***
Tymczasem przyjaciółki miło spędzały czas w domu Laury.
Nadszedł czas na grę w „pytanie czy wyzwanie”.
Przyszła kolej na Rydel, właśnie miała zlecić Raini, by przy najbliższej
okazji przytuliła Caluma, gdy nagle
głośno zadzwonił czyjś telefon.
- Eh czekajcie, ktoś się do mnie dobija – rzekła ze
znudzeniem Alex, wyjmując z kieszeni komórkę.
- Może to twój kochaś? – spytała niewinnie Laura i
zachichotała. Zawtórowały jej Raini i Rydel, która, rzucając Alex pełne
dwuznaczności spojrzenia, rysowała w powietrzu serduszka.
Nastolatka zgromiła przyjaciółki wzrokiem, położyła palec na
ustach i odebrała połączenie.
- Halo?
- Alex…. – w słuchawce odezwał się cichy, zachrypnięty głos.
- Charlie?
- Tttak…
- Coś się stało? Czemu tak dziwnie mówisz?
- Mmmoja..moja babcia… – jąkał się chłopak – Eh….Proszę,
przyjedź do szpitala.
- Co? Co z nią? Charlie! – krzyknęła Alex ale szatyn już
zdążył się rozłączyć.
- Boże.. – szepnęła dziewczyna patrząc w przestrzeń.
- Czy możesz nam wytłumaczyć, o co biega? Coś się komuś
stało? – wypytywała ją Raini.
- Wygląda na to, że niestety tak. Muszę jechać do szpitala na
Crossing Steet. Natychmiast – postanowiła Alex i skierowała się do wyjścia.
Złapała po drodze swoją torebkę i bluzę w pasy
- A może pojedziemy z tobą? – zaofiarowała się Rydel.
– Niee, spoko. Załatwię to sama. Przepraszam, ze tak wyszło.
Nie chciałam wam popsuć imprezy.
- No coś ty, nie popsułaś. Charlie cię potrzebuje, więc
idziesz mu z pomocą, to zrozumiałe – mrugnęła do niej Laura.
Alex westchnęła z politowaniem, ucałowała na pożegnanie
przyjaciółki i pospiesznie wyszła z domu. Skierowała się na najbliższy
przystanek. Szczęście jej sprzyjało – po niecałej minucie przyjechał duży
autobus linii 238, który zatrzymywał się tuż przed szpitalem. Był niemal całkowicie
pusty, więc z czystym sumieniem mogła spocząć na wygodnym siedzeniu. Kwadrans
później pojazd zatrzymał się na przystanku „Crossing Street”. Alex zręcznie
zeskoczyła ze stopni autobusu i pognała w stronę szpitala.
Rozglądając się uważnie, szukała wzrokiem Charlie’go. Po
paru minutach żmudnego poszukiwania stwierdziła, że lepiej będzie do niego
zadzwonić.
- Gdzie jesteś? – rzuciła do słuchawki.
- Niedaleko - rozległo się gdzieś w pobliżu Alex. Rozejrzała
się ze zdezorientowaniem. I wtedy go zobaczyła – oh, w jakże opłakanym stanie!
Spuchnięte, zaczerwienione oczy, z których wyzierała nicość, przeraźliwie biała
twarz i drżące usta, na których nie było widać cienia uśmiechu. Zgarbiony, z
lekko pochyloną głową. Nie, to przecież nie może być ten sam uroczy i zawsze
pogodny Charlie! To niemożliwe!
Alex powoli podeszła do chłopca i spojrzała w jego oczy.
Zazwyczaj tliły się w nich wesołe iskierki, które rozświetlały agrestowy kolor
tęczówek. Teraz widziała w nich tylko martwą pustkę. Zdawało się jej, że
Charlie nawet nie zauważył, że przed nim stoi, cały czas, jakby w odrętwieniu
spoglądał w dal. Bez wahania podeszła jeszcze bliżej. Wspięła się na palce i
delikatnie oplotła ramionami szyję chłopca. Szatyn zamknął oczy, położył głowę
na barku dziewczyny i mocno objął jej talię. Alex natychmiast wyczuła, że jej
towarzysz drży. Poczęła więc gładzić jego włosy i szeptać mu do ucha
uspokajające słowa.
- Umarła parę godzin temu – wymamrotał Charlie – a ja nawet
nie zdążyłem się z nią pożegnać. Alex!
Alex, wiesz, co to znaczy?! Zostałem sam
na świecie…
- Nie mów tak! To, że odeszła, nie znaczy, że naprawdę cię
opuściła, pamiętaj. Zawsze będzie blisko ciebie, już nie ciałem, ale duchem.
- Mówisz tak, bo łatwo ci tak mówić. Masz dom, masz
rodziców, dziadków… A ja nie mam już nikogo…
- A ja? – uśmiechnęła się Alex – Wiem, że cholernie trudno
jest żyć po stracie kogoś bliskiego.
Rozumiem, co czujesz. A przynajmniej staram się zrozumieć. I bardzo,
bardzo ci współczuję.
