Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 grudnia 2012

"Why does it feel so good but hurt so bad? My mind keeps saying: Run as fast as you can..."


  
                                                                     ***

Tymczasem przyjaciółki miło spędzały czas w domu Laury. Nadszedł czas na grę w „pytanie czy wyzwanie”.  Przyszła kolej na Rydel, właśnie miała zlecić Raini, by przy najbliższej okazji przytuliła  Caluma, gdy nagle głośno zadzwonił czyjś telefon. 
- Eh czekajcie, ktoś się do mnie dobija – rzekła ze znudzeniem Alex, wyjmując z kieszeni komórkę.
- Może to twój kochaś? – spytała niewinnie Laura i zachichotała. Zawtórowały jej Raini i Rydel, która, rzucając Alex pełne dwuznaczności spojrzenia, rysowała w powietrzu serduszka.
Nastolatka zgromiła przyjaciółki wzrokiem, położyła palec na ustach i odebrała połączenie.
- Halo?
- Alex…. – w słuchawce odezwał się cichy, zachrypnięty głos.
- Charlie?
- Tttak…
- Coś się stało? Czemu tak dziwnie mówisz?
- Mmmoja..moja babcia… – jąkał się chłopak – Eh….Proszę, przyjedź do szpitala.
- Co? Co z nią? Charlie! – krzyknęła Alex ale szatyn już zdążył się rozłączyć.  
- Boże.. – szepnęła dziewczyna patrząc w przestrzeń.
- Czy możesz nam wytłumaczyć, o co biega? Coś się komuś stało? – wypytywała ją Raini.
- Wygląda na to, że niestety tak. Muszę jechać do szpitala na Crossing Steet. Natychmiast – postanowiła Alex i skierowała się do wyjścia. Złapała po drodze swoją torebkę i bluzę w pasy
- A może pojedziemy z tobą? – zaofiarowała się Rydel.
– Niee, spoko. Załatwię to sama. Przepraszam, ze tak wyszło. Nie chciałam wam popsuć imprezy.
- No coś ty, nie popsułaś. Charlie cię potrzebuje, więc idziesz mu z pomocą, to zrozumiałe – mrugnęła do niej Laura.
Alex westchnęła z politowaniem, ucałowała na pożegnanie przyjaciółki i pospiesznie wyszła z domu. Skierowała się na najbliższy przystanek. Szczęście jej sprzyjało – po niecałej minucie przyjechał duży autobus linii 238, który zatrzymywał się tuż przed szpitalem. Był niemal całkowicie pusty, więc z czystym sumieniem mogła spocząć na wygodnym siedzeniu. Kwadrans później pojazd zatrzymał się na przystanku „Crossing Street”. Alex zręcznie zeskoczyła ze stopni autobusu i pognała w stronę szpitala.
Rozglądając się uważnie, szukała wzrokiem Charlie’go. Po paru minutach żmudnego poszukiwania stwierdziła, że lepiej będzie do niego zadzwonić.
- Gdzie jesteś? – rzuciła do słuchawki.
- Niedaleko - rozległo się gdzieś w pobliżu Alex. Rozejrzała się ze zdezorientowaniem. I wtedy go zobaczyła – oh, w jakże opłakanym stanie! Spuchnięte, zaczerwienione oczy, z których wyzierała nicość, przeraźliwie biała twarz i drżące usta, na których nie było widać cienia uśmiechu. Zgarbiony, z lekko pochyloną głową. Nie, to przecież nie może być ten sam uroczy i zawsze pogodny Charlie!  To niemożliwe!
Alex powoli podeszła do chłopca i spojrzała w jego oczy. Zazwyczaj tliły się w nich wesołe iskierki, które rozświetlały agrestowy kolor tęczówek. Teraz widziała w nich tylko martwą pustkę. Zdawało się jej, że Charlie nawet nie zauważył, że przed nim stoi, cały czas, jakby w odrętwieniu spoglądał w dal. Bez wahania podeszła jeszcze bliżej. Wspięła się na palce i delikatnie oplotła ramionami szyję chłopca. Szatyn zamknął oczy, położył głowę na barku dziewczyny i mocno objął jej talię. Alex natychmiast wyczuła, że jej towarzysz drży. Poczęła więc gładzić jego włosy i szeptać mu do ucha uspokajające słowa.
- Umarła parę godzin temu – wymamrotał Charlie – a ja nawet nie zdążyłem się z nią pożegnać.  Alex! Alex, wiesz, co to znaczy?!  Zostałem sam na świecie…
- Nie mów tak! To, że odeszła, nie znaczy, że naprawdę cię opuściła, pamiętaj. Zawsze będzie blisko ciebie, już nie ciałem, ale duchem.
- Mówisz tak, bo łatwo ci tak mówić. Masz dom, masz rodziców, dziadków… A ja nie mam już nikogo…
- A ja? – uśmiechnęła się Alex – Wiem, że cholernie trudno jest żyć po stracie kogoś bliskiego.  Rozumiem, co czujesz. A przynajmniej staram się zrozumieć. I bardzo, bardzo ci współczuję.
- Twoje współczucie nie wróci jej życia!
- Nie denerwuj się. Chcę ci pomóc przetrwać te trudne chwile. Tak jak ty mi pomogłeś z… sam wiesz kim. Z tamtym wydarzeniem daliśmy sobie radę, teraz też nam się uda. 
Charlie delikatnie wyswobodził się z uścisku.  
-  Nie zasługuję na twoją pomoc, Alex. Jestem.. ughhh… jestem żałosnym, nic nie wartym gnojkiem, draniem, idio…
- Ciii – przerwała mu nastolatka kładąc palce na jego ustach. Po chwili przybliżyła się do twarzy chłopca, by złożyć na jego wargach pocałunek. Charlie odskoczył w tył, jak oparzony.
- NIE! Proszę, nie rób tego!  - złapał ją za ramiona – Nie rozumiesz?! My nie możemy…
- Dlaczego? – dziwiła się Alex.
- Bo nie powiedziałem ci czegoś ważnego. Zrobiłem coś głupiego i teraz brzydzę się samego siebie….To ja zniszczyłem twoje urodziny.
- CO?! – Alex nie mogła uwierzyć własnym  uszom.    
       


