Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 maja 2013

"They're lined up shoulder to shoulder. Like dominoes, you keep knocking them over"


***
- Chaaaaaarile! No gdzie jesteś? – jęczała Alex, rozglądając się w poszukiwaniu kolegi. Nareszcie go dojrzała – całego w skowronkach. Niemal pląsał po chodniku, trzymając coś w rękach. W końcu dobiegł do niej i wysapał:
- Prze…pra…szam, że tak długo cze…kałaś
- Nie wierzę  - pokręciła głową nastolatka – Wziąłeś numer od tej laski?
- Adres – poprawił ją chłopak, z dumą prezentując zabazgraną karteczkę.
- A skąd wiesz, że jest prawdziwy?
- Jestem tego pewien. Poza tym, po cholerę podawałaby mi fałszywy adres?
Alex wzruszyła ramionami.
- Hmmm, nie wiem. Może dlatego, że wcale cię nie zna i to trochę nienormalne, by dawała byle jakiemu czubkowi swoje dane?
- Ej, tylko nie czubkowi, dobra? W ogóle, co ty taka niezadowolona, hm? – w tym momencie uderzył się w czoło – Aaaa! No jasne, zapomniałem. Lubisz mnie, więc czujesz się zazdrosna, zgadłem?
- Że co, proszę?! Skąd takie kretyńskie przypuszczenia?
- Pff, to nie przypuszczenia, ja to wiem. No cóż zrobić, zawsze miałem powodzenie – westchnął Charlie, bezradnie rozkładając ręce.
- Idiota – mruknęła cicho Alex i ruszyła przed siebie tak szybko, że szatyn z trudem dotrzymywał jej kroku.

Po paru minutach doszli do budki i kupili po gofrze z bitą śmietaną. W drodze powrotnej dziewczyna prawe nie odzywała się do pałaszującego swój deser Charliego. Zajęta była własnymi rozmyślaniami. Na przykład, zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie podziałały na nią słowa chłopaka: „Lubisz mnie, więc czujesz się zazdrosna”. Przecież to bzdura. Owszem, bardzo go lubiła, ale nigdy  nie myślała o nim w „ten” sposób. Traktowała go raczej jako kolegę. Mimo wszystko jednak, było jej przykro, że tak szybko znalazł sobie nową towarzyszkę. To Alex była dla niego podporą, to u niej powinien szukać  wsparcia i pociechy! A nie u jakiejś rudowłosej pięknotki. Postradać rozum dla takiego kogoś, też coś. No, ale nie była o niego zazdrosna. Co to, to nie.

Charlie również milczał. Myślał o tym, że niebo jest dziś niesamowicie niebieskie (zupełnie jak oczy Gemmy), gofry mają jakiś niezwykły smak, a ludzie przechodzący obok niego się uśmiechają. Nie zamartwiał się tym, że Alex się na niego obraziła. Już nie raz tak było i wiedział, że po jakimś czasie jej przejdzie. Postanowił, że skorzysta z szokująco pięknej (jak na grudzień) pogody i przespaceruje się na Sultanby Avenue…


