„Jak on mógł?! Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim, co
razem przeszliśmy?” – krążyło po głowie Laury. Leżąc nieruchomo z oczami
zwróconymi na sufit dokonywała małej retrospekcji. Dobrze pamiętała pierwsze
spotkanie z tym uroczym blondynem. Mieli wtedy dwanaście, może trzynaście
lat. Nowa szkoła, zupełnie obcy ludzie.
Tułała się po korytarzach, bojąc się odezwać do kogokolwiek. O tak, była wtedy
bardzo nieśmiała. Pewnego razu zaspała i wyszła później z domu. Zostały dwie
minuty do dzwonka, a sala matematyczna położona była na trzecim piętrze.
Spiesząc się, nie zauważyła idącego w przeciwnym kierunku chłopca o
jasnych włosach i zderzyła się z nim. Oczywiście wszystkie książki wyleciały jej
z rąk. Klnąc w duchu przeprosiła chłopaka i zabrała się do zbierania swoich
rzeczy. Wtedy on uśmiechnął się, schylił i zaczął jej pomagać. Uniosła głowę i
spojrzała prosto w jego brązowe oczy. Coś ją tknęło, coś jakby… jej serce zaczęło nagle bić dwa
razy szybciej. Wtedy jeszcze nie rozumiała, że była to miłość od pierwszego
wejrzenia. Wreszcie wstali, a on, podając jej książki rzekł z typowym dla niego
humorem: „Wiesz… Następnym razem mnie ostrzeż, jak znów będziesz chciała na
mnie wpaść”. Ten miły, ciepły głos sprawił, że mimowolnie nogi się pod nią
ugięły.
Potem Laura dowiedziała się, że sympatyczny chłopak jest z
nią w klasie (jak to się stało, że nigdy wcześniej go nie zauważyła?), ma na
imię Ross i, tak samo jak ona, nie znosi matematyki. Skończyło się na tym, że
oboje porządnie spóźnili się na lekcje, co zostało skwapliwie odnotowane przez
ich surową nauczycielkę - panią Grips. Na drugi dzień znów spotkali się w tym
samym miejscu (tym razem się ze sobą nie zderzyli). Miłe pogawędki z Rossem,
który uznawany był za największe ciacho
klasowe, wkrótce wzbudziły zazdrość koleżanek Laury. Przestały się do niej
odzywać, a gdy tylko przechodziła obok nich, wymieniały między sobą złośliwe
uwagi. Jeśli chodzi o chłopców (bardzo dziecinnych jak na swój wiek), ogłosili
Laurę i Rossa oficjalną „parą klasową”, nazywając ich w skrócie Raura.
Rzeczywiście, po paru miesiącach znajomości zaczęli ze sobą chodzić. Było
cudownie – trzymali się za ręce, chodzili do kina, restauracji, pokazał jej
także uroczy zakątek, który stał się stałym miejscem ich spotkań.
Był to mały zagajnik, pośrodku którego znajdowała się polana
pełna kwiatów. Rósł tam rozłożysty dąb dający przyjemny cień latem. Często pod
nim przesiadywali, rozmawiali, uczyli się lub po prostu – milczeli wpatrując
się w błękit nieba. Zdarzyło się parę razy, że zostawali w zagajniku aż do
wieczora, kiedy na niebo powoli wypełzał srebrny księżyc, a tu i ówdzie
pojawiały się gwiazdki. Objęci, czuli się w pełni szczęśliwi, że mają siebie.
Laura często powtarzała, że nie chce, by nastał poranek. Wolała, by każda
chwila spędzona z Rossem trwała wiecznie. On zaś twierdził, że nie wyobraża
sobie życia bez niej.
Wszystko zaczęło się psuć w lutym, kiedy zbliżały się Walentynki. Zazdrosne
dziewczyny, które dotychczas nazywały się jej „przyjaciółkami”, uknuły złośliwy
plan. Znalazłszy bluzę Rossa, wsadziły
do jednej z kieszeni karteczkę z napisem „Spotkamy się jutro, kochanie? Czekam
tam, gdzie zawsze:* ~`Emma”.