W tym samym czasie Laura, Raini i Rydel kontynuowały zabawę w „pytanie lub wyzwanie”. Zbliżał się już wieczór, ale chichotom, żartom i docinkom nie było końca.  Naraz wszystkie trzy przyjaciółki podskoczyły ze strachem. Ktoś dzwonił do drzwi! Nie spodziewały się żadnych gości, zwłaszcza o tej porze, toteż z pewnym lękiem zeszły po schodach do ganku.
- Yyym. Laura, ty tu jesteś „gospodynią domu”... – zaczęła Raini.
- No i co w związku z tym? – brunetka skrzyżowała ręce.
-  A to że jazda! Szoruj i otwieraj – Rydel odwróciła przyjaciółkę i lekko popchnęła ją w stronę  drzwi.
- Ejj to nie sprawied.. – urwała widząc, że dziewczyny w popłochu schowały się w salonie.
Laura westchnęła i  podeszła do drzwi. Wyjrzała przez lufcik, ale na próżno, nic nie było widać w mrokach wieczoru. Ostrożnie otworzyła zamek i uchyliła drzwi. W progu, nonszalancko oparty o framugę stał wysoki blondyn.
- No cześć, mała.
- Aaa to ty – westchnęła z ulgą Laura – Nieźle nas przestraszyłeś. Ale właściwie, to co tu robisz? To babska impreza.
- No to co? – wzruszył ramionami Ross.
- A to, że dla facetów WSTĘP WZBRONIONY. Także żegnam pana.
-  Jeszcze się nie przywitałaś, kochanie, a już się żegnasz?  - prawił jej wyrzuty.  
Brunetka zrezygnowana podeszła do chłopaka i cmoknęła go w policzek.
- Pffff. Przepraszam, to niby miało być „przywitanie ukochanego”?  - prychnął Ross.
- A niby jak… - Laura nie zdążyła dokończyć zdania. Ross złapał ją za ramiona, mocno przycisnął do drzwi i namiętnie  pocałował.
-  Ross, Ross, Ross. Czy ty zawsze do jasnej cholery musisz mi przerywać?!  - Laura udawała złą, by ukryć jak bardzo podobał się jej ten pocałunek.
- A myślałem, że usłyszę co innego. Cos typu „ Boże, ale ty świetnie całujesz” albo „ No dobra, możesz zostać na imprezie”.
- Ooo, tego drugiego na pewno nie usłyszysz.
- No prooooooooooszę – blondyn starał się ją przekonać robiąc słynną minę skrzywdzonego pieska.
- Nie, nie, tylko nie numer z pieskiem – zaśmiała się dziewczyna.
- Plis, plis pliiiis. Zostałbym tylko na parę minut, żeby się ogrzać. Wiesz jak dziś zimno na dworze?
- Nooo… - Laura zdawała się powoli przekonywać do propozycji Rossa.
- Nie wpuszczaj go! – zawołały jednocześnie  Raini i Rydel wychylając głowy z pokoju.
- DO SALONU!! – ryknęła na nie brunetka, więc obie nastolatki potulnie spełniły jej rozkaz.
Ross starał się zachować powagę, ale przychodziło mu to z niemałym trudem.
- A ty z czego się śmiejesz, co?  - spytała go podejrzliwie Laura.
- A z tego, że… po prostu nie możesz mi się oprzeć – odparł zadowolony blondyn.
- Tak, tak. Wmawiaj to sobie, kochanie  - nastolatka uchyliła nieco szerzej drzwi – To wchodzisz?
- Skoro zapraszasz – mrugnął do niej chłopak i wszedł do środka.
- Lauraaaaaa przecież się umawiałyśmy, nie zapraszamy facetów. A już na pewno nie mojego irytującego braciszka – jęczała Rydel.
- Spoko siostra, dla was też się znajdzie towarzystwo  - uśmiechnął się tajemniczo Ross – O, a gdzie Alex?
- Musiała wyjść, nagły wypadek z Charliem – poinformowała go Raini.
- Ahaa – odparł powoli chłopak – No, w każdym razie. Co robimy?  
- A na co ty się, przepraszam, nastawiasz? Przecież jesteś tu tylko parę minut, a potem spadasz do domu – zauważyła Rydel zajadając się chipsami paprykowymi. 
- Dobra dobra, ale „parę minut” jeszcze nie minęło, prawda? Poza tym, nie poznaję cię – ty jesz chipsy?!
Ryd zastygła ze słoną przekąską w jednej, a z paczką w drugiej ręce.
- Okazyjnie – wzruszyła ramionami i z żalem odstawiła chipsy na miejsce.
Pięć minut później powtórnie odezwał się dzwonek do drzwi.
- Kogo znowu niesie? – jęczała Raini.
- Nie wiem, nie wiem. Trzeba sprawdzić – odparł Ross ukrywając uśmiech.
Laura z ociąganiem podeszła do drzwi wejściowych i pociągnęła za klamkę.
- A wy co tu robicie?!  - krzyknęła widząc przed sobą dwóch chłopców.    



W tym samym czasie Alex wciąż przebywała z Charliem w szpitalu. Znaleźli ustronne miejsce do rozmowy – małe pomieszczenie na końcu korytarza. Wpuścił ich tam lekarz, który poinformował chłopca o śmierci babci. Alex milcząc skierowała pytający wzrok na szatyna.
Charlie nabrał powietrza w płuca i zaczął opowiadać.
- Pewnie zaczniesz mnie nienawidzić, przestaniesz się do mnie odzywać… Bo to, co się zdarzyło…to wszystko moja wina. Zaczęło się od telefonu twojej przyjaciółki.
- Jennifer?!  - zawołała Alex.
- Tak. To moja daleka kuzynka. Wiedziała, w którym hotelu mieszkasz, po co przyjechałaś i kogo poznałaś. Była zazdrosna. Skontaktowała się ze mną i poleciła mi, żebym się z tobą zapoznał. Później dała mi twój numer, żebym mógł znów się z tobą spotkać. A wszystko po to, żebym cię w sobie rozkochał i odciągnął od Rossa…
Alex gwałtownie wstała.
- Czyli to wszystko było jednym wielkim kłamstwem?! Te spotkania, te pocałunki, te rozmowy? Nie, nie wierzę ci!
- Proszę, wysłuchaj mnie do końca! Próbowałem, ale mi nie szło. Cały czas utrzymywałaś ten swój pieprzony dystans, nie umiałem się do ciebie zbliżyć. Wtedy usłyszałem, że zbliżają się twoje urodziny. Stwierdziłem, że to świetna okazja, by wrobić Rossa. Wszystko uzgodniłem z Jennifer. To ja pozwoliłem Pixie zniszczyć prezent, to ja poluzowałem śrubki w napisie i w odpowiednim momencie pociągnąłem za sznurek, żeby baner spadł na ciebie. I wreszcie to ja zniszczyłem tort. Rozumiesz już, dlaczego nie zasługuję na twoją pomoc.
Alex milczała. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że przez tyle czasu obrażała się na Rossa, chociaż to nie on był winny całemu zdarzeniu.
- Wiesz, dlaczego mówię ci to wszystko? – kontynuował Charlie – Bo wreszcie uświadomiłem sobie, jaką krzywdę ci zrobiłem. I dopiero dziś dotarło do mnie, że niepotrzebnie udawałem. Bo po co udawać, że się kogoś kocha, skoro to najszczersza prawda?
- Przykro mi ale… trudno w to wszystko uwierzyć – odparła po chwili milczenia dziewczyna.
- Rozumiem cię – uśmiechnął się kwaśno szatyn -  W ogóle dziwię się, czemu mi jeszcze nie przywaliłaś w twarz.
  - Bo ci współczuję – westchnęła Alex.
- Więc może to jest właśnie powód, żeby mi uwierzyć? – spytał z nadzieją chłopiec – Bo zostałem sam na świecie. Sam ze swoimi błędami i kłamstwami. Wydaje mi się, że jedyną prawdą jest tylko moje uczucie.
- Charlie, potrafisz pięknie mówić. Ale skąd mam wiedzieć, czy te twoje gwarancje są słuszne? Już raz się zawiodłam, nie chcę znów przechodzić przez to samo.
-  Tylko ty mi zostałaś na świecie, pamiętasz? Bo co mi po zazdrosnej kuzynce…
- Jennifer? – prychnęła Alex – Nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. Przyjaźnię się z nią od dziecka.
- Tak? Więc dlaczego nie odzywała się do ciebie przez parę miesięcy? Czy tak postępuje prawdziwa przyjaciółka?  - pytał Charlie.