- Halo, Gemma? – wypalił Ross, ze zdenerwowania obgryzając paznokcie. Od jej odejścia minęły dopiero dwie godziny, a już nie mógł się doczekać, by do niej zadzwonić.
- To ty, Ross? Czy coś się stało? – spytała rudowłosa.
Ah, ten jej niski, melodyjny głos!
- Emm…Nie, chciałem tylko spytać, czy dodzwoniłaś się już do Raini.
-Niestety  - westchnęła Gem  - ale i tak ta sprawa jest już nieaktualna. Nie musisz już do niej dzwonić. Przepraszam, że narobiłam kłopotu.
- Nie mów tak. Naprawdę cieszę się, że mogłem cię poznać.
- Dzięki, i nawzajem. Aha, wiesz, ja też mam do ciebie pewną sprawę.
- Tak?
- Chyba zostawiłam u was moją niebieską bransoletkę. Szukałam jej w całym domu, ale nie znalazłam, a pamiętam, że idąc do was, jeszcze ją miałam na ręce.
- Bardzo możliwe, zaraz poszukam – zapewnił Ross, gorączkowo rozglądając się po mieszkaniu Laury. Został u niej na dłużej, żeby przećwiczyć role do ostatniego odcinka drugiego sezonu Austina&Ally.
W końcu jego wzrok przykuł mały przedmiot leżący pod stołem kuchennym. Tak, to właśnie była bransoletka Gemmy. Uszczęśliwiony blondyn krzyknął do słuchawki:
- Znalazłem! Tylko jak mam ci ją oddać?
- To może do mnie wpadniesz? Oczywiście, jeśli masz ochotę…
- Jasne, nie ma problemu.
- Ok, podaję adres – Sultanby Avenue 23, 7/10. Możesz przyjść jeszcze dziś.
- Z chęcią! Właściwie, to nie mam nic do roboty – skłamał Ross – To do zobaczenia!
- Do zobaczenia – rzekła Gemma i rozłączyła się. 
Blondyn czym prędzej włożył do kieszeni bransoletkę. Już miał wychodzić, kiedy na jego drodze pojawiła się Laura.
- Z kim rozmawiałeś? I gdzie idziesz? – spytała, przyglądając się mu badawczo.
- Eeee….Z Calumem. Właśnie do niego idę, miał mi oddać kasę, którą ode mnie wczoraj pożyczył.
- Dobra. Ale wracaj szybko, bo trzeba przećwiczyć role.
Ross wybiegł z domu i jak poparzony pobiegł na przystanek. Pomyślał, że dzięki Bogu, pogoda jest wspaniała (a to już grudzień!) i nie musi brać kurtki.

Brunetka jeszcze przez chwilę patrzyła przez okno. Postanowiła, że spróbuje zadzwonić do Raini. Wybrała jej numer, ale spotkało ją rozczarowanie –  usłyszała automatyczną sekretarkę.
- Co się z nią dzieje? Zawsze ma telefon pod ręką – mruknęła z niezadowoleniem Laura.
  
Tymczasem Charlie odprowadziwszy Alex do hotelu, udał się do domu, by przygotować się do wizyty u Gemmy. Trochę się denerwował, bo ledwo ją znał. Poza tym, nie chciał się napraszać jeszcze tego samego dnia po jej poznaniu. Nic jednak nie mógł poradzić – to po prostu było silniejsze od niego. Przebierał się ze sto razy. Wreszcie nałożył swoją ulubioną koszulę w kratę i jeansy. Przeczesał włosy, wyczyścił buty i sięgnął  po wodę kolońską stojącą na półce w łazience. Kłopot w tym, że przez przypadek wziął bardzo podobnie wyglądającą buteleczkę specyficznie pachnących perfum babci. Skrzywił się, gdy tylko poczuł silny zapach kwiatów. Chciał nawet zmienić koszulkę, ale żadna inna nie przypadła mu do gustu. Przeklinając pod nosem, obficie spryskał się wodą kolońską, by ukryć woń perfum. Nadal odczuwać było lekką nutę kwiatową, ale już nic nie mógł na to poradzić. Dziesięć minut później szedł w stronę mieszkania Gemmy. Postanowił iść na pieszo, bo Sultanby Avenue było tylko parę przecznic od jego domu.  Stanął przed blokiem oznaczonym numerem 23. Odszukał siódemkę na liście nazwisk, ale zawahał się i nie nacisnął guziczka. A co, jeśli Gem uzna go za świra? Albo za napalonego zboczeńca? Albo po prostu nie będzie jej w domu? Albo otworzy mu drzwi jej mama? Albo, co gorsza, tata. Zły tata pozbywający się zalotników jego córeczki w dość drastyczny sposób. Charlie aż zadrżał na samą myśl. Naraz usłyszał kroki i ciche pogwizdywanie. Odwrócił się i jęknął – no gorszego finału tej historii nie mógł się spodziewać! Zbliżał się do niego nie kto inny, jak Ross. Blondyn zauważywszy nastolatka, raptownie przystanął:
- A ty co tu robisz, stary?
- Mógłbym spytać o to samo… stary – zmroził go wzrokiem Charlie.
- Ja tylko odwiedzam koleżankę. Zostawiła u mnie bransoletkę, widzisz? – to mówiąc pokazał mu niebieską błyskotkę. Dobrze wiedział, że Gem była u Laury, a nie u niego, ale miał w końcu okazję utrzeć nosa szatynowi. Musiał z niej skorzystać.
- Uważaj, bo uwierzę, że masz nową „koleżankę”.  – prychnął Charlie.
- Odpowiedz wreszcie. Co tu do cholery robisz? I czemu.. – Ross podszedł parę kroków i pociągnął nosem – pachniesz babskimi perfumami?
- Nie twój interes – burknął nastolatek.
Stali w milczeniu, rzucając sobie groźne spojrzenia. I nie wiadomo, ile czasu by upłynęło, gdyby nie to, że drzwi ni stąd ni zowąd się otworzyły i stanęła w nich Gemma. Trzymała w rękach portmonetkę i wyglądała na zaskoczoną nagłym spotkaniem.
- Gemma! – zawołali jednocześnie chłopcy.
- Ojejj, cześć! To wy się znacie?
Ross ponuro skinął głową, a Charlie mruknął coś w stylu „niestety”.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziecie…jednocześnie – zachichotała rudowłosa. Włosy związane miała w koczek. Nosiła krótką, niebieską sukienkę z głębokim dekoltem, która jeszcze bardziej podkreślała barwę jej oczu i odsłaniała długie nogi. Usta pomalowała mocną szminką. Wyglądała wyzywająco, i to zrobiło na chłopcach duże wrażenie – Właśnie wybierałam się do sklepu, żeby kupić jakieś przekąski.
Szatynowi przemknęło przez myśl, że sprzedawca padłby trupem, widząc ją w takim stroju.
- Mogę pójść z tobą, jak chcesz  - zaproponował.
- Chyba miałeś na myśli „możemy pójść z tobą”, kolego? – spytał go Ross i zwrócił się w stronę Gemmy, kładąc jej rękę na ramieniu – Masz śliczną sukienkę.
- Oh, dziękuję – dygnęła dziewczyna i obdarzyła go szerokim uśmiechem.
- I świetne nogi – dodał Charlie. Po chwili dotarło do niego, co powiedział i zaczerwienił się jak burak.
Blondyn posłał mu pogardliwe spojrzenie.
- A wiecie, może jednak nie idźmy do sklepu. Coś tam znajdę w lodówce. Chodźcie. – Gemma otworzyła im drzwi i poprowadziła do swojego mieszkania na drugim piętrze. 

