym bardziej nie mogę zrozumieć tego, że powiedziała mi, żebym poszedł do Laury, jeśli nie wiem, o co chodzi.
Rydel przejechała sobie ręką po twarzy.
- Ja nie mooogę. Ross, tak ciężko to zauważyć, że jej się podobasz?
Blondyn zarumienił się.
- Ja? Podobam się Alex?!
- No brawo, bystrzaku.
- Ale.. Dlaczego powiedziała, że nie jestem wobec niej szczery?
- To jasne jak słońce. Nie powiedziałeś jej, że chodziłeś z Laurą. Gdy się o tym dowiedziała, pomyślała, że nadal ze sobą jesteście.
- Przecież to nieprawda!
- Wiem, wytłumaczyłam jej, jak to z wami było. Wtedy Alex opowiedziała mi, jak się poznaliście i przyznała, że cię lubi. Pozostaje mi tylko spytać, czy ty czujesz do niej to samo?
-   Ja.. chyba tak… - plątał się Ross.
- Nie jesteś pewien? A co z Laurą?
- Laura to temat skończony. Zamknięty rozdział.
- Widziałam, jak trzymaliście się za ręce.
- Chciałem ją podnieść na duchu, to chyba nie znaczy, że znów ją kocham?
- A Alex?
- Jest dla mnie bardzo, bardzo ważna. Wiesz, co powiedziała mi na ucho jej mama? „Obiecaj mi tylko, że będziesz się nią opiekował. Ona cię potrzebuje”. Wziąłem to sobie do serca. Znam Alex ledwo dwa tygodnie, a wydaje mi się, jakby była w moim życiu… od zawsze.
Rydel kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
- Mam pomysł. Idź teraz do niej i jej to powiedz.
- Dobra! – krzyknął uszczęśliwiony Ross i wyleciał z pomieszczenia. Zaraz jednak wrócił się i uściskał z całych sił siostrę.
- Ałłłaaa puść, bo mnie udusisz – śmiała się Rydel. Już po chwili go nie było. Dziewczyna uśmiechając się, powoli wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Rzuciła ostatnie spojrzenie na leżącą w łóżku brunetkę i opuściła salę.
 Nikt, nawet ona, nie domyślał się, ze Laura w pewnym momencie obudziła się i od przyjścia Rossa, udając, że śpi, uważnie przysłuchiwała się rozmowom…


                                                                   ***
Ostatnio było mniej komentarzy, ale mam nadzieję, że teraz będzie lepiej ;) 
kochani, nie denerwujcie się, sama jeszcze nie wiem, kto będzie "w związku" z kim. 
Większość osób było za tym, by Ross był z Laurą, ale wierzę, że jeśli (teoretycznie) zrobię inaczej, nie zabijecie mnie i nadal będziecie czytać moje opowiadanie : ] 

podoba Wam się ten rozdział? 
~`BabyBlue :*
     
  


sobota, 6 października 2012

"Sometimes Everybody Hurts"



