Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 maja 2013

"Who's that girl? Where's she from? No, she can't be the one that you want"

 Minęło parę dni. Alex wciąż wahała się, czy dzwonić do rodziców w sprawie chwilowego zamieszkania z Charliem. Wiedziała, że szanse na to, że pozwolą jej wprowadzić się do obcego chłopaka są znikome. Obiecała mu jednak, że zrobi co w swojej mocy, by mu pomóc. Jeśli faktycznie za parę tygodni będzie zmuszony przenieść się do domu dziecka, wolała być z nim w tych trudnych chwilach. „Ale czy on też tego chce?”  - zastanawiała się. W końcu ostatnimi czasy miewał bardzo dobry humor. Widywała go rzadko, bo ciągle gdzieś znikał. Podejrzewała, że ma to jakiś związek z tajemniczą dziewczyną, którą poznał przez przypadek. Odwiedza ją? Nieee, on nie byłby do tego zdolny. Przecież ledwo ją zna…

Zawsze w chwilach bezradności dzwoniła do Rydel. Była jej najbliższą przyjaciółką. Oczywiście, lubiła też Laurę, Raini, Caluma i pozostałych  członków R5, ale to właśnie z nią łączyła ją najsilniejsza więź. Delly miała radę na wszystko i była dla niej oparciem.
Alex sięgnęła po telefon.
- Cześć, słońce! Co u ciebie? – blondyna powitała ją głośnym okrzykiem.
- Hej Rydel. No właśnie, co u mnie. Nie za dobrze….
Opowiedziała jej po kolei – o trudnej sytuacji Charliego, o rudej dziewczynie i o dylematach związanych z przeprowadzką.
- Hmm, gdybyśmy nie mieszkali tak daleko, wzięlibyśmy go do siebie na jakiś czas – westchnęła Delly – Ale chyba mam rozwiązanie. Spróbuj porozmawiać z Jessy. Zdaje mi się, że polubiła Charliego.  Jest wpływowa, na pewno będzie potrafiła załatwić co trzeba i nie będzie musiał nigdzie iść.
- Trzeba spróbować – kiwnęła głową Alex – Dzięki za radę, jesteś kochana.
- Wiem to – stwierdziła ze śmiechem blondyna, po czym dodała -  Mała, muszę kończyć. Jeden z moich piekielnych braciszków koniecznie chce mnie wyciągnąć na zakupy do centrum. A łaziliśmy tam dosłownie dzień wcześniej! I to przez pięć godzin! PIĘĆ GODZIN, czy ty to rozumiesz??!
- Ej nie kłam, mówiłem, że cztery! – odezwał się oburzony głos Rockiego.
- Chyba ci zegarek nawalił, stary – dorzucił się Riker.
Alex parsknęła śmiechem.
- Sama widzisz – westchnęła Rydel – Trzymaj się.
- Do zobaczenia, pozdrów ode mnie tych twoich piekielnych braciszków – odpowiedziała nastolatka i się rozłączyła.