Rozmowa nie bardzo się kleiła. Może to ze względu na to, że ilekroć jeden starał się przypodobać Gemmie, drugi albo wyskakiwał ze złośliwym tekstem, albo próbował przebijać komplement pierwszego. Atmosfera więc była dość napięta. Naraz blondynowi zadzwonił telefon. Charlie skorzystał z okazji i spytał niewinnym głosem:
- Ooo, czyżby dzwoniła twoja DZIEWCZYNA?
- Nieeee? – Ross trochę się zmieszał – To Calum, głąbie.
Przeprosił Gem i wyszedł na chwilę z pokoju.
- Tak kochanie?  No wiem, zasiedziałem się trochę. Taaaak, idę już. Tak, już się zbieram. No Jezu, zaraz będę, nie panikuj. Ja jestem niemiły? To ty się czepiasz, do cholery. NIE KRZYCZĘ! Halo? Halo, skarbie?! – ze zrezygnowaniem schował komórkę do kieszeni. Oczywiście, dzwoniła Laura i robiła mu wyrzuty, że się spóźniał. Wrócił do pokoju.
- No…Nie wiedziałem, że jesteście aż tak blisko z Calumem – wyszczerzył się Charlie.
Ross posłał mu spojrzenie mówiące: „z tobą policzę się później”.
- Przepraszam, Gem. Muszę już lecieć. Bardzo miło się gadało. Aha! Proszę, bo zapomnę – wyjął z kieszeni bransoletkę i podał rudowłosej.
- Nic się nie stało. I dzięki, że się pofatygowałeś przynieść mi moją zgubę – uśmiechnęła się Gemma.
- Drobiazg. To do zobaczenia. Charlie, ty też się zbieraj, mamy pewną sprawę do załatwienia, pamiętasz?
- Co? Jakoś sobie nie przyp.. – urwał, bo Ross prawie siłą wyciągnął go z fotela i wyprowadził za drzwi. Gdy znaleźli się na dworze, blondyn przyparł go do drzewa.
- Co ty sobie wyobrażasz, hę?
- Odchrzań się – odepchnął go Charlie - Mi przynajmniej wolno, a tobie nie bardzo.
-  Nie pozwalaj sobie!
- Bo co? Znów złamiesz mi nos? Ciekawe jak się wytłumaczysz przed swoją laską.
-  To już moja sprawa, jak się wytłumaczę…A ty też chyba do końca wolny nie jesteś. Co z Alex?
- Gówno cię to obchodzi.
- A jednak obchodzi. Bo jak zrobisz jej jakieś świństwo, to się z tobą policzę. Zrozumiałeś?
Po chwili chłopcy rozeszli się – każdy w swoją stronę.
Całej sytuacji przyglądała się Gemma. Z okna swojego pokoju miała świetny widok na podwórko, i tym samym na całe zdarzenie, które przed chwilą zaszło. Trzeba przyznać – miała ubaw. Nie pierwszy raz jacyś chłopcy rywalizowali o jej względy. Schlebiało jej to. A najlepsze jest to, że wszystko wyszło dokładnie tak, jak przewidywała. Oszołomiony jej skromną osobą Charlie jeszcze tego samego dnia ją odwiedził. A Ross? Nie chciała, by to było zbyt proste, dlatego wymyśliła sprytny numer bransoletką. Kiedy Ross wyszedł z kuchni, by porozmawiać z Laurą, skorzystała z okazji i upuściła błyskotkę na podłogę. Nie miała pewności, że blondyn do niej oddzwoni, dlatego musiała mieć jakiś pretekst, żeby zaprosić go do siebie. Podziałało. To, że przyszli jednocześnie, było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Teraz się udało. Ale to dopiero początek historii, w której to ja jestem główną bohaterką – westchnęła Gemma. 