                                                                 ***          

 - No, jak tam? Jak się czujesz? – spytała nieśmiało Alex siadając obok łóżka Laury.
- Dziwnie. – odparła brunetka – Jakbym właśnie się przebudziła z magicznego snu, który trwał ze sto lat.
Ross zmarszczył nos.
- Wieczna marzycielka – burknął. Mimo wszystko Alex wiedziała, że bardzo ucieszył się z poprawy stanu zdrowia Laury, tylko po prostu tego nie okazywał.
- Rozmawiałaś już ze swoimi rodzicami?  - spytała po chwili milczenia.
- Tak, przez telefon. Dziś nie mogą przyjechać, mają ważne spotkanie w firmie. Chcieli je odwołać dla mnie, ale przekonałam ich, żeby zostali.  Nie mogą przegapić takiej szansy – tłumaczyła Laura.
- Rozumiem.
- Alex Jefferson! – na salę wkroczyła pielęgniarka o surowym wyrazie twarzy – Co ja mówiłam o wizytach? Masz odpoczywać, a nie wychodzić na pogaduszki. Wracaj na salę, zaraz podam ci kolejną porcję leków.
Alex westchnęła i powoli wstała. Kierując się do wyjścia z sali odwróciła się i pomachała przyjaciołom. Po chwili Ross i Laura zostali sami.
- Często się z nią widujesz?
- Dosyć często. Jest samotna, potrzebuje mnie.
- Ach tak.
- Jesteś zazdrosna?
- Ja?! Absolutnie nie! Skąd ci to przyszło do głowy?
- Sam nie wiem. Tyle razem przeszliśmy…
- My? Czy ty i Alex?
- My, Laura. Kiedyś byliśmy nierozłączni, pamiętasz?
- Pamiętam – westchnęła brunetka -  Ale wtedy wyprowadziłam się z Colorado i wszystko się pozmieniało…
- Zrozum, to nie mogło przetrwać. Widywaliśmy się raz na pół roku. A potem coraz rzadziej.
- Dobrze, że mieliśmy okazję znów się spotkać – odprała Laura.  
 - Tak. Miło przypomnieć sobie stare dobre czasy – uśmiechnął się Ross i ścisnął rękę Laury.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Naraz w korytarzu rozległ się straszliwy hałas. Chwilę potem na salę wpadła grupa roześmianej młodzieży i dwoje dorosłych.
Ross z lekkim zawstydzeniem puścił dłoń Laury i szybko wstał:
- Rydel? Riker, Rocky! Ryland! Ratliff! Mamooo, tatoooo!!!!!*   - wykrzyknął rzucjając się na swoją rodzinę.
- Siema, braciszku! – zawołała wesoło wysoka blondynka ubrana od stóp do głów na różowo.
- I jak jeździłeś, baranie? 
- Właśnie, kto o zdrowych zmysłach mógł ci dać prawo jazdy?
- Ja od początku wam mówiłem, że ten kursant jest niepoczytalny!
- To ja tak mówiłem, nie kłam.
- Chyba cię pogrzało, Rocky.
- No no, Młody, nie pozwalaj sobie.
- Tylko nie Młody, co?!
- Ałł! Riker, stanąłeś mi na stopie!
- Oj, sorki Rydel.
Rodzeństwo Rossa przekrzykiwało się nawzajem. Każdy chciał coś od siebie dodać, więc na sali powstał straszliwy zamęt.
- Ciiiiiiiiszaaa!  - rykneła Stormie, mama Rossa i pozostałej młodzieży – Ryland, nie kłóć się z bratem.
- Ale mamoooo. To Rocky zaczął.
- Bez dyskusji, bo zaraz nas stąd wyrzucą. Uciszcie się!
- Jak dobrze cię znowu widzieć, mamo – powiedział Ross, przytulając ją.
- To miała być ironia?
- Nieee… - odparł niepewnie blondyn.
- No nieważne. Jak się czujesz, kotku? – zwróciła się nagle do Laury. Dziewczyna w osłupieniu przyglądała się rodzinie Rossa.
- Yyy..Dobrze.
- Ross się tobą dobrze opiekował? – spytała Rydel bystro przyglądając się Laurze.
Brunetka zarumieniła się:
- Tak, on..
- A ja mam dla ciebie jabłko! O! – ryknął Rocky przysuwając do jej twarzy zielony owoc.
- Wiesz co, schowaj się z tym  swoim jabłkiem. JA mam coś lepszego – Ratliff odepchnął Rockiego i uroczyście wręczył Laurze sporych wielkości pudełko z ciasteczkami.