- Twoje współczucie nie wróci jej życia!
- Nie denerwuj się. Chcę ci pomóc przetrwać te trudne
chwile. Tak jak ty mi pomogłeś z… sam wiesz kim. Z tamtym wydarzeniem daliśmy
sobie radę, teraz też nam się uda.
Charlie delikatnie wyswobodził się z uścisku.
- Nie zasługuję na
twoją pomoc, Alex. Jestem.. ughhh… jestem żałosnym, nic nie wartym gnojkiem,
draniem, idio…
- Ciii – przerwała mu nastolatka kładąc palce na jego
ustach. Po chwili przybliżyła się do twarzy chłopca, by złożyć na jego wargach
pocałunek. Charlie odskoczył w tył, jak oparzony.
- NIE! Proszę, nie rób tego!
- złapał ją za ramiona – Nie rozumiesz?! My nie możemy…
- Dlaczego? – dziwiła się Alex.
- Bo nie powiedziałem ci czegoś ważnego. Zrobiłem coś
głupiego i teraz brzydzę się samego siebie….To ja zniszczyłem twoje urodziny.
- CO?! – Alex nie mogła uwierzyć własnym uszom.
W tym samym czasie Laura, Raini i Rydel kontynuowały zabawę
w „pytanie lub wyzwanie”. Zbliżał się już wieczór, ale chichotom, żartom i
docinkom nie było końca. Naraz wszystkie
trzy przyjaciółki podskoczyły ze strachem. Ktoś dzwonił do drzwi! Nie
spodziewały się żadnych gości, zwłaszcza o tej porze, toteż z pewnym lękiem
zeszły po schodach do ganku.
- Yyym. Laura, ty tu jesteś „gospodynią domu”... – zaczęła
Raini.
- No i co w związku z tym? – brunetka skrzyżowała ręce.
- A to że jazda!
Szoruj i otwieraj – Rydel odwróciła przyjaciółkę i lekko popchnęła ją w stronę drzwi.
- Ejj to nie sprawied.. – urwała widząc, że dziewczyny w
popłochu schowały się w salonie.
Laura westchnęła i
podeszła do drzwi. Wyjrzała przez lufcik, ale na próżno, nic nie było
widać w mrokach wieczoru. Ostrożnie otworzyła zamek i uchyliła drzwi. W progu,
nonszalancko oparty o framugę stał wysoki blondyn.
- No cześć, mała.
- Aaa to ty – westchnęła z ulgą Laura – Nieźle nas
przestraszyłeś. Ale właściwie, to co tu robisz? To babska impreza.
- No to co? – wzruszył ramionami Ross.
- A to, że dla facetów WSTĘP WZBRONIONY. Także żegnam pana.
- Jeszcze się nie
przywitałaś, kochanie, a już się żegnasz?
- prawił jej wyrzuty.
Brunetka zrezygnowana podeszła do chłopaka i cmoknęła go w
policzek.
- Pffff. Przepraszam, to niby miało być „przywitanie
ukochanego”? - prychnął Ross.
- A niby jak… - Laura nie zdążyła dokończyć zdania. Ross
złapał ją za ramiona, mocno przycisnął do drzwi i namiętnie pocałował.
- Ross, Ross, Ross.
Czy ty zawsze do jasnej cholery musisz mi przerywać?! - Laura udawała złą, by ukryć jak bardzo podobał
się jej ten pocałunek.
- A myślałem, że usłyszę co innego. Cos typu „ Boże, ale ty
świetnie całujesz” albo „ No dobra, możesz zostać na imprezie”.
- Ooo, tego drugiego na pewno nie usłyszysz.
- No prooooooooooszę – blondyn starał się ją przekonać
robiąc słynną minę skrzywdzonego pieska.
- Nie, nie, tylko nie numer z pieskiem – zaśmiała się
dziewczyna.
- Plis, plis pliiiis. Zostałbym tylko na parę minut, żeby
się ogrzać. Wiesz jak dziś zimno na dworze?
- Nooo… - Laura zdawała się powoli przekonywać do propozycji
Rossa.
- Nie wpuszczaj go! – zawołały jednocześnie Raini i Rydel wychylając głowy z pokoju.
- DO SALONU!! – ryknęła na nie brunetka, więc obie
nastolatki potulnie spełniły jej rozkaz.
Ross starał się zachować powagę, ale przychodziło mu to z
niemałym trudem.
- A ty z czego się śmiejesz, co? - spytała go podejrzliwie Laura.
- A z tego, że… po prostu nie możesz mi się oprzeć – odparł
zadowolony blondyn.
- Tak, tak. Wmawiaj to sobie, kochanie - nastolatka uchyliła nieco szerzej drzwi –
To wchodzisz?
- Skoro zapraszasz – mrugnął do niej chłopak i wszedł do
środka.
- Lauraaaaaa przecież się umawiałyśmy, nie zapraszamy
facetów. A już na pewno nie mojego irytującego braciszka – jęczała Rydel.
