Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 sierpnia 2012

"It's hard to believe, but it's all happening"


                                                                         ***
Spała tak mocno, że obudziła się dopiero po dziesiątej. Ziewnęła potężnie i powoli otworzyła oczy…
- AAH! Mamo!! – krzyknęła z oburzeniem Alex patrząc na siedzącą na jej łóżku kobietę.
- Oj, przepraszam córeczko. Nie chciałam cię przestraszyć – odparła mama i pogłaskała ją po głowie.
W tym momencie dziewczynie stanął przed oczami obraz wczorajszego dnia. Czy i ona nie powiedziała wtedy do Rossa: „Nie chciałam cię przestraszyć”? A może całe to znaczenie było tylko pięknym snem? Nie, nie było. W tym przekonaniu utwierdziły ją słowa matki:
- A co tam porabia ten twój kawaler...to znaczy…Ross?
Alex uśmiechnęła się z rozmarzeniem na sam dźwięk jego imienia.
-  Niestety, jest bardzo zapracowany…
- Jak to – zapracowany? – przerwała jej mama - W wakacje? Co ty mówisz, dziecko?
  Dziewczynie przypomniało się, że nie Ross nie powiedział rodzicom prawdy o sobie.
- Wiesz… Tak naprawdę, to Ross jest…jest aktorem.
- Słucham?!
- Jest aktorem, gra w moim ulubionym serialu. „Austin&Ally”, mówiłam ci o nim pamiętasz?
- Dziewczyno. Umawiasz się z aktorem?!
- Tylko nie umawiasz, dobrze? Ross i ja się przyjaźnimy. A poznaliśmy się przypadkiem, w budynku StarWork Company.
- Miałaś wybrać się na krótki spacer, a poszłaś tam, gdzie pełno niebezpiecznych ochroniarzy? Czy ty postradałaś rozum? Przecież mogło ci się coś stać!
- Wiem, wiem, przepraszam. Naprawdę, nie chciałam zawieść twojego zaufania. Ale gdyby nie to moje wyjście, nigdy nie poznałabym mojego idola.
- A.. Czy on nie był ani odrobinę zaskoczony, jak cię zobaczył? Nie próbował wzywać ochrony? – spytała mama spokojniejszym już tonem.
- Nie, był bardzo miły, i od razu zrozumiał, że się zgubiłam. Kiedy zobaczyłam wiele połączeń nieodebranych od ciebie, postanowił, że mnie odprowadzi. No i uparł się, żeby koniecznie iść ze mną do hotelu, żebym nie musiała się przed wami tłumaczyć – zakończyła ze śmiechem Alex.   
-  Hmm… Czy jesteś pewna, że to tylko twój przyjaciel? – spytała ostrożnie Polie.
-  Mamooo!
-  Dobrze, jak nie chcesz, to nie mów. Jazda, ubieraj się, idziemy na śniadanie.

Alex westchnęła i ociągając się zaczęła szukać swoich ubrań w szerokiej, białej szafie. Po paru minutach jechała z rodzicami windą do restauracji, gdzie mieli zjeść posiłek. Zamówili obfite śniadanie składające się z dwóch kaw, czterech rogalików z czekoladą, dwóch maślanych bułeczek, słoika miodu, dzbanka z mlekiem, płatków zbożowych i trzech jabłek.
Wszystkie te rzeczy wyglądały przepysznie, ale dziewczyna nie była głodna. Z trudem przełknęła kęs maślanej bułeczki i wypiła mleko. Mama spojrzała na nią z troską w oczach.
- Córciu, czy wszystko w porządku? Prawie nic nie zjadłaś.
- Słucham?...Nie, wszystko okej. Po prostu nie jestem głodna – odparła Alex. Ale to nie była prawda. Przed jej oczami wciąż pojawiała się ta sama twarz uśmiechającego się chłopca. Sama nie wiedziała czemu, ale chyba za nim tęskniła! Widziała go przecież kilkanaście godzin temu, a teraz czuła, jakby nie rozmawiała z nim przez cały miesiąc! Jak on to robi, że tak na nią wpływa? Alex nie mogła tego pojąć. Wiedziała tylko, że dzień, w którym wyjedzie z Miami będzie najsmutniejszym dniem w jej życiu…
- Hej, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Dziewczyna wzdrygnęła się. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że mama coś do niej mówiła.
- Hę? Mogłabyś powtórzyć?  - spytała Alex niepewnie.
Rodzice wymienili ze sobą znaczące spojrzenia.
- Pytałam się ciebie, czy masz dzisiaj jakieś plany z Rossem?
- Co? Z Rossem? Nie, dlaczego miałabym mieć z nim jakieś plany?
- Hmm.. Myślałam, że się zaprzyjaźniliście ze sobą…
- Tak, ale to nie znaczy, że mamy się widywać codziennie.
- A nie będziesz się nudzić spędzając cały dzień tylko z nami?
- No cóż. Jesteście moimi rodzicami, powinnam spędzać z wami jak najwięcej czasu- uśmiechnęła się Alex.
Rozmawiali jeszcze przez dziesięć minut. W końcu leniwie podnieśli się z krzeseł i skierowali się do windy.
Podchodząc do drzwi apartamentu dziewczyna zauważyła małą karteczkę z napisem „Alex” przyklejoną do drzwi. Jednym ruchem zerwała ją i dyskretnie schowała do kieszeni. Kiedy znalazła się w swoim pokoju wyjęła ją i czym prędzej przeczytała:
„West Wood. Punkt 13:00. Koniecznie przyjdź! ~Ross”
Pod spodem widniała mała, zabawna karykatura Toma. Obok niego stał Ross, który groził mu palcem.  Alex zachichotała pod nosem i wyszeptała:
- Wygląda na to, że jednak mam plany na dzisiejszy dzień.