W rozmowie z Laurą próbowały ją nabrać, że Ross ją zdradza.
Kiedy ona nie uwierzyła, jedna z nich powiedziała:” Nie wierzysz nam? Sprawdź
chociażby jego kieszenie… Przekonasz się, że nie jest z tobą szczery i po
prostu chce się zabawić twoim kosztem”. Laura wzruszyła ramionami, podeszła do
szafki chłopaka, wzięła pierwszą lepszą bluzę i potrząsnęła nią. Z kieszeni
wypadły liściki miłosne od różnych dziewczyn podobne treścią do karteczki od
”Emmy”. Uwierzyła! Naprawdę uwierzyła, że Ross ją zdradza! Nie reagowała na
jego zaczepki, pytania. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na smsy. Sprawę
pogorszył fakt, że pewnego razu przypadkiem zauważyła Rossa obejmującego inną
dziewczynę (wtedy jeszcze nie znała Rydel – jego siostry). Czuła się oszukana.
Na szczęście w końcu za namową Daphne ( jej najwierniejsza przyjaciółka, na
której zawsze mogła polegać) spotkała
się z Rossem i pozwoliła mu wyjaścić nieporozumienie. Długo, długo przepraszał
i przekonywał ją, że aferę z liścikami wymyśliły jej zazdrosne koleżanki.
Przebaczyła mu, bo mu ufała.
Parę miesięcy później Laurę spotkał potężny cios – rodzice powiedzieli, że mają w
planach przeprowadzkę do Miami, by jej starsza siostra, Vanessa, kontynuowała
naukę w jednej z prestiżowych szkół aktorskich. Dziewczyna nie mogła uwierzyć
własnym uszom – po roku szkolnym spędzonym u boku najcudowniejszego chłopaka na Ziemi miała -
ot tak po prostu – zniknąć z jego życia? Nie, to do niej nie przemawiało.
Próbowała wszystkiego, by przekonać rodziców do zmiany zdania. Wyznała im, jak bardzo kocha Rossa i nie wyobraża sobie
rozstania z nim. Bez skutku – tata tylko wzruszył ramionami, a mama
stwierdziła, że Laura „w Miami na pewno pozna wielu przystojnych chłopców”.
Długo ukrywała przed Rossem tragiczną wiadomość, ale w końcu
nadszedł czas rozstania, nie można było tego dłużej trzymać w tajemnicy. Siedzieli
pod starym dębem, dzień chylił się już ku końcowi.
„ Ross, muszę ci coś powiedzieć...Ja..wyjeżdżam na stałe do
Miami…Tak bardzo nie chcę się rozstawać, ale rodzice, oni…” „Kiedy masz
wyjazd?” – przerwał jej. Czuła w jego głosie napięcie. „Jutro wieczorem” –
odpowiedziała. Milcząc, powoli wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po
polanie. Nagle złapał ją za ramiona i silnie nimi potrząsnął: „Mówisz mi o tym
dopiero teraz?! Nie chcę, słyszysz?! Nie puszczę cię nigdzie!”. Dziewczyna
wybuchła płaczem:
„Nie rozumiesz?” – szlochała – „Muszę wyjechać! Próbowałam
ich przekonać, ale oni się nie zgodzili. Muszę wyjechać!”. Ross nie rozumiał,
bo nie chciał zrozumieć. Najwyraźniej nie mogło dotrzeć do niego, że jego
dziewczyna wyjeżdża, że to koniec ich związku. Wstał, posłał jej ostatnie
spojrzenie i znikł. Nie próbowała nawet za nim biec. Poczuła ostry ból w sercu,
jakby ktoś rozkrajał je na połówki. Tak właśnie wyglądało ostatnie spotkanie z
Rossem przed jej przeprowadzką. Nie widziała go w dzień wyjazdu, nie odbierał
jej telefonów, nie odpisywał. Odezwał się dopiero parę tygodni później.