 ***
YAAAAY! Napisałam rozdział!!!
Chciałam bardzo przeprosić, że tak długo musieliście czekać, ale zupełnie zapomniałam, że prowadzę tego bloga. 
Wybaczycie?
















piosenki z tytułu chyba nie muszę przedstawiać? ;)

trzymajcie się:*
~`BabyBlue





11 komentarzy:

  1. -__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________- - koniec spamu.
    GEMMAAAAA !!!!!!!!!!!!!!! I HATE HER !!! -_____-
    Weź ją zabij, bo normalnie coś sobie zaraz zrobię. Jak mi rozwalisz Raure to ja cie znajde i ukatrupię :) A tak serio, to bardzo fajny rozdział i cieszę się, że jest trochę akcji :D (a z rozdziałami coraz więcej xD) *_*
    I błagaaaam. nie pisz kolejnego przez miesiąc xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Piosenka akurat pasuje idealnie ;)
    I jak mogłaś zapomnieć?! Tyle czekałam na rozdział...
    Ale jest zajebisty ;)
    ~JulkaXD

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha postaram się :D
    Gemma to zła kobieta jest... więc trochę jeszcze pobędzie w opowiadaniu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <33
    Nie znoszę tej Gemmy -___________- Zgadzam się z Weroniką, weź zabij tą rudą małpę -.-.. i tylko spróbuj rozwalić Raure, a nie podaruję -,- xD
    Czekam na następny.. Oby był tym razem szybciej ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahhahhqhahahhh xd no to bedzie coraz ciekawiej xd już się boję co ty ta wymyślisz xd ciekawe co sie dzieje z Raini
    Czekam na next. I jak mogłaś o nas zapomniec? Pfff foch xd

    OdpowiedzUsuń
  6. nie lubię Gem. Coś mi sie nie podoba. Super rozdział... Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie nawidzę tej Gemmy. Przegina. Rozdział jak zawsze ganialny !!! Czekam na następny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. GEMMA= DZIWKA ! GRRRR Znając Ciebie Raini coś się stanie :) yhyhyhyhyhyhyhyhyhyhyh jaram się tym rozdziałem bardziej niż Ross żółtymi okularami .. nie .... albo jak Ratliff ..pałeczkami xD Czema z wielką niecierpliwością na kolejny, ttylko proszę nie pisz go przez MIESIĄC ! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam pytanie. Kiedy dodasz następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  10. spróbuję jutro, ale nie wiem czy znajdę czas bo teraz mam tzw "sezon poprawiania stopni" :/

    ale oczywiście napiszę najszybciej, jak będę mogła i dam znać ;)

    ~`BabyBlue

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki. Powodzenia w nauce :-)

    OdpowiedzUsuń