                                                                      ***

 Dziewczyna zdecydowała, że powie rodzicom o spotkaniu z Rossem. Nie chciała po raz kolejny ich okłamywać.
- O, czyli jednak się z nim zobaczysz? – ucieszyła się mama – Dobrze, to bardzo porządny chłopak.
Alex przewróciła oczami.
- Mamooo. Odnoszę wrażenie, że chcesz mnie z nim wyswatać!
- Co? Nieprawda! – oburzyła się Polie, ale zaraz umilkła widząc pobłażliwą minę córki.
- W każdym razie wychodzę, wezmę ze sobą komórkę, żebyście się nie martwili, jeśli znów przypadkowo się spóźnię.
- Przypadkowo?! – wyrwało się mamie.
- A może tym razem postarasz się odebrać telefon, co? – wtrącił się tata z nutką ironii w głosie.
-  Jasne, że tak, tato. Czy ja kiedykolwiek zawiodłam wasze zaufanie? – odpowiedziała Alex szczerząc zęby w uśmiechu.
Rodzicom już cisnęła się na usta odpowiedź, ale dziewczyna w porę zamknęła za sobą drzwi.

Zjechała windą na sam dół i czym prędzej skierowała się pod znany już jej adres. Im bliżej była miejsca, w którym wczoraj się spotkali, tym jej serce mocniej biło. Dotarłszy na West Wood spojrzała na zegarek i rozejrzała się. 13:05. Ani śladu Rossa.
Nagle ktoś złapał ją od tyłu za ramiona i wrzasnął 
- BUU!!  
Alex pisnęła z przerażenia i wolno odwróciła się… przed nią stał kto? Oczywiście szeroko uśmiechnięty blondyn.
- Boże, Ross!
- Przestraszyłem cię?
- No chyba! Nie rób tego więcej.
- Czemu?
- Bo nie lubię, jak ktoś mnie straszy.
- Łoł, nie wiedziałem, że z ciebie taki tchórz.
- Ej! Nie jestem tchórzem!
- Nie? To czego piszczałaś jak mała dziewczynka?
- Bo mnie przestraszyłeś!!
-  No właśnie, czyli jesteś tchórzem. A poza tym, Alex, czy ja ci wyglądam na jakiegoś ducha?
-  Bynajmniej nie.
- Więc dlaczego mówisz, że cię przestraszyłem?
- Dobra, powiedzmy, że mnie zaskoczyłeś, jasne?
- No, na to się mogę zgodzić – Ross uśmiechnął się triumfalnie i dodał – A tak w ogóle to miło cię widzieć.
Alex prychnęła:
- Ty to umiesz się przywitać z dziewczyną.
 Mimo wszystko cieszyła się, że znów mogła go zobaczyć. Przekomarzając się, weszli do budynku StarWork Company.
- Więc… Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? – spytała Alex po chwili milczenia.
- A czy musi być jakaś specjalna okazja, żeby cię zobaczyć? – uśmiechnął się Ross.
Alex odwzajemniła uśmiech.
- Pytam, bo troszkę się zdziwiłam tym komunikatem „Przyjdź koniecznie!”.
- Prawdę mówiąc, faktycznie. Jest sprawa, o której chciałem z tobą pomówić. Zauważyłaś ten rysunek pod napisem?
- No jasne! – zaśmiała się dziewczyna.
- Otóż rozmawiałem z Tomem..
- Z Tomem Godżillą? –przerwała Alex.
- Tak. Rozmawiałem z nim o tobie.
- Co?! O mnie?! Ross, zwariowałeś?!
- Spokojnie, mała. Możesz mi nie przerywać? Susan, dziewczyna, która miała zagrać w następnym epizodzie w ostatniej chwili zrezygnowała z roli. Właśnie wczoraj późnym wieczorem zadzwoniła do Toma, by mu o tym powiedzieć. Oj, wściekł się. Nie na żarty. Starając się go uspokoić wpadłem na genialny pomysł. Opowiedziałem mu tobie, wspomniałem też, że jesteś wielką fanką naszego serialu. Długo go musiałem przekonywać, ale, wyobraź sobie, w końcu się zgodził!
- Ross, o czym ty gadasz? Na co się zgodził? – zawołała Alex nic nie rozumiejąc.
- Na twój gościnny występ w kolejnym odcinku Austina&Ally!


                                                              *** 

No i napisane, wiem, że krótkie i dziwne, ale mam nadzieję że się wam spodoba :)
btw WOW prawie 300 wyświetleń! Ludzie nie wiem, jak to robicie, ale jesteście niesamowici !
proszę o komentarze, to dla mnie naprawdę ważne. kocham was! <3
~`BabyBlue




piątek, 24 sierpnia 2012

"Everything looks perfect, everything looks fine"