Znów zapadła pomiędzy nimi kłopotliwa cisza. W końcu ich spojrzenia spotkały się. Nieświadomie zaczęli się do siebie przysuwać. Twarze zbliżały się do siebie coraz bardziej i bardziej… Szatyn delikatnie pogłaskał policzek Alex. Zamknęła oczy…
- Nie – wyszeptała i zdjęła z twarzy rękę Charlie’go - Nie mogę.
- Dlaczego? – zasmucił się nastolatek.
- Daj mi czas, muszę to wszystko przemyśleć. Dobrze?
- Jasne – odparł uśmiechając się sztywno.   
    
- Ell! Calum!  - zawołał Ross przybijając piątki kolegom.
- No niee, przyszła jedna małpa to musiały się przywlec jeszcze dwie – westchnęła Raini.
- Sorry, ale to impreza zamknięta. Wypad! – zawołała Laura zamykając przed chłopcami drzwi. Ratliff w porę jednak zablokował je butem.
- Zaraz zaraz. Rossa to wpuściłyście, a nas to już nie? Ładnie to tak?
-  Skoro już musieliście przyjść, to gdzie reszta mojego wspaniałego rodzeństwa? – spytała Rydel.
- Rocky u kolegi, Riker choruje w domu, a Ryland to śmierdzący leń – pospieszył z wyjaśnieniami blondyn.
- Ale akurat Ell mógł przyjść… - odparła powoli Ryd.
- Tak jakoś wyszło – Ross puścił jej oczko i skierował się do salonu.
- Oo, widzę, że ktoś tu grał w „pytanie czy wyzwanie” – ucieszył się Calum widząc pustą butelkę po coli pełniącą rolę wskaźnika.
- Proponuję kontynuację tej gry – zabrał głos Ellington.
- Zgadzam się. Tylko zmieńmy trochę zasady – dodał Ross nie zważając na błagalne spojrzenia siostry -  podzielimy się w pary. Ja będę z Laurą, Raini z Calumem a Rydel z Ratliffem. Może tak być?
- Eej to nie uczciwe! Laura to twoja dziewczyna, więc wam to i tak nie zrobi różnicy – prychnęła Raini.
- Właśnie na tym polega cała zabawa – zachichotał blondyn.
- Dobra, proszę państwa, nie ociągamy się. Raz raz!  - zaklaskała w dłonie Laura – Dobieramy się w pary i zaczynamy!
                                                                              ***
Przepraszam, ze dodaję dopiero teraz, ale przez dwa dni chorowałam. złapałam jakiegoś wrednego wirusa i miałam gorączkę :/ ale teraz lepiej, dlatego podgoniłam to, co miałam napisane i dodaję dzisiaj :)
ogólnie średnio mi się podoba, taki długi i bezsensowny. no ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
a teraz piosenka którą uwielbiam ( jej fragment zamieściłam też w tytule) <3
pozdrawiam serdecznie i życzę szalonego Slywestra! ;)

zapraszam też na bloga Weroniki :)
http://austin-story-ally.blogspot.com/
~`BabyBlue



sobota, 22 grudnia 2012

"Sorry, but I'll tell you a sad story..."


                                                                    ***
Zbliżała się północ, nasza bohaterka leżała już w łóżku, wspominając miniony wieczór.

„Co za chałowe urodziny” – myślała Alex wpatrując się w sufit. Nie wierzyła, że to, co się wydarzyło było, tak jak to mówił Ross,  tylko nieszczęśliwym wypadkiem. W końcu przed przyjęciem nieźle się ze sobą  pokłócili… A  jeśli to nie przez niego została prawie zgnieciona przez ogromny baner, to niby kto zawinił? Laura? Raini? Calum? Nikogo z rodzeństwa Rossa nie podejrzewała, bo dotychczas nie miała z nimi nawet drobnej sprzeczki. Charlie też raczej nie mógł tego zrobić, bo… on jest inny. Nie zepsułby jej urodzin, nie miałby powodu. O! Chyba właśnie dzwoni. Jak to on, zupełnie niespodziewanie i to o późnej porze.
Alex złapała za komórkę i rzuciła zmęczonym głosem:
- Hallo?
- Cześć, jak tam? – odezwał się Charlie.
- Beznadziejnie.
-  Wiem, trochę głupio wyszło.
- Głupio? Mało powiedziane! Już mogłam przeżyć fakt, że mój prezent został obsikany przez psa. Zniosłam nawet to, że przez ten cholerny baner strasznie boli mnie stopa. Ale nie, Ross musiał jeszcze spieprzyć sprawę z tortem. To już lekka przesada, nie sądzisz? – wybuchła Alex.
- No cóż, chłopak miał zły dzień…  - stwierdził ostrożnie szatyn.
- Ale z nim to tak zawsze, rozumiesz? Najpierw coś schrzani, przeprasza, a potem znów to samo.
- Nie przejmuj się, masz jeszcze mnie. Zawsze do usług – zaśmiał się Charlie.
- Wiem, przynajmniej na ciebie mogę zawsze liczyć – uśmiechnęła się Alex – Jesteś kochany.
- Dzięki. Przez grzeczność nie zaprzeczę.
- Wiedziałam, że to powiesz!
- A widzisz, jak się okazuje nie tylko ja umiem czytać w myślach.   
- A umiesz?  - droczyła się Alex.
- No jasne, że tak – stwierdził chłopak.
- To o czym teraz myślę?
- Raczej o kim, moja droga. Oczywiście o mnie - odrzekł z pewnością w głosie Charlie.  
- Hmm. Powiedzmy, że zgadłeś.
- No to miłych snów, skarbie…. o mnie.
- Miłych snów – zaśmiała się Alex – I..EJ! Jaki znów skarbie?! – rzuciła jeszcze, ale Charlie już zdążył się rozłączyć.
- Eh, co za głupol – stwierdziła dziewczyna i cicho chichocząc rzuciła się na poduszki.