 
Tymczasem Laura czytała nowo kupioną książkę, przy okazji pałaszując swój ulubiony „gogurt”. Naraz podskoczyła w miejscu, gdyż w okolicach jej nóg rozległo się ciche popiskiwanie. Aha, czyli Ross znów przestawił jej dzwonek w telefonie! Co za głupek!  Dobrze wiedział, że Laura nienawidzi tego odgłosu i po raz kolejny zrobił jej na złość.
Ale tym razem to nie on dzwonił. Wyświetlił się jakiś nieznany numer.
- Halo?
- Cześć, Laura. Tu Raini.
- Rai, to ty?! Dziewczyno, co się z tobą działo?! Wiesz, jak się martwiłam?
- Tak, domyślam się. Ale nie uwierzysz, co mi się przytrafiło. Jeden wielki KOSZMAR!
- Co takiego się stało? – zaniepokoiła się brunetka.
- A więc zaczęło się od tego, że jakaś blond-świruska niechcący na mnie wpadła i wytrąciła mi z ręki telefon, który wpadł do fontanny. Oczywiście, nie nadawał się do użytku, więc musiałam go oddać do serwisu. Tam bardzo grzecznie powiedzieli mi, że nie da się go już naprawić. Dostałam niezły ochrzan od rodziców, bo telefon był całkiem drogi. Byłam przez to uziemiona w domu. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale dopiero dziś przyszedł nowy telefon. Dobrze, że chociaż znam twój numer na pamięć.
- No, ale przecież zawsze mogłaś do mnie napisać na Twitterze – zdziwiła się Laura.
- Nie bardzo. Jakiś wariat włamał się na moje konto i je zablokował. Nie mogę się normalnie zalogować!
-  Kurcze, faktycznie dosyć koszmarne wydarzenie – przyznała ze współczuciem brunetka – a właściwie gdzie była ta fontanna?
-  Przed kinem, gdzie była premiera „Muppetsów”. Pomyśleć, że gdyby nie ta fajtłapa…
- Nie przejmuj się, ważne że już wszystko  porządku. Naprawdę się martwiłam. Nie odzywać się przez tyle dni – to do ciebie niepodobne.
- Jakoś to nadrobimy. Masz czas dziś o czwartej?
- Jasne. Zrobię tylko ćwiczenia, które nam zadali, i możemy się spotkać.
- Ah, ty i ta twoja skrupulatność – westchnęła z politowaniem Rai.
- Ej, po prostu zbliża się koniec semestru i muszę się poprawić z paru przedmiotów – obraziła się Laura.
- Ok., ok, kujonku. To jak? Kawiarnia „Cherry Pie” koło 16stej?
- Mhm. Do zobaczenia – rzuciła dziewczyna i się rozłączyła. 
Kolejny sygnał doszedł tym razem z innej części pokoju. Okazało się, że to komórka Rossa, której zapomniał zabrać ze sobą. Laura z zaciekawieniem spojrzała na ekranik. Nie miała w zwyczaju zaglądać mu do telefonu, bo miała do niego pełne zaufanie, ale coś kazało jej sprawdzić, od kogo była ta wiadomość. Aha! Od Gemmy! Bez namysłu nacisnęła przycisk i przeczytała: „Wczoraj było bardzo miłoJ Może znów do mnie wpadniesz?”
Było MIŁO?! Co to ma do cholery znaczyć?! Nie, miarka się przebrała. Trzeba natychmiast iść do Raini i spytać się, czy przypadkiem nie upadła na głowę. Jak można kolegować się z taką rudą, fałszywą jędzą?! Z Rossem za to czeka ją niezbyt przyjemna rozmowa. Ale to później…


Minęło parę godzin, zbliżała się już szesnasta. Alex właśnie przechadzała się po Newton Street. Postanowiła, że nie będzie dzwonić do rodziców w sprawie mieszkania z Charliem, tylko pójdzie za radą Rydel i porozmawia z Jessy. Jutro z samego rana powie jej o tej przykrej sprawie. Teraz zaś urządziła sobie mały spacerek po okolicy, by wypatrzeć jakiś prezent dla Charliego. Zbliżały się święta i tym samym urodziny szatyna. Podarunek musiał być wyjątkowy, dlatego już teraz uważnie oglądała witryny przyozdobionych girlandami sklepów.   
Minęła kawiarnię „Cherry Pie”, ale zaraz się cofnęła. Siedząca przy oknie dziewczyna wydawała jej się dziwnie znajoma… Podeszła bliżej, udając, że przygląda się wywieszonemu na zewnątrz menu. Czarne loki, błyszcząca bluzka i neonowe paznokcie? To musiała być Raini! Alex czym prędzej weszła do kawiarni.
 - Hej, jak ja cię dawno nie widziałam! – zawołała, witając się z koleżanką.
- Oo, cześć skarbie! – przytuliła ją Raini – Proszę, siadaj. Właśnie czekam na Laurę.
- To nie będę wam przeszkadzać, w końcu to wasze spotkanie – zmieszała się nastolatka.
- Ee, nie wygłupiaj się. We trójkę będzie nawet fajniej.
Raini opowiedziała jej o swojej przygodzie z komórką i problemach z Twitterem. 
- No no – gwizdnęła Alex – Można powiedzieć, że byłaś oderwana od świata na parę dni.
- Żebyś wiedziała!  Wszystko na moją niekorzyść. Zupełnie jakby to sobie ktoś zaplanował – narzekała Rai.
- Bez przesady, nikt by nawet nie próbował z tobą zadzierać, bo by źle skończył – zaśmiała się nastolatka.
W tym momencie podeszła do nich Laura. Miała lekko zaczerwienione oczy, zupełnie jakby przed chwilą płakała.
- Cześć – rzuciła ponuro i usiadła pomiędzy nimi.
- Coś się stało? – Raini z troską spojrzała na brunetkę.
- Taaa. Gemma się stała. Ta ruda małpa kradnie mi chłopaka!
- Czekaj. Powiedziałaś ruda?  - ocknęła się Alex
- Tak. Laska po prostu okręciła sobie tego palanta wokół palca. Zostawił u mnie komórkę. Przyszedł do niego SMS: „Wczoraj było bardzo miło. Może znów do mnie wpadniesz?”. Ross ostatnio cały czas gdzieś znika. Na początku myślałam, że chodzi do Caluma, a on po prostu się z nią potajemnie widuje! I co ja mam zrobić? – Laura coraz bardziej podnosiła głos. W końcu schowała twarz w dłoniach.
- Hej, nie przejmuj się. Być może pocieszy cię fakt, że Charlie też łazi nie wiadomo gdzie. Poznał jakąś dziewczynę, też rudą, i zupełnie oszalał.
- A wiesz, jak ma na imię? – Laura uniosła głowę znad rąk.
- Nie. Ale wyglądała na przebojową pannę. Może troszkę starszą od nas. Dosyć wysoka, miała niebieskie oczy…
- To ta sama! – zawołała brunetka.
- Zaraz, możecie mi wreszcie powiedzieć, o co chodzi? – spytała zdezorientowana Raini.
- No jak to, o co. A raczej, o kogo. Gadamy o twojej koleżance, Gemmie. Podobno poznałyście się niedawno – rzekła Laura.
- Swoją drogą, to chyba za delikatnie ją oceniłaś. Ta laska jest po prostu fałszywa – dodała Alex.
- Dziewczyny – spoważniała Raini -  mogę was zapewnić, i to na sto procent. Nie znam NIKOGO o imieniu Gemma…
 