                                                                                 ***

Nie minęło pół godziny, kiedy usłyszała szczęk kluczy w zamku. Zdecydowała, że nie będzie się dłużej chować i otwarcie przyzna się do winy. Stanęła na środku pokoju i z bijącym sercem oczekiwała na wejście Rossa. Drzwi otworzyły się i stanął w nich uroczy, wysoki blondyn. Trzymał w rękach mnóstwo paczek z cukierkami, żelkami i innymi słodyczami. Ujrzawszy Alex aż podskoczył. Na podłogę spadło parę paczek z karmelkami.
- Boże! Co ty tu robisz? Kim jesteś?
- Przepraszam, jja nie chciałam cię przestraszyć. Jestem turystką, przypadkowo weszłam na to piętro. Usłyszałam rozmowę i…i – jąkała się Alex
- Jaką rozmowę? – pytał Ross patrząc na nią podejrzliwie.
- Nie wiem, to był jakiś mężczyzna imieniem Tom. Rozmawiał z kobietą, którą nazywał Jessie. Usłyszałam, jak się zbliżają i od razu weszłam do pierwszej lepszej garderoby. A potem jedno z nich zauważyło, że garderoba była otwarta i zamknięto mnie na klucz – tłumaczyła drżącym  głosem Alex.
Ross cały czas uważnie jej słuchał, a gdy skończyła, odrzekł spokojnie:
- No cóż. Znalazłaś się w średnio korzystnej sytuacji. Ale miałaś szczęście, że natknęłaś się na mnie, a nie na Toma. Nieźle by się wkurzył, jakby cię zobaczył. Pewnie zostałabyś wyrzucona.
- A ty mnie nie wyrzucisz? – spytała natychmiast Alex.
Ross uśmiechnął się.
- Chyba nie. Nie wyglądasz na jakąś psychofankę. Jestem Ross – powiedział i wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny.
- Alex, bardzo mi miło. Czy to oznacza, że mi wierzysz? – spytała Alex i uścisnęła dłoń chłopaka.
- Tak. Wiesz, bardzo łatwo poznać, czy ktoś kłamie, czy mówi prawdę.
- W twoim przypadku to nie takie proste, w końcu jesteś doświadczonym aktorem.
Ross zaśmiał się.
- Może masz rację, ale i ja nie  jestem dobry w okłamywaniu ludzi. Kłamstwo można wyczytać w oczach każdego człowieka. Patrzyłem prosto w twoje oczy…
- I co wyczytałeś?
- Że mówisz prawdę i nie warto cię wyrzucać.
Alex uśmiechnęła się. Od razu polubiła Rossa. Teraz nie była tylko jego fanką. Trafiła jej się jedyna w życiu szansa, żeby porozmawiać z nim, jak ze zwykłym chłopakiem. Bo w gruncie rzeczy Ross nie sprawiał wrażenia zadufanej w sobie gwiazdy – wprost przeciwnie. Był zwyczajnym szesnastolatkiem, który tak jak ona spełnił swoje marzenie.
- Masz trochę dziwny akcent. Gdzie mieszkasz? – spytał Ross po chwili milczenia.
- W małej miejscowości pod Londynem – odparła Alex i rozejrzała się – Ładnie się urządziłeś.
- Dzięki. Lubię tu przesiadywać po kręceniu odcinków. Ostatnio jestem strasznie zapracowany.
- Wiem, słyszałam. Jessie mówiła, że Laura jest chora. Stwierdziła też, że Tom chce, żebyście się zapracowali na śmierć.
- To nieprawda. Tom to porządny facet… - odparł Ross z wahaniem w głosie.
- Faktycznie, miałeś rację mówiąc, że nie umiesz kłamać.
- Ej! Ale ja mówię prawdę! – zawołał Ross z oburzeniem ale pod wpływem ironicznego spojrzenia Alex skapitulował – No dobra, przyznaję. Tom jest ostatnią osobą, o której można powiedzieć, że jest porządna.
- Też tak myślę. I trochę się boję, że jak mnie zobaczy, to faktycznie mnie wyrzuci.
- Nic się nie bój. Jesteś ze mną, więc Tom nie ma nic do gadania – uśmiechnął się Ross i mrugnął do Alex. Dziewczyna zaczerwieniła się i ze zmieszaniem odwróciła głowę.
- Lubisz oglądać nasz serial? – spytał jak gdyby nigdy nic Ross.
- Jasne! – Alex ożywiła się nieco – Znam każdy odcinek na pamięć. Ale nie jestem w stanie wskazać ulubionego, bo wszystkie są przezabawne.
- Naprawdę tak uważasz? Miło to słyszeć. A podoba ci się moja postać?
- Bardzo – odparła bez namysłu Alex i znów się zarumieniła.
- A może chcesz poznać resztę? Laurę, Caluma i Raini? – zapytał Ross.
- No oczywiście! Od zawsze chciałam ich spotkać! – zawołała radośnie dziewczyna.
- Choć, zaprowadzę cię do nich – odparł chłopak i złapał ją za rękę. Naraz Alex z przerażeniem przypomniała sobie, że od dawna powinna być w hotelu.
Wyjęła z kieszeni komórkę. 5 połączeń nieodebranych od mamy!
- Oż w mordę – wyrwało się Alex. Ross spojrzał na nią ze zdziwieniem, puszczając jej rękę.
- Czy coś się stało? – spytał.
- Poprosiłam rodziców, żeby mnie puścili na krótki spacer po okolicy. Zgodzili się pod warunkiem, że będę z powrotem punktualnie godzinę później. A tymczasem jestem spóźniona o prawie 2 godziny!
- Spokojnie, zaraz coś wymyślimy. W którym hotelu mieszkasz?
- „Sunshine”, blisko Miami Beach. Ale dokładnego adresu nie znam.
- Nie szkodzi, wiem który to. W końcu to najdroższy hotel w mieście. Masz bogatych rodziców, co?
- Eh.. to nie tak. Wytłumaczę ci później, obiecuję. Pomóż mi tylko się stąd wydostać.
- Jasne, chodź. Ale staraj zachowywać się naturalnie.
- Naturalnie? – prychnęła rozzłoszczona Alex, ale szybko się uspokoiła pod wpływem spojrzenia Rossa.         
 Szybko zeszli po schodach na parter. Na szczęście Toma nie było w pobliżu. Bez niespodzianek wyszli z budynku i skierowali się do przejścia dla pieszych. Alex wciąż nerwowo patrzyła na zegarek na ręce Rossa. W końcu dotarli pod hotel „Sunshine”.
- Dziękuję za wszystko. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć Laury, Raini i Caluma – powiedziała ze smutkiem dziewczyna.