- Ojejj, dziękuję..
- Laura, nie słuchaj ich. Oboje dobrze wiemy, że uwielbiasz żelki!  - wtrącił się Ryland, kładąc na stoliku obok łóżka siatkę pełną gumowych misiów i robaczków.
- Czy wy na serio chcecie ją utuczyć? Nie lepiej było przynieść coś, co jej się spodoba? – spytał Riker, najstarszy z rodzeństwa i z powagą położył na łóżku dziewczyny ogromny bukiet róż.
Rydel prychnęła z pogardą.
- Róże? Tylko na tyle cię stać? To patrz na to  -  wyciągnęła z siatki ogromnego kotka Hello Kitty, z doczepioną kartką „Zdrowiej Szybko! J ”.
- Czy dacie mi wreszcie coś powiedzieć?! – krzyknęła Laura zanosząc się od śmiechu. Zupełnie zapomniała o bólu w klatce piersiowej, który do tej pory ciągle jej doskwierał.
- Mów, mów. Słuchamy! – zawołał Ratliff zabawnie unosząc brwi.
Laura odetchnęła głęboko i  rzekła z powagą:
- Jest mi niezmiernie miło. Nie wiem, co powiedzieć! Co ja takiego zrobiłam, żeby zasłużyć na te wszystkie prezenty?
- No właśnie, bo ja na przykład nic nie dostałem – stwierdził lekko obrażony Ross. Wszyscy wybuchli szczerym śmiechem.
- Ej, nie masz nam za co dziękować. Ross jest zdrów jak ryba, z tobą troszeczkę gorzej. Potrzebowałaś wsparcia. No i wsparcie nadeszło! – rzekła Stormie przesyłąjąc jej miły uśmiech.
- Ale jak to się stało, że tu jesteście? Myślałem, że nie przyjedziecie – powiedział Ross siadając na pobliskim krześle.
- Chcieliśmy ci zrobić taki surprise. Przyjechaliśmy już wczoraj, późnym popołudniem, ale w StarWork Company powiedzieli nam, że mieliście wypadek – zaczęła Rydel.
- Noo, mama zaczęła strasznie panikować – dodał Rocky.
- Nieprawda! Najbardziej przestraszył się mój mąż – zaoponowała Stormie.
- Ze niby ja? – oburzył się dotychczas milczący Mark.
- Eh, nieważne kto. Co było dalej? – drążył zniecierpliwiony Ross.
- Jessie powiedziała, że ty i Laura leżycie w szpitalu i nic wam nie jest. Długo musiała uspokajać mamę…  - rzekł Mark patrząc niewinnie na żonę.
- No wiesz! Nie powiem, kto tu prawie zemdlał na moich kolanach!
- Chwilka..Jessie nie wspominała wam nic o Alex?
- Alex?  A kto to? – spytała z zaciekawieniem Rydel.
  - Czy to twoja nowa dziewczyna? – zapytał Ryland i ziewnął przeciągle.
- Ej, ogarnij. Alex to może być imię męskie, nie? – zauważył Ratliff.
- Dla waszej wiadomości, Alex jest moją znajomą. Też brała udział w wypadku, leży parę sal obok. Tylko błagam, nie wchodźcie tam teraz wszyscy naraz, bo pomyśli, że na salę wbiegło stado słoni.
-  Pff. Mów za siebie, Ross. Ja przynajmniej chcę ją zobaczyć. Ładna  jest, co? – Rydel mrugnęła w stronę blondyna.
  - To NIE JEST moja dziewczyna.
- A czy ktoś ci mówił, że jest?
- Dajcie spokój, po prostu tam wejdźmy.
- NIE!  - zawołał z rozpaczą w głosie Ross – Ona jest ledwo żywa, chcecie ją dobić?
- Spoooooko. Będziemy chodzili na paluszkach – zachichotał Rocky i wyszedł z sali razem z Rylandem i Ratliffem.
Ross przejechał sobie ręką po twarzy.
- Mamo, tato. Też idziecie?
- Za chwilkę. Polecimy do sklepu coś jej kupić. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o Alex wcześniej, mielibyśmy więcej czasu.
- Dobra, jak tam chcecie. Rydel? Riker?
- Idę – rzuciła dziewczyna i posłała buziaka Laurze.
- Zaraz będziemy z powrotem – zapewnił ją Ross – Riker, idziesz? – zwrócił się do najstarszego brata.
- Może później. Zostanę przy Laurze – uśmechnął się chłopak.
Ross  posłał mu znaczące spojrzenie i wyszedł z sali.