Zadzwonił do niej koło północy. Miał zmieniony, sztywny głos. Żal kolejny raz
ścisnął serce Laury, ale wiedziała, że tak musi być – powoli niknie to, co było
kiedyś. Później raz, czy dwa razy się spotkali, pisał coraz rzadziej i
rzadziej. Ale ona nigdy o nim nie zapomniała, na dobre zagnieździły się w jej
pamięci rysy twarzy, głos, urywki rozmów, gesty…
Kto by pomyślał, ze los będzie dla niej taki łaskawy – po
roku spędzonym w Miami poszła za przykładem siostry i sama zaczęła uczyć się
aktorstwa. Miała do tego prawdziwą smykałkę, a rodzice z dumą podziwiali, jak
się rozwija i odnosi kolejne sukcesy. Pewnego razu zgłosiła się na casting do
nowego serialu dla młodzieży -
„Austin&Ally”. Nie zwróciła uwagi na listę pozostałych kandydatów. Po
tygodniu Zadzwoniła do niej Jessy i poinformowała ją, że została przyjęta!
Cieszyła się jak dziecko, z całą rodziną świętowała owy dzień. Podzieliła się
radością z Daphne, z którą stale kontaktowała się przez Skypa. Tydzień później
nastał pierwszy dzień pracy na planie serialu. Czas najwyższy, by poznać ludzi,
z którymi się będzie współpracowało. Weszła do budynku StarWork Company,
podniosła wzrok i… oniemiała z wrażenia! Nieopodal, obok wysokiego rudzielca stał
sobowtór Rossa! A przynajmniej tak jej się zdawało, bo trudno byo uwierzyć w
to, że on sam dostał rolę w serialu. Zmusiła się do zrobienia paru kroków.
Nadal z uwagą przyglądała się blondynowi. Dotarł do jej uszu jakże znajomy
głos! „Znasz już może tę dziewczynę, która będzie grała Ally? ” . „ To…jjja” –
rzekła powoli Laura. Chłopcy obrócili głowy w jej stronę. Poznał ją!
„Laura?! Co ty tu robisz? Tu, w Miami?”
„Hmm. Już zapomniałeś? Ja tu mieszkam…”
„Nie zapomniałem…nigdy”
Nie podobało jej się pełne swoistej urazy spojrzenie Rossa.
W ogóle, zmienił się. Urósł, rysy jego twarzy wyostrzyły się, nie był już tym
uroczym trzynastolatkiem, jakim był niegdyś. A najgorszy był ton, z jakim się
do niej zwracał – zupełnie obojętny. Jakby to, co zaszło między nimi kiedyś, w
ogóle się nie wydarzyło!
Po paru miesiącach wszystko się zmieniło. Nie wrócili do
siebie, ale normalnie rozmawiali, żartowali. Zaprzyjaźnili się i dobrze
układała im się współpraca na planie. Laura była zszokowana, jak szybko była w
stanie przejść na taki układ – stosunki tylko i wyłącznie przyjacielskie. Nie
próbowała niczego zmieniać, bo – o dziwo- sama powoli zapominała o łączącym ich
kiedyś uczuciu. Poznała miłego chłopca – Codiego. Pracował na planie serialu
jako młodszy asystent Jessy i Toma. Ross pozostał wolny, ale w żaden sposób nie
był zazdrosny o Laurę. Pomyślała więc, że kiedy i on pozna jakąś dziewczynę,
nie wywrze to na niej większego wrażenia. Myliła się. Zjawiła się Alex, a
uczucie do Rossa uderzyło w Laurę z podwójną siłą. Nie mogła znieść tych ich
żarcików, przekomarzań, sprzeczek. Ross znał Alex ledwo tydzień, a już wyglądał
na zakochanego w niej po uszy.