- Ej, czy ty naprawdę myślisz, że się więcej nie zobaczymy? – uśmiechnął się Ross. – Jeszcze będziesz miała okazję ich spotkać. I to nie jeden raz.
- Ale jak? Tom ma prawo w każdej chwili mnie wyrzucić.
- Mówiłem ci już, że jesteś ze mną. A mi Tom nie może nic zrobić.
- A jak zaczną się pytać kim jestem? Co im powiesz?
- Powiem, że jesteś moją daleką kuzynką. Albo po prostu koleżanką.
- Jesteś dla mnie taki miły. Ale czy ja na to zasługuję?
- Dlaczego miałabyś nie zasługiwać? Wydajesz się fajną dziewczyną. I wspaniałą fanką, która nie piszczy i nie mdleje jak mnie widzi – odparł Ross ze śmiechem.
Alex pokazała mu język. Pożartowali jeszcze przez chwilę. Rozmowę przerwała brzęcząca komórka w kieszeni dziewczyny.
- To mama. Aż boję się odbierać.
- Nie odbieraj. Zaraz pójdziemy i wszystko jej wyjaśnimy.
- Pójdziemy? Chcesz iść ze mną? – spytała Alex i spojrzała z nieukrywanym zdziwieniem na Rossa.
- To chyba jasne. Nie pozwolę, żebyś sama musiała tłumaczyć się przed rodzicami.
- Nawet nie wiem, czy by mi uwierzyli.
- No właśnie. Może moje argumenty zadziałają?  - zaśmiał się chłopiec.
Alex spojrzała na niego z wdzięcznością. Po chwili wahania przysunęła się do niego i go przytuliła. Natychmiast poczuła na plecach jego ciepłe, muskularne ramiona. Czuła się w nich bardzo, bardzo bezpiecznie. Ale kolejny telefon od zdenerwowanej mamy dał sygnał, że najwyższy czas iść na spotkanie z rodzicami. Po chwili jechali już windą na dziewiąte piętro. Stanęli przed drzwiami pokoju Alex. Dziewczyna z trwogą spojrzała na Rossa, który przesłał jej krzepiący uśmiech. Zapukali do drzwi i w napięciu czekali na ich otworzenie.
- Alex!! Jesteś wreszcie! Jezus Maryjo, gdzie ty byłaś? Wiesz jak się martwiłam?! – mama po otwarciu drzwi natychmiast rzuciła się obcałowywać córkę. Rossa zauważyła dopiero po chwili.
- A kim jest ten młody dżentelmen?  - spytała patrząc uważnie na chłopca.
-  Dobry wieczór, nazywam się Ross Lynch. Towarzyszyłem pani córce podczas spaceru po okolicy. Przepraszam, to moja wina, że się spóźniła. Zagadaliśmy się i kompletnie straciliśmy poczucie czasu.
Alex przeczuwała, że po słowach Rossa zaraz zaczną się głupie docinki ze strony mamy. I nie myliła się.
- Aaa rozumiem, rozumiem. To wiele wyjaśnia, kawalerze. Spodobała się panu moja córcia, co? – mrugnęła do Rossa i spojrzała znacząco na córkę.
- Mamoooo – powiedziała z wyrzutem w głosie Alex. To nie tak, jak myślisz. Zamiast gadać, może byś nas wreszcie wpuściła do mieszkania.
- A, faktycznie, gdzie ja mam głowę? Wejdźcie, wejdźcie – stropiła się kobieta i wpuściła dwoje młodych do środka.
Ross wydawał się rozbawiony całą sytuacją. Z sypialni wyszedł tata i  rzucił córce poważne spojrzenie.
- W końcu jesteś, młoda damo. Spóźniłaś się. A na dodatek przyprowadziłaś jakiegoś…podejrzanego delikwenta – mówiąc te słowa tata zlustrował „delikwenta” od stóp do głów, po czym ponownie przeniósł wzrok na Alex.
- Tato.. – jęknęła błagalnie dziewczyna.
Ross wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się od śmiechu. W końcu wyprostował się i powiedział uroczystym tonem:
- Proszę państwa, oboje źle mnie posądzacie. Nie jestem zakochamy po uszy w Alex. Nie jestem też typem spod ciemnej gwiazdy. Nie mam wobec pańskiej córki złych zamiarów, proszę mi wierzyć To nie zmienia jednak faktu, że zawiniłem i przeze mnie się spóźniła, za co serdecznie przepraszam. Proszę jej nie winić za mój błąd – zakończył.
I byłby zachował powagę do końca, gdyby nie miny rodziców dziewczyny. Mama aż otworzyła buzię ze zdumienia, zaś tacie oczy mało nie wyszły z orbit. Ross nie wytrzymał i wybuchnął zaraźliwym śmiechem. Alex spojrzała niepewnie na rodziców, którzy – o dziwo! również zaczęli się śmiać. Po chwili wszyscy już trzymali się za brzuchy lub poklepywali po ramionach.
- No, już dosyć, dosyć – zawołała mama śmiejąc się i z trudem łapiąc oddech.
- Zjesz z nami kolację delikw….eee, to znaczy… możesz przypomnieć mi swoje imię, chłopcze? – spytał ze zmieszaniem tata.
- Ross. Niestety, ja już muszę lecieć. Dziękuję za zaproszenie, na pewno kiedyś z niego skorzystam.
- Przepraszam, że przerwę tę ciekawą konwersację, ale co tu tak śmierdzi?
- Boże! Żelazko! – zawołała kobieta i pobiegła do pokoju obok.
- Twoja mama uparła się, że koniecznie musi pożyczyć od serwisu żelazko i deskę, żeby przeprasować moje koszule – zaśmiał się i pokręcił głową tata Alex.
- John!!! Choć tu natychmiast!!! – zawołała z głębi pokoju mama.
- Przepraszam was na chwilę – stropił się tata i czym prędzej pobiegł na pomoc  małżonce. Młodzi  zostali sami. Spojrzeli na siebie i znów wybuchli śmiechem.
- Masz bardzo sympatycznych rodziców – stwierdził Ross.
- No cóż. Różnie to z nimi bywa. Raz są poważni, raz nadopiekuńczy, ale najczęściej zachowują się jak dwóje wariatów.
- Chciałbym mieć tak dobry kontakt z moimi rodzicami – westchnął chłopak – Nie widuję się z nimi zbyt często. Mieszkają w Colorado.
- Oh, przykro mi. A czy oni przyjeżdżają do ciebie?
- Bardzo rzadko. Nie mają czasu, bo pracują. Na szczęście odwiedzają mnie dosyć często moi bracia i siostra.
- Grasz z nimi w zespole, prawda? Bardzo podoba mi się wasza muzyka.
- Niedługo wyjdzie nasza pierwsza płyta! – rzekł z dumą Ross.
- Naprawdę? Nie widziałam żadnych informacji w Internecie.