***

Tym razem nie dodałam miesiąc później, ale tylko 2 tygodnie później ;D 
piszcie swoje opinie w komentarzach, z góry dzięki (;

aha i jeszcze jedno. odeszłam z pewnej grupy aby przekonać się, kto tak naprawdę docenia moje opowiadanie i kto obchodzi się losami Alex, Laury, Rossa itd. 
nie sztuką jest wejść na bloga kogoś, kto Cię o tym zawiadomił i napisać na odwal się  "super" pod nowym rozdziałem, nawet go nie czytając (nie twierdzę oczywiście, że wszyscy tak robicie, ale też nie mam pewności)

najbardziej szanuję tych, którzy z własnej woli sprawdzają od czasu do czasu, czy coś nowego się u mnie nie pojawiło. Jesteście wspaniali :* 

a to piosenka z tytułu:




do zobaczenia!
~`BabyBlue



piątek, 10 maja 2013

"They're lined up shoulder to shoulder. Like dominoes, you keep knocking them over"


***
- Chaaaaaarile! No gdzie jesteś? – jęczała Alex, rozglądając się w poszukiwaniu kolegi. Nareszcie go dojrzała – całego w skowronkach. Niemal pląsał po chodniku, trzymając coś w rękach. W końcu dobiegł do niej i wysapał:
- Prze…pra…szam, że tak długo cze…kałaś
- Nie wierzę  - pokręciła głową nastolatka – Wziąłeś numer od tej laski?
- Adres – poprawił ją chłopak, z dumą prezentując zabazgraną karteczkę.
- A skąd wiesz, że jest prawdziwy?
- Jestem tego pewien. Poza tym, po cholerę podawałaby mi fałszywy adres?
Alex wzruszyła ramionami.
- Hmmm, nie wiem. Może dlatego, że wcale cię nie zna i to trochę nienormalne, by dawała byle jakiemu czubkowi swoje dane?
- Ej, tylko nie czubkowi, dobra? W ogóle, co ty taka niezadowolona, hm? – w tym momencie uderzył się w czoło – Aaaa! No jasne, zapomniałem. Lubisz mnie, więc czujesz się zazdrosna, zgadłem?
- Że co, proszę?! Skąd takie kretyńskie przypuszczenia?
- Pff, to nie przypuszczenia, ja to wiem. No cóż zrobić, zawsze miałem powodzenie – westchnął Charlie, bezradnie rozkładając ręce.
- Idiota – mruknęła cicho Alex i ruszyła przed siebie tak szybko, że szatyn z trudem dotrzymywał jej kroku.