* tydzień później*

- Jak tam sobie radzisz, córeczko?
- Wszystko okej, jestem grzeczna i dobrze się uczę  - powtórzyła  po raz setny Alex. Rodzice dzwonili tylko dwa razy w tygodniu, by nie wydać na dużo pieniędzy na połączenia, ale zazwyczaj tak długo im schodziło na rozmowie z córką, że koszty wyszłyby takie same, jakby dzwonili codziennie.
- A doszedł do ciebie prezent? – spytała Polie.
- Jeszcze nie, ale chyba niedługo powinien przyjść.
- Właściwie to już powinien być – tata Alex wyrwał słuchawkę z rąk żony -  Wysłaliśmy go dokładnie w dniu twoich urodzin. Pewnie znów są jakieś opóźnienia.
- Spokojnie, tato. Nawet jeśli mają jakieś problemy na poczcie, prędzej czy później prezent do mnie dotrze – uspokoiła go Alex – A jak tam u was? Czy nie dzwoniła Jennifer?
- Nie, niestety nie, córeczko. Nadal się nie odzywała.
- Hmm to szkoda. Dzwoniłam do niej z tysiąc razy i nie odbiera. Martwię się.
- Na pewno niedługo zadzwoni, chociażby po to, żeby ci złożyć spóźnione życzenia – stwierdził John – Czy robiłaś imprezę urodzinową?
- Eh tak, przyjaciele zrobili mi małe przyjęcie-niespodziankę – westchnęła dziewczyna.
- A czemu tak posmutniałaś, co? – zmartwiła się Polie, która w końcu odzyskała słuchawkę.
- Bo impreza niezbyt się udała. Z resztą nieważne, długo by opowiadać.
- Ale..
- Muszę już kończyć – przerwała rodzicom Alex – mam zadaną masę zadań z angielskiego i to na jutro. Nieźle nas męczą na tych zajęciach.
Rozłączyła się i położyła komórkę na szafce. Nie lubiła kłamać (bo pracę domową już dawno odrobiła), ale tym razem musiała to zrobić. Inaczej rodzice zamęczyliby ją pytaniami o nieudane przyjęcie. A Alex nie chciała kolejny raz opowiadać tej koszmarnej historii. Na szczęście noga przestała już boleć, nie miała też problemów z dogadaniem się z przyjaciółmi. Tylko Ross… znów przestali się do siebie odzywać. Widywali się tylko na planie i na zajęciach w StarWork Company. Ta niezdrowa relacja była dla Alex bardzo uciążliwa i powoli miała dość pracowania w jednym pomieszczeniu z obrażonym blondynem. Na szczęście humor poprawiały jej Laura, Rydel i Raini. Często się spotykały na „babskie ploteczki”, co bardzo je do siebie zbliżyło.
W tej chwili właśnie, wszystkie cztery przebywały w pięknym domu Laury. Zajadając się chipsami, oglądały jakiś nudny film.
- Błaaaagam, wyłączmy ten chłam, bo już nie mogę – jęczała Alex.
-  Co, czyżbyś nie lubiła romansów?  - spytała z zaciekawieniem Raini.
- Hmm, powiedzmy, że nie jestem w nastroju na kiepskie opowiastki o miłości – odparła zgryźliwie nastolatka.
- A właśnie, skoro już mówimy o miłości… Co u Charlie’go? – rzuciła Rydel unosząc znacząco brwi.
Alex zaczerwieniła się.
- Skąd to pytanie? Przecież my nie jesteśmy razem.
- Aha! Od razu się domyśliłaś, o co mi chodzi. Czyli coś jednak jest na rzeczy – zaśmiała się siostra Rossa.
- Właśnie właśnie, nie wykręcaj się, kochana – poparła ją Laura.
- Słuchajcie, naprawdę. Nie wiem o czym mówicie. Charlie i ja jesteśmy TYLKO przyjaciółmi – tłumaczyła im Alex.
- Jasne jaaasne. To z kim tak wczoraj gadałaś przez telefon?  I z kim SMS-owałaś przez całe sobotnie popołudnie? I wreszcie – kto po ciebie przyszedł pięć razy w poprzednim tygodniu tylko po to, żeby wyciągnąć cię na spacer?  - bombardowały ją pytaniami przyjaciółki.
- No już dobra. Przyznaję, lubię go. Nawet bardzo. ZADOWOLONE?
-  Tak! – Laura, Raini i Rydel przybiły sobie piątki – w końcu się przyznała!
Alex spojrzała na nie z politowaniem i pokręciła głową.

Tymczasem Charlie właśnie wracał z wizyty u kolegi. Kierował swoje kroki do szpitala, by dowiedzieć się, jak się czuje babcia. Ostatnio było z nią coraz lepiej, więc chłopak żył nadzieją, że niedługo wszystko wróci do normy. Długo musiał czekać na poprawę zdrowia babci. Była bardzo schorowana, więc jej pobyt w szpitalu znacznie się przedłużył. Charlie musiał radzić sobie sam – gotował, sprzątał, zajmował się kotem babci, Fredem i  pielęgnował mały, śliczny ogródek. Szło mu to z niemałym trudem, ale dawał sobie radę. W razie czego zawsze mógł liczyć na pomoc życzliwych sąsiadów. Bowiem Charlie miał niezwykły dar zjednywania sobie ludzi. Bardzo łatwo nawiązywał kontakty i zyskiwał nowych przyjaciół. Dzięki temu nigdy nie czuł się samotny, mimo nieobecności babci.

Właśnie kierował się na salę, gdzie leżała chora. Drogę zagrodził mu wysoki, poważnie wyglądający lekarz.
- Pan Charlie Smith?
- Tak, a o co chodzi? – spytał niepewnie chłopak.
- Wnuczek pani Smith, z domu Herstwish?  -  badał dalej mężczyzna.
- Yyy, tak. Czy mogę przejść? Byłem umówiony. - niecierpliwił się  Charlie.
- Czy mógłbyś mi podać numer telefonu rodziców, lub kogoś z twojej rodziny? – nie ustępował lekarz.
- Przepraszam, ale o co panu chodzi? Ja nie mam rodziców, zginęli w wypadku, kiedy miałem dwa lata. Wychowuje mnie babcia i właśnie usiłuję wejść na jej salę.
- Obawiam się, że to nie będzie możliwe – odparł poważnie lekarz.
- Dlaczego?  - zaniepokoił się Charlie – Proszę mnie wpuścić, chcę ją zobaczyć.   
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Trzeba się uspokoić, ochłonąć.
-  Co z nią? Co z moją babcią?!
- Była bardzo dzielną kobietą.
- Jak to BYŁA? Przecież.. – urwał widząc smutne oczy lekarza.
- Bardzo mi przykro…Pani Herstwish  zmarła dwie godziny temu...

                                                                       ***
trochę smutny rozdział. i to zakończony w średnio fajnym momencie, ale może jeszcze zdążę przed Wiligią dodać inny, weselszy ;) 

mam nadzieję mimo wszystko, ze przypadnie Wam do gustu. miłego czytania i...  Wesołych Świąt ;)

gorąco polecam bloga naszej utalentowanej Weroniki :
http://www.austin-story-ally.blogspot.com/    wchodźcie, bo warto:)

 ~`BabyBlue

Pam para paaaam!

 WYNIKI KONKURSU :)
wzięły w nim udział tylko dwie osoby, co mnie trochę smuci, no, ale. ;)
Ogłaszam wszem i wobec, że dwa pierwsze miejsca zajęły...





















WERONIKA CZURYSZKIEWICZ ORAZ MEGAN!!!

gratuluję dziewczyny :)

Weronice już obiecałam polecanie jej bloga i gify. A co by chciała dostać Megan? (pytam, ponieważ nie mam pojęcia, jakie nagrody mogę Wam zafundować ) :D

a dziś rozdział, więc bądźcie czujni
^^ Wesołych Świąt wszystkim !!
~`BabyBlue







sobota, 15 grudnia 2012

"I'm not a bad guy!"