- Bo na razie trzymamy to w tajemnicy. Będziesz pierwszą osobą, której ją wręczę.
- Oh Ross, nie trzeba. I tak już wiele dla mnie zrobiłeś – odparła ze zmieszaniem Alex.
- Nie ma o czym mówić. Lubię obdarowywać ludzi – uśmiechnął się Ross.
- Jak to jest, że znam cię od paru godzin, a wydaje mi się, jakbym cię znała dobrych parę lat?
- No wiem. Mam w sobie „to coś” – chłopiec zabawnie przejechał sobie ręką po włosach i przyjął pozę modela. Alex roześmiała się serdecznie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Ross natychmiast spoważniał. Nieśmiało zaczął zbliżać się do Alex. Wkrótce był już tak blisko, że dziewczyna czuła jego lekko przyspieszony oddech i wyraźnie widziała jego magiczne, czekoladowe oczy. Wyglądał, jakby miał zamiar coś jej powiedzieć, ale nie wydobył z siebie ani jednego słowa.
- No, wszystko w porządku. Na szczęście nie zrobiłaś dziury w mojej ukochanej koszuli – powiedział tata i westchnąwszy z ulgą skierował się na korytarz. Ross natychmiast odsunął  się od Alex.
- Muszę już iść, nie chcę wam siedzieć na głowie – powiedział chłopak. Już się nie uśmiechał, co nie było do niego podobne.
- Ależ o czym ty mówisz, Ross. Zostań jeszcze choć chwilę – odparła mama pogodnie.
- Dziękuję, ale powinienem już być w studiu. To znaczy, w domu.
- Skoro nalegasz. Szkoda, że jesteśmy tu jeszcze tylko tydzień. Chętnie zostałabym tu na zawsze. Ale wpadaj, kiedy tylko znajdziesz czas.
- Oczywiście. Do zobaczenia – spojrzał przyjaźnie na rodziców i otworzył drzwi.
Alex nie była pewna, co ma zrobić. Nie chciała, tak jak i jej rodzice, by Ross odchodził. Ale wydawał się dziwnie smutny i nieobecny…
Długo stała w miejscu, kiedy zamknął za sobą drzwi. Podjęła decyzję. Włożyła trampki i zawołała:
- Wychodzę!
- Co się stało? – spytał tata ze zdziwieniem.
- Ross zapomniał wziąć jednej rzeczy, muszę mu ją oddać – skłamała Alex i szybko wyszła.
Niestety, zdążył już wejść do windy. Pozostały jej schody. Ile sił w nogach pognała w dół. Gdy wreszcie znalazła się na parterze, rozejrzała się dookoła. Rossa nigdzie nie było. Wyszła na zewnątrz, ale tam też nie mogła go znaleźć. Już traciła nadzieję, gdy zauważyła wysoką postać z charakterystycznymi, rozczochranymi blond włosami. Opierała się o ścianę hotelu i patrzyła w dal.
- Ross! – krzyknęła Alex z mieszaniną ulgi i radości w głosie.
- Alex! – chłopak rozpromienił się.
- Dobrze, że jeszcze nie poszedłeś. Chciałam się ciebie spytać..
- Tak?
- Czemu byłeś taki smutny?
- Ja? Smutny? Kiedy?
- Kiedy…Kiedy moi rodzice wyszli na korytarz.
- Aa, wtedy. To nic ważnego, nie martw się. Kiedyś ci opowiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Przypomniało mi się, że miałaś mi powiedzieć o swoich rodzicach i o pobycie w tym hotelu. Są bogaci, prawda?
- Nie. Miałam po prostu szczęście i wygrałam ten wyjazd w loterii. Mieliśmy zapewnione 2 tygodnie darmowego pobytu w hotelu „Sunshine”.        
- To byłaś ty?! Czytałem o tobie w Internecie!
- Tak – uśmiechnęła się Alex – Cieszyłam się jak dziecko, bo to było moje marzenie, a rodziców nie było stać na tak kosztowny wyjazd. W Miami jest wspaniale i naprawdę żałuję, że za tydzień wyjeżdżam.        
 - Ja też żałuję – westchnął Ross. Spojrzał na zegarek na swojej ręce i podskoczył.
- Oj, muszę już iść. Tom mnie zabije. Nie wiem, jak się wytłumaczę.
- Może tym razem ja cię odprowadzę i użyję swoich argumentów? – spytała Alex ze śmiechem.
- Nie trzeba. Jeszcze by ci krzywdę zrobił. Po nim to się można wszystkiego spodziewać.
To powiedziawszy podszedł do dziewczyny, spojrzał jej w oczy i mocno ją przytulił.
Alex znów poczuła się bezpieczna. Ross zaś czuł, że oto trzyma w ramionach małą, kruchą istotkę, która potrzebuje ochrony. Oboje wiedzieli, że łączy ich silna więź. Ale to, czy nadal będą się przyjaźnić, lub czy będą kimś więcej niż tylko przyjaciółmi mogło zależeć tylko od nich. Stali przytuleni jeszcze przez jakiś czas. W końcu chłopak odsunął się i powiedział:
- Mam nadzieję, że uda mi się jutro ciebie zobaczyć.
- Ale jak mam się z tobą skontaktować? Nie mam nawet twojego numeru.
- Zawsze możesz przyjść pod znany ci adres, prawda?
Mrugnął do Alex swoim zwyczajem i ruszył w drogę. W oddali pomachał jej jeszcze krzycząc jakieś niezrozumiałe słowa. Roześmiała się. Szkoda, że była za daleko, żeby je usłyszeć. W końcu wróciła do pokoju. Mama widząc ją rzuciła jakby od niechcenia:
- Coś długo oddawałaś mu tę jego zgubę, córciu.
Alex zignorowała tę uwagę i czym prędzej poszła do swojej sypialni. Chciało jej się krzyczeć z radości! Tyle wspaniałych rzeczy wydarzyło się jednego dnia! I poznała uroczego chłopca, którego dotychczas znała tylko jako członka zespołu R5 i bohatera amerykańskiego serialu. Nie mogła uwierzyć, że los dał jej tak wiele. Właśnie teraz spełniały się wszystkie jej marzenia. A działo się to tak szybko, że przyprawiało ją o zawrót głowy. Jedyne, czego się bała to tego, że lada chwila może wybudzić się z tego bajkowego snu i powrócić do szarej rzeczywistości. „Chwile są bardzo ulotne. Trzeba wykorzystać każdą sekundę życia na spełnianie marzeń” pomyślała Alex i zasnęła z uśmiechem na ustach.
                                                                          
