***
Zbliżała się północ, nasza bohaterka leżała już w łóżku,
wspominając miniony wieczór.
„Co za chałowe urodziny” – myślała Alex wpatrując się w
sufit. Nie wierzyła, że to, co się wydarzyło było, tak jak to mówił Ross, tylko nieszczęśliwym wypadkiem. W końcu przed
przyjęciem nieźle się ze sobą pokłócili…
A jeśli to nie przez niego została
prawie zgnieciona przez ogromny baner, to niby kto zawinił? Laura? Raini?
Calum? Nikogo z rodzeństwa Rossa nie podejrzewała, bo dotychczas nie miała z
nimi nawet drobnej sprzeczki. Charlie też raczej nie mógł tego zrobić, bo… on
jest inny. Nie zepsułby jej urodzin, nie miałby powodu. O! Chyba właśnie
dzwoni. Jak to on, zupełnie niespodziewanie i to o późnej porze.
Alex złapała za komórkę i rzuciła zmęczonym głosem:
- Hallo?
- Cześć, jak tam? – odezwał się Charlie.
- Beznadziejnie.
- Wiem, trochę głupio
wyszło.
- Głupio? Mało powiedziane! Już mogłam przeżyć fakt, że mój
prezent został obsikany przez psa. Zniosłam nawet to, że przez ten cholerny
baner strasznie boli mnie stopa. Ale nie, Ross musiał jeszcze spieprzyć sprawę
z tortem. To już lekka przesada, nie sądzisz? – wybuchła Alex.
- No cóż, chłopak miał zły dzień… - stwierdził ostrożnie szatyn.
- Ale z nim to tak zawsze, rozumiesz? Najpierw coś schrzani,
przeprasza, a potem znów to samo.
- Nie przejmuj się, masz jeszcze mnie. Zawsze do usług –
zaśmiał się Charlie.
- Wiem, przynajmniej na ciebie mogę zawsze liczyć –
uśmiechnęła się Alex – Jesteś kochany.
- Dzięki. Przez grzeczność nie zaprzeczę.
- Wiedziałam, że to powiesz!
- A widzisz, jak się okazuje nie tylko ja umiem czytać w
myślach.
- A umiesz? -
droczyła się Alex.
- No jasne, że tak – stwierdził chłopak.
- To o czym teraz myślę?
- Raczej o kim, moja droga. Oczywiście o mnie - odrzekł z
pewnością w głosie Charlie.
- Hmm. Powiedzmy, że zgadłeś.
- No to miłych snów, skarbie…. o mnie.
- Miłych snów – zaśmiała się Alex – I..EJ! Jaki znów
skarbie?! – rzuciła jeszcze, ale Charlie już zdążył się rozłączyć.
- Eh, co za głupol – stwierdziła dziewczyna i cicho
chichocząc rzuciła się na poduszki.
* tydzień później*
- Jak tam sobie radzisz, córeczko?
- Wszystko okej, jestem grzeczna i dobrze się uczę - powtórzyła po raz setny Alex. Rodzice dzwonili tylko dwa
razy w tygodniu, by nie wydać na dużo pieniędzy na połączenia, ale zazwyczaj
tak długo im schodziło na rozmowie z córką, że koszty wyszłyby takie same,
jakby dzwonili codziennie.
- A doszedł do ciebie prezent? – spytała Polie.
- Jeszcze nie, ale chyba niedługo powinien przyjść.
- Właściwie to już powinien być – tata Alex wyrwał słuchawkę
z rąk żony - Wysłaliśmy go dokładnie w
dniu twoich urodzin. Pewnie znów są jakieś opóźnienia.
- Spokojnie, tato. Nawet jeśli mają jakieś problemy na
poczcie, prędzej czy później prezent do mnie dotrze – uspokoiła go Alex – A jak
tam u was? Czy nie dzwoniła Jennifer?
- Nie, niestety nie, córeczko. Nadal się nie odzywała.