                                                                 ***

- To… to dla mnie?! To wszystko dla mnie?! – krzyczała radośnie Alex, rozglądając się dookoła. 
Przyjaciele triumfując przybijali sobie  piątki i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- Tak, kochana. W końcu dziś są twoje urodziny – uśmiechnęła się Raini.
- Hhhej, Alex – Ross niepewnie podszedł do dziewczyny.
- No hej. Miło, że przyszedłeś. W ogóle świetnie, że wszyscy tu jesteśmy – zaśmiała się nastolatka.
- To może przejdziemy do prezentów? Dam głowę, że już nie możesz wytrzymać, żeby się dowiedzieć, co dostałaś – wyszczerzył zęby Calum.   
- To chyba twój pierwszy dobry pomysł, rudzielcu. Robisz postępy – docięła mu Raini.
 - Dobra dobra, nie gadajmy tyle, solenizantka czeka na prezenty – niecierpliwiła się Laura.
Wszyscy ustawili się w kolejce do Alex, trzymając w rękach upominki.
- Kochanie, życzę ci wszystkiego, co najlepsze – uśmiechnęła się Rydel wręczając nastolatce sporych rozmiarów prezent.
Alex ciekawie zajrzała do torby – Oh! Jakie piękne!
Rydel kupiła jej parę eleganckich, czarnych szpilek z delikatnymi kryształkami, przenośne mini radio, parę różowo-niebieskich słuchawek  oraz ogromną paczkę  z cukierkami.
- Rydel, jesteś wspaniała, nie wiem, co powiedzieć! – wołała Alex z oczarowaniem przyglądając się prezentom.
Po blondynce przyszedł czas na resztę rodzeństwa Rossa, scenarzystów i zaprzyjaźnionych pracowników Star Work Company.  Dostała od nich m.in. fioletową bluzę z napisem „Hug giver”, maskotkę króliczka, dwie książki, płytę R5 ze świątecznym wydaniem, gruby album zapełniony ich wspólnymi zdjęciami i  tonę słodyczy.
Na samym końcu kolejki stał Ross.
- Proszę. Chciałem cię bardzo przeprosić, że…znów zachowałem się jak idiota – powiedział blondyn, wręczając dziewczynie żółtą torbę.
- Oh, nic się nie…zaraz – Alex przysunęła do twarzy torbę i zmarszczyła nos – co tak… osobliwie pachnie?
- O czym ty mówisz? – stropił się Ross.  
- Powąchaj – przysunęła torbę tuż pod jego nos.
- Uh! Zupełnie jak….o nieeeee. PIXIE! Ty podła  małpo!!  Gdzie ona jest?!
- Czemu się tak drzesz? – spytała zdezorientowana Raini.
- Pixie obsikała mój prezent!
- Hola hola, przesadzasz. To grzeczny piesek, nigdy by czegoś takiego nie zrobiła – dodała Laura, kręcąc głową.
Ross bez słowa podał brunetce żółtą torbę.
- Fuuuuj! Zabierz to ode mnie!  - zawołała ze wstrętem, poczuwszy niemiłą woń.  
- A nie wierzyłaś!  - prawił jej wyrzuty blondyn.
- Ale dlaczego to zrobiła? – zastanawiał się Calum – Robi tak tylko, kiedy się bardzo stresuje, albo…
- Kiedy nie zostaje wyprowadzona na spacer – dokończyła Raini. Wszyscy momentalnie spojrzeli się na Rossa.
- No o co wam chodzi? – zapytał ze dziwieniem.
- Dzisiaj była twoja kolej wyprowadzania Pixie, dobrze o tym wiesz. – zauważyła Laura, krzyżując ręce.
- Aha, czyli to wszystko moja wina? Przecież nie zrobiłem tego specjalnie, po prostu wyleciało mi z głowy!
- Spokojnie, ludzie, przecież nic się nie stało. To tylko małe nieporozumienie. Nie kłóćmy się. – próbowała załagodzić spór Alex.
- W sumie to nie musi być wina Rossa, przecież Pixie nie jest, bez obrazy oczywiście, na tyle mądra, żeby wleźć akurat do jego prezentu i na niego nasikać – wtrącił się Rocky.
- Skoro to nie Ross zawinił, to kto? – zastanawiała się Raini.
- Ej, a właściwie gdzie jest Charlie? – spytała się Alex, rozglądając się po pomieszczeniu.
 Przeszła parę kroków, stając pod makietą Sonic Boom. W tym momencie spadła na nią olbrzymia płachta z napisem „ Wszystkiego najlepszego, Alex!”. Była na tyle ciężka, że zwaliła dziewczynę z nóg.
- Boże, pomóżcie jej! – wrzasnęła Laura, rzucając się w stronę przyjaciółki. Po chwili z pomocą Rikera i Rockiego Alex stanęła na nogi.
- No jak? Możesz chodzić?  - spytała Rydel przyglądając się badawczo nastolatce.
Alex wyprostowała się, spróbowała zrobić parę kroków, ale nogi się pod nią ugięły  i znów wylądowała na podłodze.
- Ałaaaaa – syknęła z bólu, łapiąc się za stopę – chyba zwichnęłam kostkę.
- Proszę, przyniosłem trochę lodu. Przyłóż sobie – odezwał się ni stąd, ni zowąd Charlie.
- A co ty tu robisz? Gdzie się podziewałeś? – krzyknęła Laura.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Byłem tu z wami przez cały czas.
- Nie przypominam sobie, żebyś składał mi życzenia – stwierdziła Alex, przykładając sobie lód do obolałej stopy.  
 - O, czyli już wręczaliście prezenty solenizantce? Niestety, nie było mnie przy tym. Słyszałem, że kupiono za mało napojów, więc pomyślałem, że dokupię parę butelek w supermarkecie. Niestety, był już zamknięty, więc nic nie załatwiłem – skłamał gładko Charlie.   
 - Hmm zastanawia się, kto tak nieumiejętnie przymocował tę płachtę – Rocky z uwagą przyglądał się rozdartemu banerowi.
- Ross chyba ma dziś zły dzień   - odparła ironicznie Raini – bo to on miał zająć się napisem.
- Przysięgam, że przymocowałem go, jak należy!  - wołał Ross oburzony faktem, że przyjaciółka posądza go coś tak nieodpowiedzialnego.
- Może chociaż tort jest cały, co? – pytała Laura – Miałeś go przywieźć swoim samochodem.
-  Oczywiście, że jest cały. Jechałem bardzo ostrożnie. A jeśli mi nie wierzysz, możemy to  sprawdzić. Chodźmy do spiżarni.
Wszyscy zebrani, łącznie z Alex, wspartą na ramionach Ratliffa i Rikera, udali się do wskazanego przez Rossa miejsca. Na stole stał wysoki karton, w którym znajdowało się pyszne ciasto czekoladowo-truskawkowe  - arcydzieło Stormie.
Blondyn ostrożnie uchylił klapy kartonu i zdjął folię okrywającą tort. Widok przeraził wszystkich – wypiek był w opłakanym stanie. Krem, który wcześniej układał się w ładne serduszka i kolorowy napis, teraz rozjeżdżał się na wszystkie strony. Nadzienie wypłynęło za zewnątrz, a czekoladowa figurka królewny umieszczona na samej górze ciasta była całkowicie zgnieciona.  
- Boże! Ross, coś ty narobił?! – krzyczeli zebrani.
- Cholera jasna, coś musiało go przygnieść w moim bagażniku – chłopak złapał się za głowę - No ale przecież niczego oprócz tortu nie wiozłem!  
- Wiesz co , daruj już sobie te tłumaczenia. Zepsułeś urodziny Alex – mruknął Rocky.
- Tak. Najpierw zapomniałeś wziąć Pixie na spacer, potem  Alex mało co nie została zabita przez płachtę, którą źle przymocowałeś. A na sam koniec spaprałeś sprawę z tortem. No tylko pogratulować zręczności! -  złościła się Jessy.
Ross załamał ręce.
- Nie rozumiem, jak mogło do tego wszystkiego dojść, ale to naprawdę nie moja wina! Chciał..
- Tak, wiem. Chciałeś dobrze. Tylko widzisz, jakimś sposobem twoje „chciałem dobrze” zawsze kończy się katastrofą. – przerwała mu Alex posyłając mu spojrzenie pełne rozczarowania.
-  Dobrze, proszę bardzo, znienawidźcie mnie, przestańcie się do mnie odzywać. Mam to gdzieś, skoro nawet przyjaciele mi nie wierzą – warknął Ross i wbiegł ze spiżarni.
- Hmm, wygląda na to, że impreza odwołana – zauważył z przygnębieniem Calum.
- Taaak. Chodźmy już spać, najlepiej zapomnijmy o dzisiejszym dniu, dobra? – spytała przyjaciół Raini.
Alex jeszcze  raz podziękowała za prezenty i życzenia. Wkrótce potem wszyscy w zepsutych nastrojach rozeszli się do domów.