                                                                      ***



niedziela, 19 sierpnia 2012

"Ready, steady, GO! Chase your destiny..."

                                                                        ***
Tydzień w Miami zleciał jak piękny sen. Alex i jej rodzice codziennie budzili się w blasku słonecznego poranka. Nie mogli narzekać na nudę. Miasto pełne było niezwykle ciekawych zakątków, które tylko czekały na odkrycie. Alex uwielbiała chodzić na plażę. Całe dnie Miami Beach przepełniona była turystami. Bystra dziewczyna znalazła jednak idealne miejsce, gdzie nie uczęszczało zbyt wielu ludzi – małą zatoczkę położoną dosyć daleko od hotelu „Sunshine”. Odległość nie zraziła Alex, która przychodziła tu codziennie nie tylko na kąpiel w oceanie, ale i na kąpiel słoneczną. Po paru dniach stwierdziła z zadowoleniem, że opaliła się na czekoladkę.
W tej chwili razem z rodzicami odpoczywała w hotelu po obfitym obiedzie.
- Czuję się jak gwiazda filmu lub jakiegoś serialu – stwierdziła Alex przeciągając się rozkosznie. Nagle podskoczyła, jakby ktoś ją kopnął prądem. GWIAZDA SERIALU? Zupełnie zapomniała, że parę ulic dalej kręcony jest kolejny odcinek „Austina&Ally”!
- Mamo, mogę iść na krótki spacer po okolicy? Wrócę za godzinę.
- Sama nie wiem..
- Polie, pozwól jej. Jest już przecież dużą dziewczynką – wtrącił się tata przerywając lekturę książki.
- Ale może się zgubić w wielkim mieście.
- Mamo, przechodziliśmy tędy tyle razy, że znam tę drogę na pamięć. No proooooszę – powiedziała Alex błagalnym tonem.
- Eh. No dobrze. Ale weź ze sobą komórkę. I wróć dokładnie za godzinę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – krzyknęła Alex i rzuciła się jej na szyję.
- Uważaj na siebie – dorzucił tata i na nowo zatopił się w swojej książce.
Alex czym prędzej przebrała się w bluzkę z żółtą kaczuszką, pomalowała usta i dyskretnie popsikała się perfumami „Salome”. Wychodząc zauważyła jeszcze pełne zdziwienia spojrzenie mamy. Posłała jej buziaka i zamknęła za sobą drzwi.

Wzięła ze sobą plan miasta, by mieć pewność, że się nie zgubi. Odszukała ulicę West Wood, to właśnie tam mieści się budynek „StarWork Company”, w którym kręcą jej ulubiony serial. Po dziesięciu minutach znalazła się tuż przed wysokim, szklanym wieżowcem. „To tutaj!” pomyślała i podskoczyła z podekscytowania. Weszła do środka i ostrożnie rozejrzała się. Wiedziała, że nie miała prawa tu przebywać, chyba że miała zezwolenie i dokumenty. Ale Alex nie miała przy sobie nawet legitymacji szkolnej. Gdyby zobaczył ją jakiś ochroniarz, najprawdopodobniej od razu po paru pytaniach wyrzuciłby ją za drzwi. Ale na jej szczęście nikogo takiego nie było w pobliżu. Dziewczyna z szybko bijącym sercem poszła w kierunku schodów. Po cichu wspięła się po nich na pierwsze piętro. Jak się okazało, mieściły się tutaj garderoby gwiazd. Alex podeszła do drzwi jednej z nich. Napis na drzwiach głosił:
          
              „ROSS LYNCH
Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”    