Po paru minutach doszli do budki i kupili po gofrze z bitą śmietaną. W drodze powrotnej dziewczyna prawe nie odzywała się do pałaszującego swój deser Charliego. Zajęta była własnymi rozmyślaniami. Na przykład, zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie podziałały na nią słowa chłopaka: „Lubisz mnie, więc czujesz się zazdrosna”. Przecież to bzdura. Owszem, bardzo go lubiła, ale nigdy  nie myślała o nim w „ten” sposób. Traktowała go raczej jako kolegę. Mimo wszystko jednak, było jej przykro, że tak szybko znalazł sobie nową towarzyszkę. To Alex była dla niego podporą, to u niej powinien szukać  wsparcia i pociechy! A nie u jakiejś rudowłosej pięknotki. Postradać rozum dla takiego kogoś, też coś. No, ale nie była o niego zazdrosna. Co to, to nie.

Charlie również milczał. Myślał o tym, że niebo jest dziś niesamowicie niebieskie (zupełnie jak oczy Gemmy), gofry mają jakiś niezwykły smak, a ludzie przechodzący obok niego się uśmiechają. Nie zamartwiał się tym, że Alex się na niego obraziła. Już nie raz tak było i wiedział, że po jakimś czasie jej przejdzie. Postanowił, że skorzysta z szokująco pięknej (jak na grudzień) pogody i przespaceruje się na Sultanby Avenue…


- Halo, Gemma? – wypalił Ross, ze zdenerwowania obgryzając paznokcie. Od jej odejścia minęły dopiero dwie godziny, a już nie mógł się doczekać, by do niej zadzwonić.
- To ty, Ross? Czy coś się stało? – spytała rudowłosa.
Ah, ten jej niski, melodyjny głos!
- Emm…Nie, chciałem tylko spytać, czy dodzwoniłaś się już do Raini.
-Niestety  - westchnęła Gem  - ale i tak ta sprawa jest już nieaktualna. Nie musisz już do niej dzwonić. Przepraszam, że narobiłam kłopotu.
- Nie mów tak. Naprawdę cieszę się, że mogłem cię poznać.
- Dzięki, i nawzajem. Aha, wiesz, ja też mam do ciebie pewną sprawę.
- Tak?
- Chyba zostawiłam u was moją niebieską bransoletkę. Szukałam jej w całym domu, ale nie znalazłam, a pamiętam, że idąc do was, jeszcze ją miałam na ręce.
- Bardzo możliwe, zaraz poszukam – zapewnił Ross, gorączkowo rozglądając się po mieszkaniu Laury. Został u niej na dłużej, żeby przećwiczyć role do ostatniego odcinka drugiego sezonu Austina&Ally.
W końcu jego wzrok przykuł mały przedmiot leżący pod stołem kuchennym. Tak, to właśnie była bransoletka Gemmy. Uszczęśliwiony blondyn krzyknął do słuchawki:
- Znalazłem! Tylko jak mam ci ją oddać?
- To może do mnie wpadniesz? Oczywiście, jeśli masz ochotę…
- Jasne, nie ma problemu.
- Ok, podaję adres – Sultanby Avenue 23, 7/10. Możesz przyjść jeszcze dziś.
- Z chęcią! Właściwie, to nie mam nic do roboty – skłamał Ross – To do zobaczenia!
- Do zobaczenia – rzekła Gemma i rozłączyła się. 
Blondyn czym prędzej włożył do kieszeni bransoletkę. Już miał wychodzić, kiedy na jego drodze pojawiła się Laura.
- Z kim rozmawiałeś? I gdzie idziesz? – spytała, przyglądając się mu badawczo.
- Eeee….Z Calumem. Właśnie do niego idę, miał mi oddać kasę, którą ode mnie wczoraj pożyczył.
- Dobra. Ale wracaj szybko, bo trzeba przećwiczyć role.
Ross wybiegł z domu i jak poparzony pobiegł na przystanek. Pomyślał, że dzięki Bogu, pogoda jest wspaniała (a to już grudzień!) i nie musi brać kurtki.

Brunetka jeszcze przez chwilę patrzyła przez okno. Postanowiła, że spróbuje zadzwonić do Raini. Wybrała jej numer, ale spotkało ją rozczarowanie –  usłyszała automatyczną sekretarkę.
- Co się z nią dzieje? Zawsze ma telefon pod ręką – mruknęła z niezadowoleniem Laura.
  