- Czeeeeść. Ty jesteś Alex? – spytał Rocky z zaciekawieniem przyglądając się twarzy zszokowanej dziewczyny.
- R5?! R5 tu przyjechało?! Do tego szpitala?!
- O, czyżbyś była naszą fanką? – zagadnął Ratliff.
- No jasne! Jeszcze się pytasz. Kocham wasze piosenki. W ogóle jesteście super! – krzyknęła Alex.
- Z wzajemnmością – uśmiechnęła się Rydel.
- No dalej, Ross. Opowiedz nam coś o swojej koleżance – zachęcił Ryland.
- Właśnie! Umieramy z ciekawości.
- Później, co? Nie widzicie, że jest wykończona?
- Ee tam, Ross. Spotkałam twoje rodzeństwo! I czuję się o wiele lepiej.
Przyjemna pogawędka z członkami zespołu R5 na temat ich trasy koncertowej zajęła dobre pół godziny. Nagle w progu sali pojawiła się Stormie.
- Hej, chłopaki, możecie na słówko? – spytała wskazując na Rossa, Ratliffa, Rockiego i Rylanda.
- Jasne – odparli chórem  i opuścili salę.
Alex spojrzała ze zdziwieniem na Rydel.
- Co się dzieje?
Dziewczyna wzruszyła ramionami wprawiając przy tym w ruch błyszczące cekiny umieszczone na jej koszulce.
- Nie mam pojęcia, co oni tam knują. Powiedz.. – spytała po chwili milczenia – jakim sposobem ty i Ross..
- Jak się poznaliśmy? To trochę długa historia. Sądziłam, że opowiedział wam o mnie.
- Nie, pewnie zapomniał. Od dłuższego czasu  nie mieliśmy okazji pogadania z nim twarzą w twarz.  A o wielu rzeczach  zapomina się wspomnieć przy rozmowie przez telefon.
- Masz rację – uśmiechnęła się Alex.
- Przyjaźnicie się? Czy może..
- Nie, nie. Tylko się przyjaźnimy – przerwała jej zawstydzona dziewczyna.
- Przepraszam, że zadaję takie pytania. Wiesz, z natury jestem ciekawska. No i lubię trochę poplotkować. A właśnie. Zauważyłaś tę chemię między Rossem a Laurą?
- Tę…chemię? –
- Kiedy weszliśmy do sali, mogłabym przysiąc, że jeszcze przez chwilę trzymali się za ręce. Widocznie stara miłość nie rdzewieje.
- Cco? – do Alex z trudem docierało to, co mówiła Rydel.
- No jak to? Nic nie wiesz?  Ross i Laura chodzili razem do szkoły. Od razu zostali parą, bardzo do siebie pasowali. Ale, niestety, wkrótce potem Laura musiała się wyprowadzić do Miami, żeby rozwijać swoją karierę. Związek nie przetrwał próby czasu i po paru miesiącach się rozstali. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że znów się  spotkają, i to na planie serialu, gdzie grają głównych bohaterów!
Alex milczała próbując opanować chaos, który powstał w jej głowie. Ross z Laurą? Jak to?! A wydawało jej się, że to właśnie do niej coś czuje…
- Wszystko w porządku, kochanie? – Rydel delikatnie odgarnęła spadające na czoło Alex loki. Naraz spostrzegła, że dziewczyna płacze.
- Ciii, spokojnie – powiedziała ostrożnie tuląc do siebie głowę dziewczyny – Lubisz go, prawda?
Alex powoli kiwnęła głową. Krople jej słonych łez moczyły różową koszulkę Rydel.
Po chwili dziewczyna wydmuchiwała nos w podaną jej chusteczkę. Szybko otarła łzy i westchnęła.
- Lepiej? – spytała Rydel posyłając jej krzepiący uśmiech.
- Tak. Chciałaś wiedzieć, jak doszło do mojego spotkania z Rossem?
- Jeśli to dla ciebie za trudne…
- Nie – przerwała jej stanowczo Alex – Pozwól, że opowiem ci całą tę żałosną historię od początku do końca.



                                                                      ***
Jest kolejny rozdział! 
Kochani, przepraszam, ale nie jestem w stanie pisać częściej niż raz na tydzień. Mam w tym roku test gimnazjalny, więc w szkole fundują nam niezłą "rozrywkę". masa testów itp. mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, na pocieszenie walnęłam taki o - długaśny rozdział :)  przepraszam, jeśli są błędy, pisany był szybko i może trochę niestarannie.

proszę o komentarze oczywiście :) <3 
  
  

 *a to jest zespół R5, w którym gra Ross. Od lewej - Rocky, Rydel, Ross, Ratliff, Riker ( Rylanda nie ma na zdjęciu, bo formalnie nie jest członkiem zespołu, tylko menadżerem) 
zobaczcie ich piosenki - ubóstwiam <3  
jestem oczywiście świadoma, że mogłam poplątać Wam w głowach z tymi wszystkimi imionami, ale mam nadzieję, że to też mi wybaczycie :p

do zobaczenia za tydzień! :*
~BabyBlue