Pod spodem zauważyła parę śmiesznych, kolorowych rysunków i naklejkę z logo zespołu, w którym Ross grał razem ze swoim rodzeństwem – R5. Przystawiła ucho do drzwi – wydawało się, że nikogo nie było w środku. Nagle serce podeszło jej do gardła – z daleka usłyszała odgłos rozmowy! Była tak przerażona, że odruchowo nacisnęła klamkę – o dziwo drzwi były otwarte – i wpadła do środka. Natychmiast schowała się za wysoką komodę. Postanowiła nie ruszać się stąd, dopóki głosy nie umilkną. Przede wszystkim bała się, że wejdą do środka i ją znajdą, co było bardzo prawdopodobne. na szczęście chyba nie mieli takiego zamiaru. Alex udało się to wywnioskować z  urywków prowadzonej pod drzwiami rozmowy:
 - Długo jeszcze potrwa ta próba?
- Nie, już kończą. Laura się trochę pochorowała, kończą więc wcześniej niż zwykle.
- No właśnie. Powinna odpocząć. I tak uważam, że każde z nich pracuje ponad swoje siły.
- Jakoś tego nie zauważyłem, moja droga. Nie wpłynęły do mnie żadne skargi z ich strony.
- Ależ Tom! Jak możesz tak mówić? Nie widzisz, że Calum był dziś dziwnie blady? Że Raini myliła linijki tekstu? Wreszcie Ross…
- Ross? Nie wmówisz mi, że ten chłopak się źle czuł, Jessy. Jest zdrów jak ryba, poza tym ma zawsze dobry humor.
- Może to i prawda, ale fakt faktem, że powinieneś trochę przystopować. Wykończysz ich.
- Niech ci będzie. Dam im jutro parę godzin wolnego.
- O nie, mój drogi. Dasz im cały dzień wolnego, a dodatkowo podwyższysz im pensje.
- Ależ…
- Żadnej dyskusji, Tom. Żegnam.
Alex usłyszała oddalający się stukot obcasów i przekleństwa mamrotane pod nosem przez mężczyznę zwanego Tomem. Nagle drzwi garderoby szeroko się otworzyły a Tom po prostu padł plecami na podłogę.
- Co do jasnej…. – zaczął ze złością i powoli wstał. Najwyraźniej musiał oprzeć się o klamkę będąc pewnym, że drzwi są zamknięte. Kiedy nagle się otworzyły, stracił równowagę i upadł.
Alex skuliła się za komodą. Cała drżała ze strachu i modliła się, żeby mężczyzna nie zauważył jej obecności. Po raz kolejny szczęście się do niej uśmiechnęło – Tom wciąż rzucając przekleństwami wyszedł z garderoby. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Odczekała chwilę i podbiegła do drzwi. Szarpnęła za klamkę, ale nie chciała ustąpić. Dziewczynę oblał zimny pot. Spróbowała ponownie. Bezskutecznie, Tom zamknął je na klucz. Alex była uwięziona w garderobie Rossa.        


                                                                  ***

uff, drugi rozdział gotowy! ogromne podziękowania za dużą ilość wyświetleń i komentarze pod rozdziałami, mam nadzieję, że i pod tym się pare znajdzie :) jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie na TT: @luv_chinchillin 
~`BabyBlue <3
  

niedziela, 12 sierpnia 2012

"This is only the beginning..."


- Alex, to nie jest dobry pomysł.
- No proooszę. Nie daj się dłużej prosić.
- Nie. Nie będę marnować pieniędzy na takie bzdety.
- Ale tato! Czuję, że dziś  będę miała szczęście. Jeden los. Tylko jeden, obiecuję.
- Niech ci będzie. Proszę – rzekł wysoki mężczyzna wręczając swojej córce drobne na zakup losu. Alex czym prędzej pobiegła do kolektury. Od dawna marzyła, by wreszcie pojechać do Ameryki, ale rodziców nie stać było na tak kosztowną wycieczkę. A tu proszę – nadarzyła się świetna okazja by spróbować szczęścia w loterii, której główną nagrodą był właśnie wyjazd na wakacje do USA. A konkretnie do Miami. Dla Alex mieszkającej w małym miasteczku pod Londynem był to szczyt marzeń. Zwłaszcza, że w tym mieście kręcono jej ulubiony serial – „Austin&Ally”. Kupiła los i czym prędzej skierowała się do kawiarni, gdzie już czekał na nią zniecierpliwiony tata.
 - Wreszcie jesteś. Zamówimy coś? – spytał córkę.
 - Jasne, proponuję moje ulubione lody waniliowe z czekoladową polewą – odparła Alex i uśmiechnęła się ukazując szereg białych ząbków.
- O, jeszcze czego. Nie za dużo ode mnie wymagasz? – zaśmiał się tata. Zamówił jednak ulubiony deser córki oraz małe espresso dla siebie.
Po godzinie wrócili do domu, gdzie czekała na nich jak zwykle uśmiechnięta mama. O dwudziestej, po wieczornych wiadomościach nadszedł czas na losowanie numerków w loterii. Alex usłyszawszy spikera natychmiast przybiegła do salonu. Trzymała w rękach torbę i gorączkowo szukała swojego losu.  W końcu znalazła go i odetchnęła z ulgą.
- …Przypominamy, że osoba ze zwycięskim losem wygra wakacje w Miami! A teraz proszę o zwolnienie blokady…Rozpoczynamy losowanie.
- O matko, zaraz nie wytrzymam – pisnęła Alex kurczowo trzymając małą karteczkę.
- 4, 8, 10, 5… – spiker kolejno dyktował numery.
- I co? Wygrałaś coś? – spytał z powątpiewaniem tata, który właśnie wszedł do salonu.
- CISZAAAAAA!!! – ryknęła Alex i natychmiast umilkła. Co ten spiker powiedział? Nie usłyszała! Na szczęście wyrozumiały prezenter zaraz pośpieszył z pomocą powtarzając wszystkie numery.
- 4, 8, 10, 5, 21, 16. Dziękujemy za.. – dalszej części nie dało się słyszeć, bo spikera zagłuszył ryk dziewczyny. Ale tym razem był to ryk radości.
- WYGRAAAAŁAM!!! TATA, SŁYSZYSZ?! ROZUMIESZ TO?! WYGRAAAŁAM!!!
Alex zaczęła skakać i pląsać po całym pokoju.
- Wygrałaś?! Serio? No to super, gratulacje! – zawołał tata i uśmiechnął się szeroko.
Alex nic nie odpowiedziała, tylko po prostu rzuciła się na niego prawie zwalając go z nóg.
- Spokojnie, dziewczyno. Ile ty masz lat, 15 czy 5?! – roześmiał się mężczyzna i mocno przytulił córkę.     
- Co tu się dzieje? – spytała mama zwabiona hałasem w salonie.
- Polie, twoja córka właśnie wygrała wycieczkę do USA!  - powiedział z dumą tata.
- Alex, to prawda?
- Jak najbardziej! – krzyknęła szczęśliwa dziewczyna i rzuciła się z kolei na mamę.
Wieczór minął wśród ogólnej radości. Dziewczyna natychmiast zadzwoniła do swojej przyjaciółki – Jennifer by podzielić się z nią nowiną.
Alex była w tak świetnym nastroju, że długo nie mogła zasnąć. Przewróciła się na plecy i spoglądając na sufit pomyślała o tym, co ją czeka w Ameryce – piękne plaże, sklepy, sławi ludzie. I przystojny Ross Lynch grający Austina w jej ukochanym serialu. Rozmyślając o tym wszystkim nawet nie spostrzegła się, kiedy zasnęła.
                                                                     