Prawie wszyscy. Charlie pogwizdując, przechadzał się pustym korytarzem. Po głowie krążyła mu tylko jedna radosna myśl: „Udało się, udało się!” . 
Triumfując, wspominał dzisiejszy dzień. Kiedy patrzył z ukrycia na reakcję Alex na prezent, który dostała od Rossa, z trudem powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. A już zwłaszcza podobał mu się numer z płachtą. Szkoda tylko Alex, bo teraz chyba nieźle ją boli ta kostka. I pomyśleć, że wrobienie Rossa było tak dziecinnie proste! Wystarczyło tylko odkręcić jedną, dwie śrubki, przymocować do napisu linkę i w odpowiednim momencie mocno pociągnąć. Jeszcze łatwiej poszło z tortem. Musiał pójść do spiżarni jeszcze parę minut przed imprezą. Oczywiście trochę się bał, że zostanie przyłapany na majstrowaniu przy cieście, ale na szczęście jego obawy nie sprawdziły się – wszystko poszło jak z płatka. Teraz pozostaje tylko zadzwonić. Wciągnął komórkę z kieszeni i  wybrał numer.
- No cześć kuzynko. Tak, wszystko poszło zgodnie z planem – rzekł do słuchawki Charlie i uśmiechnął się zwycięsko.    

 ***
Uff nawet nie wiecie jak ciężko mi było napisać ten rozdział :p aż mnie głowa rozbolała, bo cały dzień dziś na komputerze siedzę. ale napisałam, bo nie chciałam zawieść Weroniki, której obiecałam, że dziś dodam.  

wiem, że nienawidzicie Charliego ( po tym rozdzale pewnie nawet jeszcze  bardziej) 
ale obiecuję, że wszystko niedługo się wyjaśni ;) 
Proszę o dużo komentarzy, i dziękuję, za te, które już się pojawiły  :)
i zachęcam do udzaiłu w konkursie, pytania naprawdę nie są trudne
~`BabyBlue :)



piątek, 14 grudnia 2012

Czas na KONKUS! :)


Zadam na rozgrzewkę parę krótkich, prostych pytań dotyczących R5, bądź serialu Austin i Ally: 

1)      Kto jest najstarszy z zespołu R5, a kto najmłodszy? Podaj imiona i daty urodzenia.

2)      W którym odcinku Ally powiedziała do Austina „Kocham cię, kocham cię, kocham cię”?
A. Tickets&Trashbags              B. Secrets&Songbooks       C. Diners&Daters

3)   Podaj ulubione kolory człownków zespołu R5.

4)   Kto w odcinku Rockers&Writers powiedział te słowa: - „Szybciej! Szybciej! Wooolnieeej. Szybciej! Szybciej!” ?

5)  Mam długie, blond włosy. Uwielbiam ubierać się na różowo, często zakładam też skórzane kurtki lub  czarne kozaki. Gdybym tylko mogła mieć zwierzaka, byłby to kot, ponieważ ubóstwiam Hello Kitty J  - o kim mowa?
6) W którym odcinku Austin poznaje uroczą kelnerkę, w której od razu się zakochuje?

noo. proste, prawda? ;) niestety, za te pytania nie można dostać nagrody, to była tylko taka forma „treningu” :p
ale teraz zadam dziesięć pytań dotyczących mojego bloga ( sprawdzę, kto uważnie czyta ;)) 3 osoby, które najszybciej odpowiedzą, zostaną nagrodzoneJ
1)      Jak doszło do spotkania Alex i Rossa?
2)      Co łączyło kiedyś Rossa i Laurę i jak doszło do ich rozstania?
3)      Jak miała na imię mama Alex?

4) „- Ale przyznaj.. Mam w sobie to coś.
 - To coś niewyobrażalnie irytującego? O tak.
- Naprawdę tak uważasz?
- Nie. Jesteś strasznie kochany, wiesz?
- NO. I to chciałem usłyszeć!”     <------- pomiędzy kim toczy się podany dialog?
5) Podaj imię przyjaciółki Alex mieszkającej w Wielkiej Brytanii.
6) Napisz pełne imiona i nazwisko Charlie’go. Gdzie Alex zobaczyła go po raz pierwszy?
7)  W którym rozdziale pojawiło się rodzeństwo Rossa?
8)  Podaj nazwę budynku, w którym kręcone są odcinki Austina i Ally ( tego fikcyjnego, nie prawdziwego ;))
9)  Kiedy Alex wróciła z kolacji, znalazła przyczepioną do drzwi karteczkę. Kto był autorem liściku i o co prosił Alex?
10) Jak myślisz – w kim zakochany jest Charlie? Komu podoba się Laura? W kim zauroczyła się Rydel? Kto jest miłością Rossa?

Odpowiedzi przysyłajcie mi  na mail (tylko się nie śmiejcie ) trolek07@gmail.com albo na Twitterze na @luv_chinchillin  do 21 grudnia. Kompletnie nie mam pomysłu, jakie mogę Wam dać nagrody, więc to do Was będzie należała decyzja, co chcecie dostać (będę się bawiła w Świętego Mikołaja hehe).
jeszcze jedno, bardzo Was proszę, żebyście pod swoimi odpowiedziami dały króciutką opinię na temat mojego bloga (co Wam się podoba, co byście zmieniły, jakie macie pomysły co do ciągu dalszego itp.) . to nie musi być wypracowanie na pięć stron, po prostu dwa, trzy zdania :) z góry dzięki!  
Mam nadzieję, ze chociaż parę osób przystąpi do konkursu ^^
 a teraz trochę gifów. genialne są :D 
   














 hahah, mam zaciesz jak patrzę na tych wariatów :D  
czekam na Wasze odpowiedzi !
~`BabyBlue

piątek, 7 grudnia 2012

"Maybe he's right, maybe he's just jealous"