Tymczasem Charlie odprowadziwszy Alex do hotelu, udał się do domu, by przygotować się do wizyty u Gemmy. Trochę się denerwował, bo ledwo ją znał. Poza tym, nie chciał się napraszać jeszcze tego samego dnia po jej poznaniu. Nic jednak nie mógł poradzić – to po prostu było silniejsze od niego. Przebierał się ze sto razy. Wreszcie nałożył swoją ulubioną koszulę w kratę i jeansy. Przeczesał włosy, wyczyścił buty i sięgnął  po wodę kolońską stojącą na półce w łazience. Kłopot w tym, że przez przypadek wziął bardzo podobnie wyglądającą buteleczkę specyficznie pachnących perfum babci. Skrzywił się, gdy tylko poczuł silny zapach kwiatów. Chciał nawet zmienić koszulkę, ale żadna inna nie przypadła mu do gustu. Przeklinając pod nosem, obficie spryskał się wodą kolońską, by ukryć woń perfum. Nadal odczuwać było lekką nutę kwiatową, ale już nic nie mógł na to poradzić. Dziesięć minut później szedł w stronę mieszkania Gemmy. Postanowił iść na pieszo, bo Sultanby Avenue było tylko parę przecznic od jego domu.  Stanął przed blokiem oznaczonym numerem 23. Odszukał siódemkę na liście nazwisk, ale zawahał się i nie nacisnął guziczka. A co, jeśli Gem uzna go za świra? Albo za napalonego zboczeńca? Albo po prostu nie będzie jej w domu? Albo otworzy mu drzwi jej mama? Albo, co gorsza, tata. Zły tata pozbywający się zalotników jego córeczki w dość drastyczny sposób. Charlie aż zadrżał na samą myśl. Naraz usłyszał kroki i ciche pogwizdywanie. Odwrócił się i jęknął – no gorszego finału tej historii nie mógł się spodziewać! Zbliżał się do niego nie kto inny, jak Ross. Blondyn zauważywszy nastolatka, raptownie przystanął:
- A ty co tu robisz, stary?
- Mógłbym spytać o to samo… stary – zmroził go wzrokiem Charlie.
- Ja tylko odwiedzam koleżankę. Zostawiła u mnie bransoletkę, widzisz? – to mówiąc pokazał mu niebieską błyskotkę. Dobrze wiedział, że Gem była u Laury, a nie u niego, ale miał w końcu okazję utrzeć nosa szatynowi. Musiał z niej skorzystać.
- Uważaj, bo uwierzę, że masz nową „koleżankę”.  – prychnął Charlie.
- Odpowiedz wreszcie. Co tu do cholery robisz? I czemu.. – Ross podszedł parę kroków i pociągnął nosem – pachniesz babskimi perfumami?
- Nie twój interes – burknął nastolatek.
Stali w milczeniu, rzucając sobie groźne spojrzenia. I nie wiadomo, ile czasu by upłynęło, gdyby nie to, że drzwi ni stąd ni zowąd się otworzyły i stanęła w nich Gemma. Trzymała w rękach portmonetkę i wyglądała na zaskoczoną nagłym spotkaniem.
- Gemma! – zawołali jednocześnie chłopcy.
- Ojejj, cześć! To wy się znacie?
Ross ponuro skinął głową, a Charlie mruknął coś w stylu „niestety”.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziecie…jednocześnie – zachichotała rudowłosa. Włosy związane miała w koczek. Nosiła krótką, niebieską sukienkę z głębokim dekoltem, która jeszcze bardziej podkreślała barwę jej oczu i odsłaniała długie nogi. Usta pomalowała mocną szminką. Wyglądała wyzywająco, i to zrobiło na chłopcach duże wrażenie – Właśnie wybierałam się do sklepu, żeby kupić jakieś przekąski.
Szatynowi przemknęło przez myśl, że sprzedawca padłby trupem, widząc ją w takim stroju.
- Mogę pójść z tobą, jak chcesz  - zaproponował.
- Chyba miałeś na myśli „możemy pójść z tobą”, kolego? – spytał go Ross i zwrócił się w stronę Gemmy, kładąc jej rękę na ramieniu – Masz śliczną sukienkę.
- Oh, dziękuję – dygnęła dziewczyna i obdarzyła go szerokim uśmiechem.
- I świetne nogi – dodał Charlie. Po chwili dotarło do niego, co powiedział i zaczerwienił się jak burak.
Blondyn posłał mu pogardliwe spojrzenie.
- A wiecie, może jednak nie idźmy do sklepu. Coś tam znajdę w lodówce. Chodźcie. – Gemma otworzyła im drzwi i poprowadziła do swojego mieszkania na drugim piętrze. 