                                                                    ***

Dzień wyjazdu nadchodził wielkimi krokami. Wszystkie szczegóły zostały już omówione – Alex wraz z rodzicami miała zatrzymać się na dwa tygodnie w luksusowym hotelu „Sunshine” mieszczącym się  niedaleko plaży. Dziewczyna była bardzo podekscytowana, bo w Internecie wyczytała, że parę ulic dalej stał budynek, w którym kręcony jest serial Austin&Ally.
- Spakowana? – spytała mama wchodząc do pokoju Alex.
- Prawie – odparła dziewczyna mocując się z suwakiem swojej ogromnej walizy.
- Masz zamiar zabrać ze sobą taki wielki bagaż?  - mama z  niezadowoleniem spojrzała na pakunki córki.
- No jasne. Jedziemy w końcu na całe dwa tygodnie, muszę mieć dużo ciuchów.
- Ja za to muszę cię zmartwić. Lecimy samolotem, a bagaż powinien mieć określoną wagę. Nie możesz zabrać zbyt wielu rzeczy, bo zwyczajnie nas nie wpuszczą na pokład. Rozumiemy się?
Alex posłała mamie ciężkie spojrzenie i mruknęła pod nosem:
- No dobra. Ale obiecaj, że w Miami pójdziemy na wielkie zakupy.
- Obiecuję – uśmiechnęła się mama i pogłaskała Alex po głowie.


                                                                     ***

 W końcu nadszedł czas odlotu. Na szczęście rodzina nie miała problemów z bagażami i szybko zajęła miejsca w samolocie. Alex trochę się bała lotu, wystarczyło jednak, żeby pomyślała o czekających na nią wspaniałych wakacjach, a początkowy strach zupełnie znikł.

Trzynaście godzin później w końcu wylądowali w Miami. Jak się okazało, przed lotniskiem  czekała na nich obszerna taksówka, którą dojechali prosto pod hotel „Sunshine”. Był naprawdę  piękny i wysoki. Plaża znajdowała się dosłownie 150 metrów od budynku. Było już późne popołudnie, ale słońce wciąż mocno świeciło.

„Wakacje zapowiadają się fantastycznie” pomyślała Alex patrząc w oczarowaniu na wspaniały krajobraz niebieskiej toni oceanu. Taki właśnie widok można było zobaczyć z przydzielonego im apartamentu na dziewiątym piętrze.  
   
Jej rozmyślania przerwała dzwoniąca komórka. To Jennifer, zapewne chciała się dowiedzieć, czy już są na miejscu i czy Alex podoba się w Miami.
- Jest niesamowicie! Mieszkamy na dziewiątym piętrze, w pokojach niczego nie brakuje, a w samym Miami mimo późnej pory panuje upał.
- Ah, zazdroszczę pięknej pogody. Tu w Londynie jak zwykle leje lak z cebra. Macie już plany na jutro?
- Jeszcze nie, na razie odpoczywamy po podróży. Myślę jednak, że  udamy się na „zwiady” po okolicy.
- No to miłego odpoczynku Alex. Dzwoń do mnie jak tylko znajdziesz wolą chwilę, okej?
- Jasne, mogę  ci nawet wysłać pocztówkę – zaśmiała się Alex.
- Dobry pomysł! No, ja już muszę lecieć, buziaki. I trzymaj się! – rzuciła Jennifer i rozłączyła się. 
 
Wkrótce potem dziewczyna wraz z rodzicami zabrała się do rozpakowywania bagaży. Nastał wieczór, rodzina wjechała więc windą na samą górę, by zjeść kolację w eleganckiej restauracji. Jedzenie, jak można się było spodziewać, smakowało przepysznie. Rodzice Alex zdecydowali, że po posiłku wybiorą się na krótki spacer po okolicy. Ponad ich głowami świecił cudowny księżyc, a lekki powiew wiatru chłodził ich twarze. Na niebie ukazywało się coraz więcej roześmianych gwiazdek. Wszystko zdawało się  przyjaźnie uśmiechać do rodziny Alex – drzewa lekko machały im na powitanie swoimi gałązkami,  przepiękne kwiaty uchylały w pokłonach płatki, rozsiewając delikatny, miły zapach lipcowej nocy, a małe istotki sprytnie poukrywane w trawie i dziuplach wysokich drzew życzliwie spoglądały na nowo przybyłych gości. Mimo wakacyjnej pory, nie było już zbyt wielu turystów, dlatego błogi spacer w ciszy dawał im wiele radości. Wystarczyło jednak korzystając z księżycowej poświaty spojrzeć na zegarek, by z niechęcią, a nawet ze zdziwieniem stwierdzić, że zbliża się północ. Czas zleciał tak szybko! „Trzeba wracać do hotelu” ze smutkiem pomyślała Alex. Zaraz jednak dotarło do niej, że jej przygoda w Miami dopiero się zaczyna.
Dziewczyna nawet nie przeczuwała, że  wkrótce czeka na nią coś, co być może na zawsze odmieni jej życie…    

Cześć! :)

Noo, to pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Ola, mam 16 lat. Mieszkam w Lublinie.
W wakacje postanowiłam, że napiszę opowiadanie o bohaterze mojego ulubionego serialu "Austin&Ally".
Zwie się on Ross Lynch i jest przesłodki :D
mam nadzieję, że blog się wam spodoba. postaram się wrzucać nowe rozdziały dosyć często (jeśli w ogólę ogarnę jak to się wrzuca)

pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania :)

Buźka!
xx