Rozmowa, którą przed chwilą odbył z Rydel, sprawiła jej
zawód, bo sądziła, że mimo wszystko wciąż tlą się w nim wspomnienia. Kiedy
trzymał jej rękę, mówiąc o starych, dobrych czasach…Teraz jednak pewna była, że
miała złudne nadzieje.
***
Alex leżała z przymkniętymi oczami. Właśnie rozmyślała o
tym, co powiedziała. Może odrobinę przesadziła? Nie powinna była wspominać mu o
Laurze. Zależało jej na Rossie, a nie chciała, by poczuł się urażony. Z drugiej
strony zła była na niego za to, że taił przed nią swój związek z brunetką…
Naraz usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Po chwili na
salę wszedł nie kto inny jak on – wysoki blondyn, obiekt westchnień Alex.
- Hej, śpisz, czy może nie śpisz? – spytał, zamykając
ostrożnie drzwi.
- Śpię – burknęła Alex – Co się stało? Przyszedłeś się
kłócić?
- Nie. Wręcz przeciwnie – uśmiechnął się Ross – przyszedłem,
bo chciałem po prostu porozmawiać.
- Wiesz, że jutro już mnie wypisują? - przerwała mu Alex – Dzwoniła do mnie mama, przyjadą
po mnie z samego rana.
- To świetnie! Będziemy mogli wreszcie dokończyć
kręcenie sceny z tobą i mną.
- Tylko, że – tu Alex westchnęła patrząc w okno – Pojutrze wyjeżdżam.
Wracam do Anglii, nie pamiętasz?
- Przecież masz przedłużenie umowy do końca miesiąca! Producenci
zapłacili za twój pobyt na planie.
- A co z moimi rodzicami? Mają wrócić beze mnie? Nawet
jeszcze z nimi nie rozmawiałam na ten temat.
- Będziesz miała okazję wyjaśnić im całą sytuację jutro, jak
po ciebie przyjadą. Powiedz im, że to tylko „eksperyment”. Jeśli się powiedzie,
kto wie, może na stałe zostaniesz w Miami – uśmiechnął się Ross.
- Na stałe? Nie znasz moich rodziców? - zmarszczyła nos Alex – Już się boję ich reakcji.
Ponownie skierowała wzrok na okno i uważnie przyglądając się
jasnemu księżycowi, dodała sennie:
- Nie chcę, by nastał poranek…
Ross podskoczył w miejscu. Zaraz, zaraz. Gdzieś już słyszał
te słowa…
„Laura!” – krzyknęło coś
w jego głowie.
- Ej, wszystko w porządku? – spytała Alex.
Za późno. Alex nieświadomie uruchomiła skrywane w pamięci
wspomnienia. Polana, noc taka jak dzisiejsza – gwiaździsta, rozjaśniona
blaskiem księżyca. On i Laura, przytuleni, szczęśliwi… Próbował odgonić od
siebie ten obraz, schować go na powrót tam, gdzie był, zapomnieć. Ale nie mógł.
- Tak, wszystko okej. – odparł ze sztucznym uśmiechem.
- To.. co mi chciałeś powiedzieć, zanim ci zupełnie chamsko
przerwałam? – spytała dziewczyna wyczekująco.
- Ja…eem. Chciałem.. – jąkał się Ross.
Spojrzał w oczy Alex. Były koloru orzecha, zupełnie jak oczy
Laury! Nie, tego już za wiele.
- Nie mogę - wykrztusił
z siebie i szybko wyszedł, pozostawiając osłupiałą dziewczynę samą.
***
uff ciężki rozdział - pisałam go nieprzerywanie przez 4 godziny!
Podoba Wam się, jak rozwinęłam wątek? piszcie niżej swoje opinie :)
z góry dzięki za komentarze, kolejny rozdział za tydzień :]
~`BabyBlue :*