Rozmowa nie bardzo się kleiła. Może to ze względu na to, że ilekroć jeden starał się przypodobać Gemmie, drugi albo wyskakiwał ze złośliwym tekstem, albo próbował przebijać komplement pierwszego. Atmosfera więc była dość napięta. Naraz blondynowi zadzwonił telefon. Charlie skorzystał z okazji i spytał niewinnym głosem:
- Ooo, czyżby dzwoniła twoja DZIEWCZYNA?
- Nieeee? – Ross trochę się zmieszał – To Calum, głąbie.
Przeprosił Gem i wyszedł na chwilę z pokoju.
- Tak kochanie?  No wiem, zasiedziałem się trochę. Taaaak, idę już. Tak, już się zbieram. No Jezu, zaraz będę, nie panikuj. Ja jestem niemiły? To ty się czepiasz, do cholery. NIE KRZYCZĘ! Halo? Halo, skarbie?! – ze zrezygnowaniem schował komórkę do kieszeni. Oczywiście, dzwoniła Laura i robiła mu wyrzuty, że się spóźniał. Wrócił do pokoju.
- No…Nie wiedziałem, że jesteście aż tak blisko z Calumem – wyszczerzył się Charlie.
Ross posłał mu spojrzenie mówiące: „z tobą policzę się później”.
- Przepraszam, Gem. Muszę już lecieć. Bardzo miło się gadało. Aha! Proszę, bo zapomnę – wyjął z kieszeni bransoletkę i podał rudowłosej.
- Nic się nie stało. I dzięki, że się pofatygowałeś przynieść mi moją zgubę – uśmiechnęła się Gemma.
- Drobiazg. To do zobaczenia. Charlie, ty też się zbieraj, mamy pewną sprawę do załatwienia, pamiętasz?
- Co? Jakoś sobie nie przyp.. – urwał, bo Ross prawie siłą wyciągnął go z fotela i wyprowadził za drzwi. Gdy znaleźli się na dworze, blondyn przyparł go do drzewa.
- Co ty sobie wyobrażasz, hę?
- Odchrzań się – odepchnął go Charlie - Mi przynajmniej wolno, a tobie nie bardzo.
-  Nie pozwalaj sobie!
- Bo co? Znów złamiesz mi nos? Ciekawe jak się wytłumaczysz przed swoją laską.
-  To już moja sprawa, jak się wytłumaczę…A ty też chyba do końca wolny nie jesteś. Co z Alex?
- Gówno cię to obchodzi.
- A jednak obchodzi. Bo jak zrobisz jej jakieś świństwo, to się z tobą policzę. Zrozumiałeś?
Po chwili chłopcy rozeszli się – każdy w swoją stronę.
Całej sytuacji przyglądała się Gemma. Z okna swojego pokoju miała świetny widok na podwórko, i tym samym na całe zdarzenie, które przed chwilą zaszło. Trzeba przyznać – miała ubaw. Nie pierwszy raz jacyś chłopcy rywalizowali o jej względy. Schlebiało jej to. A najlepsze jest to, że wszystko wyszło dokładnie tak, jak przewidywała. Oszołomiony jej skromną osobą Charlie jeszcze tego samego dnia ją odwiedził. A Ross? Nie chciała, by to było zbyt proste, dlatego wymyśliła sprytny numer bransoletką. Kiedy Ross wyszedł z kuchni, by porozmawiać z Laurą, skorzystała z okazji i upuściła błyskotkę na podłogę. Nie miała pewności, że blondyn do niej oddzwoni, dlatego musiała mieć jakiś pretekst, żeby zaprosić go do siebie. Podziałało. To, że przyszli jednocześnie, było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Teraz się udało. Ale to dopiero początek historii, w której to ja jestem główną bohaterką – westchnęła Gemma. 

 ***
YAAAAY! Napisałam rozdział!!!
Chciałam bardzo przeprosić, że tak długo musieliście czekać, ale zupełnie zapomniałam, że prowadzę tego bloga. 
Wybaczycie?
















piosenki z tytułu chyba nie muszę przedstawiać? ;)

trzymajcie się:*
~`BabyBlue