- Hmm to szkoda. Dzwoniłam do niej z tysiąc razy i nie
odbiera. Martwię się.
- Na pewno niedługo zadzwoni, chociażby po to, żeby ci
złożyć spóźnione życzenia – stwierdził John – Czy robiłaś imprezę urodzinową?
- Eh tak, przyjaciele zrobili mi małe
przyjęcie-niespodziankę – westchnęła dziewczyna.
- A czemu tak posmutniałaś, co? – zmartwiła się Polie, która
w końcu odzyskała słuchawkę.
- Bo impreza niezbyt się udała. Z resztą nieważne, długo by
opowiadać.
- Ale..
- Muszę już kończyć – przerwała rodzicom Alex – mam zadaną
masę zadań z angielskiego i to na jutro. Nieźle nas męczą na tych zajęciach.
Rozłączyła się i położyła komórkę na szafce. Nie lubiła
kłamać (bo pracę domową już dawno odrobiła), ale tym razem musiała to zrobić. Inaczej
rodzice zamęczyliby ją pytaniami o nieudane przyjęcie. A Alex nie chciała
kolejny raz opowiadać tej koszmarnej historii. Na szczęście noga przestała już
boleć, nie miała też problemów z dogadaniem się z przyjaciółmi. Tylko Ross…
znów przestali się do siebie odzywać. Widywali się tylko na planie i na zajęciach
w StarWork Company. Ta niezdrowa relacja była dla Alex bardzo uciążliwa i
powoli miała dość pracowania w jednym pomieszczeniu z obrażonym blondynem. Na
szczęście humor poprawiały jej Laura, Rydel i Raini. Często się spotykały na „babskie
ploteczki”, co bardzo je do siebie zbliżyło.
W tej chwili właśnie, wszystkie cztery przebywały w pięknym
domu Laury. Zajadając się chipsami, oglądały jakiś nudny film.
- Błaaaagam, wyłączmy ten chłam, bo już nie mogę – jęczała Alex.
- Co, czyżbyś nie
lubiła romansów? - spytała z
zaciekawieniem Raini.
- Hmm, powiedzmy, że nie jestem w nastroju na kiepskie
opowiastki o miłości – odparła zgryźliwie nastolatka.
- A właśnie, skoro już mówimy o miłości… Co u Charlie’go? –
rzuciła Rydel unosząc znacząco brwi.
Alex zaczerwieniła się.
- Skąd to pytanie? Przecież my nie jesteśmy razem.
- Aha! Od razu się domyśliłaś, o co mi chodzi. Czyli coś
jednak jest na rzeczy – zaśmiała się siostra Rossa.
- Właśnie właśnie, nie wykręcaj się, kochana – poparła ją
Laura.
- Słuchajcie, naprawdę. Nie wiem o czym mówicie. Charlie i
ja jesteśmy TYLKO przyjaciółmi – tłumaczyła im Alex.
- Jasne jaaasne. To z kim tak wczoraj gadałaś przez
telefon? I z kim SMS-owałaś przez całe
sobotnie popołudnie? I wreszcie – kto po ciebie przyszedł pięć razy w
poprzednim tygodniu tylko po to, żeby wyciągnąć cię na spacer? - bombardowały ją pytaniami przyjaciółki.
- No już dobra. Przyznaję, lubię go. Nawet bardzo.
ZADOWOLONE?
- Tak! – Laura, Raini
i Rydel przybiły sobie piątki – w końcu się przyznała!
Alex spojrzała na nie z politowaniem i pokręciła głową.