*dwa dni później*
Grupa przyjaciół z serialu „Austin i Ally” znów spotkała się w garderobie Caluma.
- Okej. Każdy wie, co ma robić? – spytała  Laura.
- Taaak kochana – Raini ziewnęła i leniwie się przeciągnęła– powtarzaliśmy to już z tysiąc razy. Spokojnie, wszystko się uda.
  - Racja, nie ma się co przejmować. Poza tym to tylko mała impreza urodzinowa – uśmiechnął się Calum.
- Eh, szkoda tylko, że Ross.. chyba nie przyjdzie na przyjęcie dla Alex. Coś mu strzeliło do głowy, nie wiem, może znów się pokłócili? – zastanawiała się brunetka.
Raini i Calum wymienili między sobą spojrzenia.
- Laura… nie chcę ci sprawić przykrości, ale.. –zaczęła niepewnie czarnowłosa.
- Ale co? – przerwała przyjaciółce Laura, zakładając ręce na biodra.
- Eemm… RossjestchybazazdrosnyoCharliegoiAlexdlategotaksiędziwniezachowywał – wyrecytowała bez tchu nastolatka.
- CO?
- Raini chodziło o to, że Ross nie lubi, kiedy Alex spotyka się z Charliem – wspomógł ją Calum.
- Dlaczego tak sądzicie? – spytała ostro Laura – Przecież ona jest tylko jego przyjaciółką, nigdy nic ich nie łączyło!
- Nie denerwuj się, nie chciałam cię rozzłościć – próbowała załagodzić sprawę Raini.
- Nie rozzłościłaś mnie, ale na pewno popsułaś mi humor – odparła brunetka, i posyłając jej pewne wyrzutu spojrzenie,  wyszła z garderoby.
Tymczasem Ross przebywał wraz ze swoim rodzeństwem w ich ulubionej kawiarence - „The Griddle”.
- Jak tam się mają sprawy z Laurą? – zagadnął go Rocky, dwuznacznie poruszając brwiami.
- Eee..Dobrze, wszystko okej – odparł niezbyt przytomnie Ross, gapiąc się w okno. Cały czas rozmyślał o tym, co się stało przed dwoma dniami. Znów zachował się kretyńsko.  Nie dość, że pokłócił się z Alex, to jeszcze obraziła się na niego jego dziewczyna. Ale on przecież nie jest zazdrosny! Po prostu… denerwuje go towarzystwo Charliego. Podświadomie czuł, że ten chłopak sprowadzi na nich niemałe kłopoty….
- Hekhem, Ross? Mówię już do ciebie szósty raz, a ty nawet łaskawie nie spojrzysz w moją stronę  - stwierdziła Rydel robiąc obrażoną minkę.
- Cco? Przepraszam, zamyśliłem się.
- Na pewno wszystko gra? – badał jak zwykle troskliwy Riker.
- Tak, na pewno. A właściwie, gdzie jest Ellington?
- No, jak to gdzie. Na randce z piękną Kelly – uśmiechnął się Rocky.
- Ehh te słitaśne gołąbeczki – westchnął Ryland czym wywołał gromki wybuch śmiechu. Tylko Rydel zdawała się być jakaś smutna. Potrząsnęła głową i zwróciła się do Rossa:
- Ej, może się przejdziemy? Chciałabym z tobą pogadać.
- Jasne – blondyn zrozumiał proszące spojrzenie siostry i wstał z krzesła.
- A niby kto zapłaci za kawę, przepraszam bardzo? – wykłócał się Rocky.
- No masz, niech ci będzie – Rydel rzuciła na stół parę banknotów i złapała swoją białą bluzę w różowe paski. Już po chwili razem z bratem przechadzała się jedną z ulic Miami.
- To o czym chciałaś pogadać? – spytał się Ross patrząc z wyczekiwaniem na blondynę.
- O tobie. O Laurze. O Alex. I o Charliem.
- Skąd  wiesz o Charliem? Alex ci o nim opowiadała?
Rydel skinęła głową.
- Cudownie, a wspominała już, że się całowali?! – wybuchł Ross.
- Jesteś zazdrosny, że się tak złościsz?
- NIE! – krzyknął blondyn, ale potem dodał nieco łagodniejszym tonem – Nie, to nie tak. Po prostu.. nie umiem tego wytłumaczyć, ale czuję, że on coś knuje przeciwko Alex.
- Oo, od kiedy jesteś takim czarnowidzem? – spytała ironicznie Rydel – Nie martw się, dziewczyna wie, co robi. Jest rozsądna i nie da się po raz drugi wykorzystać.
- Po raz drugi? 
- Tak, bo to ty pierwszy ją zraniłeś.
- Ale to już przeszłość! Wszystko sobie przecież wyjaśniliśmy. Dziwne, że z nią tak szybko się zaprzyjaźniłaś, a Laury nie potrafisz nawet polubić.
-Mogłabym ją polubić, tylko że nie potrafię. No nic,  ważne, że znów jesteś szczęśliwy. Szkoda tylko, że kosztem Alex…
- Nigdy mi tego nie wybaczysz, prawda?
- Ja już ci wybaczyłam  - uśmiechnęła się Rydel – Każdy ma prawo popełnić błąd. Tylko obiecaj, że nigdy więcej tak nie postąpisz.
- Obiecuję siostrzyczko. A teraz… Masz mi coś do powiedzenia?
- Ja? O co ci chodzi? -   zdziwiła się dziewczyna.
- No jak to, o co. A może raczej: o kogo.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
Ross przejechał sobie ręką po twarzy.
- Ratliff. Mówi ci to coś?
 Rydel zarumieniła się.
- Wiesz, że to bez sensu.
- Niby dlaczego?
- Bo on ma DZIEWCZYNĘ, Ross. I to piękną, mądrą, słodką…
- Eej siostra, nie poznaję cię. Ty się poddajesz? TY?!   - przerwał jej blondyn kładąc ręce na jej ramionach.
- Nie mogę postąpić inaczej. Chcę, żeby był szczęśliwy – westchnęła Rydel.
- Jeśli się kogoś naprawdę kocha, nie można się poddawać. Spójrz na mnie i na Laurę  - po  tylu latach znów jesteśmy razem, i mimo, że się czasem kłócimy, nie możemy bez siebie żyć.
- Zupełnie jak stare dobre małżeństwo – zaśmiała się dziewczyna.
- Obiecałem ci coś. Teraz ty mi obiecaj, że przynajmniej spróbujesz o niego zawalczyć.
- Dobrze, Ross. Obiecuję. Chociaż wiem, że nic z tego nie będzie.
- No i kto tu jest czarnowidzem, co? – zauważył Ross.
- Nie lubię, jak łapiesz mnie za słówka  -pokazała mu język i uśmiechnęła się – Ale dziękuję za pomoc, jesteś kochany.
- No, to to ja wiem – machnął ręką blondyn.
- I jak zwykle skromny.
- To też wiem, zaskocz mnie czymś.
- I…najlepsiejszy – przytuliła brata i cmoknęła go w policzek.
- Dla ciebie wszystko, głupolu – zaśmiał się chłopak i poczochrał jasne włosy Rydel.
- Eej! Szacunku trochę, jestem starsza  - nastolatka chichocząc szturchnęła go w bok.
- AU! Żebro mi chcesz złamać?!
Przekomarzając się w końcu wrócili do restauracji.
- No dobra, Ryd. Lecę teraz przeprosić Laurę i Alex. A ty.. wiesz, co masz robić – uśmiechnął się Ross, znacząco unosząc brwi.
Pożegnali się i każde ruszyło w swoją stronę – Ross do StarWork Company, a Rydel do hotelu, gdzie na czas pobytu w Miami mieszkała razem z Rockym Rikerem, Rylandem i Ratliffem.

Laura właśnie kończyła przystrajać kolorowymi serpentynami salę, gdzie kręcone są odcinki serialu. Naraz zadzwonił jej telefon. Szybko wyjęła go z kieszeni, ale zawahała się przed odebraniem – na ekranie wyświetlił się napis „Ross dzwoni”.
- Hmm, może wreszcie zmądrzał -  mruknęła do samej siebie i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Hallo, Laura?
- Nie, Święty Mikołaj.
- Gdzie jesteś?
- A gdzie mogę być?
- Emm… Na planie?
- Brawo. Robimy dekoracje na przyjęcie. Może przestaniesz się obrażać i przyjdziesz nam pomóc?
- To ty się obraziłaś, nie ja. Zaraz… czy ty powiedziałaś  PRZYJĘCIE?
- No tak, przecież dziś są urodziny Alex.
- Oż Cholera! Zapomniałem !
- Ross!  Planowaliśmy imprezę dwa dni temu! Jak mogłeś zapomnieć?
- Uh, nie wiem. Muszę kupić jakiś prezent, i to szybko.
- Boże, ale z ciebie patałach.
- Przepraszam, skarbie. W ogóle… przepraszam, że taki byłem.
- Zostaw przeprosiny na później, leć po prezent. Przyjęcie zaczyna się za dwie godziny – ucięłą Laura i się rozłączyła.

 Ross złapał się za głowę.Co kupić Alex? Tylko jedna osoba będzie to  wiedziała. I nie, bynajmniej nie miał na myśli Charliego. Złapał za komórkę i zatelefonował do Rydel.
- Ross? – spytała lekko zdziwiona siostra.
- Sooorki, ale znów potrzebuję twojej pomocy.
- Jasne,  mow o co chodzi.
- Tak jakoś.. zapomniałem o urodzinach Alex.
- Ross! Boże, ale z ciebie patałach!  - zawołała Rydel.
- Już to dzisiaj słyszałem
- I co, pewnie nie masz dla niej prezentu?
- Nie mam. A że się przyjaźnicie, pomyślałem, że pomożesz mi wybrać dla niej upominek .
- Dobra, pomogę. Ale następnym razem zapisuj sobie takie rzeczy, geniuszu.
- Trzeba było mi przypomnieć! – obraził się Ross.
- Myślałam, że to oczywiste. No nic, spotkajmy się za pół godziny w centrum handlowym „City Shopping”  - zarządziła blondyna.
- OK, do zobaczenia – rzucił Ross i się rozłączył.

 Po godzinie wszystko już było gotowe. Plan serialu pięknie udekorowano, a nad drzwiami makiety budynku Sonic Boom zawieszono wielki napis „ Wszystkiego Najlepszego, Alex!”. Czekano tylko na powrót Alex i Charliego, który był wtajemniczony w całe przedsięwzięcie. Miał wybrać się z solenizantką na spacer i wrócić dopiero wtedy, kiedy Laura wyśle mu SMS.    


- Poczekaj na chwilkę,  zaraz wracam – powiedział Charlie i zniknął w ciemnościach korytarza. Wszedł do garderoby Caluma.
Tam przekazał Laurze wieści, że solenizantka już jest na miejscu.
- Ok, na planie są wszystkie prezenty. Leć tam po cichu i połóż mój i swój upominek obok nich. Tylko ciii – położyła palec na ustach  i wręczyła mu dosyć ciężką torbę.
- Uhh co ty tam włożyłaś? Stu kilowy głaz czy słonia? – jęknął Charlie.
- Ciiiicho! Idź na plan, ostrzeż pozostałych i  czekajcie na sygnał. Ja postaram się ją zatrzymać.   
Charlie posłusznie wyszedł z pomieszczenia  i skierował się na plan.
Laura pobiegła do Alex.
- Heeej – zawołała i przyjacielsko otoczyła ją ramieniem – co słychać?
 - Laura, co się dzieje, ledwo cię widzę. Czemu tu tak ciemno i cicho? – pytała zdezorientowana Alex.
- No wiem, że zazwyczaj jest zupełnie na odwrót, ale po prostu wyłączono nam prąd i wszyscy wcześniej poszli do domów – skłamała brunetka.   
-  Rozumiem. A Charlie?
- Był tu gdzieś przed chwilą, ale chyba też poszedł. Mówił, żeby ci przekazać, że przeprasza, ale coś mu wypadło i musi wracać.
Alex skinęła głową i posmutniała.
- Ej! Słyszałaś to? – Laura zastrzygła uszami.  
- Co?
- No, ten dźwięk. Jakby ktoś coś przesuwał.
- Nieee, nic nie słyszałam…
- O! Znowu! To chyba dobiega z sali, gdzie kręcimy odcinki!
- Laura, nie sądz…
- No chodź, musimy to sprawdzić – przerwała jej brunetka i pociągnęła ją wgłąb korytarza.
    
Tymczasem Charlie przytaszczył oba prezenty na plan i kazał wszystkim zająć miejsca. Sam zaś podszedł do dużej, żółtej torebki , z której wychylała się głowa misia. Widział, jak Ross trzyma ją w rękach, więc domyślił się że to on kupił pluszaka Alex. Uśmiechnął się złośliwie. Sprawdził, czy nikt nie nadchodzi i  schylił się w poszukiwaniu Pixie.
- Piiixieeeee, chodź tu, piesku. No chooodź.
Znalazł ją – siedziała w kącie i przyglądała mu się z zaciekawieniem, zabawnie przekrzywiając główkę. Wziął ją na ręce i zaprowadził do do sterty prezentów.
- Ojoj, chyba dzisiaj nikt cię nie wziął na spacerek i chce ci się siusiu – stwierdził Charlie głaszcząc jej futerko – Ale wiesz co? Chyba mam rozwiązanie.
To mówiąc wsadził pieska do żółtej torby. Nie musiał długo czekać – zrobiła to, co miała zrobić. W końcu była jeszcze bardzo mała, a cała sytuacja z przyjęciem bardzo ją stresowała.
- Brawo Pixie, o to mi chodziło – zachichotał Charlie i oddalił się na swoje miejsce.
- EJ UWAGA, NA MIEJSCA! IDĄ TU!! –zawołała Raini. Ktoś zgasił światło i wszyscy z napięciem wyczekiwali dziewczyn.
-  Laura? Gdzie ty się podziałaś? – wyszeptała zdezorientowana Alex. Naraz wszystko się rozjaśniło, przyjaciele wyskoczyli z ukryć i wrzasnęli:
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!!

***

przepraszam że dopiero teraz łaskawie dodaję, ale na serio tak mi się ciężko pisało, że coś okropnego :/   jutro jadę do Wawy a w przyszłym tygodniu testy gimnazjalne (znowu -.-) więc niestety, następny rozdział dopiero za tydzień. :(  

na pocieszenie piosenka, która utkwiła mi w głowie  (sorki DarkAngel, mam nadzieję że nie masz mi tego za złe,  ale chyba pomałpuję od Ciebie od czasu do czasu  dodawanie piosenek;))



~BabyBlue