Tymczasem Charlie właśnie wracał z wizyty u kolegi. Kierował
swoje kroki do szpitala, by dowiedzieć się, jak się czuje babcia. Ostatnio było
z nią coraz lepiej, więc chłopak żył nadzieją, że niedługo wszystko wróci do
normy. Długo musiał czekać na poprawę zdrowia babci. Była bardzo schorowana,
więc jej pobyt w szpitalu znacznie się przedłużył. Charlie musiał radzić sobie
sam – gotował, sprzątał, zajmował się kotem babci, Fredem i pielęgnował mały, śliczny ogródek. Szło mu to
z niemałym trudem, ale dawał sobie radę. W razie czego zawsze mógł liczyć na
pomoc życzliwych sąsiadów. Bowiem Charlie miał niezwykły dar zjednywania sobie
ludzi. Bardzo łatwo nawiązywał kontakty i zyskiwał nowych przyjaciół. Dzięki
temu nigdy nie czuł się samotny, mimo nieobecności babci.
Właśnie kierował się na salę, gdzie leżała chora. Drogę
zagrodził mu wysoki, poważnie wyglądający lekarz.
- Pan Charlie Smith?
- Tak, a o co chodzi? – spytał niepewnie chłopak.
- Wnuczek pani Smith, z domu Herstwish? - badał
dalej mężczyzna.
- Yyy, tak. Czy mogę przejść? Byłem umówiony. -
niecierpliwił się Charlie.
- Czy mógłbyś mi podać numer telefonu rodziców, lub kogoś z
twojej rodziny? – nie ustępował lekarz.
- Przepraszam, ale o co panu chodzi? Ja nie mam rodziców,
zginęli w wypadku, kiedy miałem dwa lata. Wychowuje mnie babcia i właśnie
usiłuję wejść na jej salę.
- Obawiam się, że to nie będzie możliwe – odparł poważnie
lekarz.
- Dlaczego? -
zaniepokoił się Charlie – Proszę mnie wpuścić, chcę ją zobaczyć.
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Trzeba się uspokoić,
ochłonąć.
- Co z nią? Co z moją
babcią?!
- Była bardzo dzielną kobietą.
- Jak to BYŁA? Przecież.. – urwał widząc smutne oczy
lekarza.
- Bardzo mi przykro…Pani Herstwish zmarła dwie godziny temu...
http://www.austin-story-ally.blogspot.com/ wchodźcie, bo warto:)
Rozdział cudny, ale króciutki :(
OdpowiedzUsuńTeż życzę Wesołych Świąt..
Nie przesadzaj, że ja taka utalentowana jestem;) Ale dzięki :D
Trochę smutny rozdział, ale ten Charlie..nie jest mi jego ani trochę przykro..jego babci tak ale jego -NIE. To głupek i tyle :P
Ciekawe co będzie dalej :)
Pozdrowienia i jeszcze raz-WESOŁYCH ŚWIĄT!!
Dlaczego w takim momencie? Teraz mi sie zrobilo zal tego niedobrego Charliego i jestem ciekawa co z nim bedzie... Ale rozdzial super ;D zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńOo.. fajny rozdział !
OdpowiedzUsuńTak naprawde trochę zrobiło mi się żal Charliego.. ale i tak jest dupkiem :)
Hah.. przerwałaś w takim momencie.. ehh.
Jestem ciekawa co bedzie dalej, więc pisz jak najszybciej kolejny rozdział ^^
Wesołych świąt !
Super! i powiem to samo co wera! hahaha
OdpowiedzUsuńala s
na samym wstępie chcę Cię bardzo przeprosić, że dopiero teraz dodaje komentarz, ale uwierz mi, że miałam straszny zapierdziel w domu i praktycznie nie miałam czasu na czytanie blogów :(
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny (jak każdy z resztą) ^^ a co do Charlie'go, to mam mieszane uczucia :/ niby mi go żal, bo wszystko pod koniec było takie smutne, ale z drugiej strony mimo wszystko mam ochotę temu bydlakowi strzelić z liścia, za to wszystko co zrobił ;p
czekam na kolejny świetny rozdział i zapraszam do mnie ;)
www.better--together.blogspot.com
ojojoj... aż trzy razy w jednym zdaniu użyłam słowa 'wszystko' :/
Usuń