- Spoko siostra, dla was też się znajdzie towarzystwo - uśmiechnął się tajemniczo Ross – O, a gdzie
Alex?
- Musiała wyjść, nagły wypadek z Charliem – poinformowała go
Raini.
- Ahaa – odparł powoli chłopak – No, w każdym razie. Co
robimy?
- A na co ty się, przepraszam, nastawiasz? Przecież jesteś
tu tylko parę minut, a potem spadasz do domu – zauważyła Rydel zajadając się
chipsami paprykowymi.
- Dobra dobra, ale „parę minut” jeszcze nie minęło, prawda?
Poza tym, nie poznaję cię – ty jesz chipsy?!
Ryd zastygła ze słoną przekąską w jednej, a z paczką w
drugiej ręce.
- Okazyjnie – wzruszyła ramionami i z żalem odstawiła chipsy
na miejsce.
Pięć minut później powtórnie odezwał się dzwonek do drzwi.
- Kogo znowu niesie? – jęczała Raini.
- Nie wiem, nie wiem. Trzeba sprawdzić – odparł Ross
ukrywając uśmiech.
Laura z ociąganiem podeszła do drzwi wejściowych i
pociągnęła za klamkę.
- A wy co tu robicie?!
- krzyknęła widząc przed sobą dwóch chłopców.
W tym samym czasie Alex wciąż przebywała z Charliem w
szpitalu. Znaleźli ustronne miejsce do rozmowy – małe pomieszczenie na końcu
korytarza. Wpuścił ich tam lekarz, który poinformował chłopca o śmierci babci.
Alex milcząc skierowała pytający wzrok na szatyna.
Charlie nabrał powietrza w płuca i zaczął opowiadać.
- Pewnie zaczniesz mnie nienawidzić, przestaniesz się do
mnie odzywać… Bo to, co się zdarzyło…to wszystko moja wina. Zaczęło się od
telefonu twojej przyjaciółki.
- Jennifer?! -
zawołała Alex.
- Tak. To moja daleka kuzynka. Wiedziała, w którym hotelu
mieszkasz, po co przyjechałaś i kogo poznałaś. Była zazdrosna. Skontaktowała
się ze mną i poleciła mi, żebym się z tobą zapoznał. Później dała mi twój
numer, żebym mógł znów się z tobą spotkać. A wszystko po to, żebym cię w sobie
rozkochał i odciągnął od Rossa…
Alex gwałtownie wstała.
- Czyli to wszystko było jednym wielkim kłamstwem?! Te
spotkania, te pocałunki, te rozmowy? Nie, nie wierzę ci!
- Proszę, wysłuchaj mnie do końca! Próbowałem, ale mi nie
szło. Cały czas utrzymywałaś ten swój pieprzony dystans, nie umiałem się do
ciebie zbliżyć. Wtedy usłyszałem, że zbliżają się twoje urodziny. Stwierdziłem,
że to świetna okazja, by wrobić Rossa. Wszystko uzgodniłem z Jennifer. To ja
pozwoliłem Pixie zniszczyć prezent, to ja poluzowałem śrubki w napisie i w
odpowiednim momencie pociągnąłem za sznurek, żeby baner spadł na ciebie. I
wreszcie to ja zniszczyłem tort. Rozumiesz już, dlaczego nie zasługuję na twoją
pomoc.
Alex milczała. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że przez
tyle czasu obrażała się na Rossa, chociaż to nie on był winny całemu zdarzeniu.
- Wiesz, dlaczego mówię ci to wszystko? – kontynuował
Charlie – Bo wreszcie uświadomiłem sobie, jaką krzywdę ci zrobiłem. I dopiero
dziś dotarło do mnie, że niepotrzebnie udawałem. Bo po co udawać, że się kogoś
kocha, skoro to najszczersza prawda?
- Przykro mi ale… trudno w to wszystko uwierzyć – odparła po
chwili milczenia dziewczyna.
- Rozumiem cię – uśmiechnął się kwaśno szatyn - W ogóle dziwię się, czemu mi jeszcze nie
przywaliłaś w twarz.
- Bo ci współczuję – westchnęła Alex.
- Więc może to jest właśnie powód, żeby mi uwierzyć? –
spytał z nadzieją chłopiec – Bo zostałem sam na świecie. Sam ze swoimi błędami
i kłamstwami. Wydaje mi się, że jedyną prawdą jest tylko moje uczucie.
- Charlie, potrafisz pięknie mówić. Ale skąd mam wiedzieć,
czy te twoje gwarancje są słuszne? Już raz się zawiodłam, nie chcę znów
przechodzić przez to samo.
- Tylko ty mi
zostałaś na świecie, pamiętasz? Bo co mi po zazdrosnej kuzynce…
- Jennifer? – prychnęła Alex – Nigdy by mi czegoś takiego
nie zrobiła. Przyjaźnię się z nią od dziecka.
- Tak? Więc dlaczego nie odzywała się do ciebie przez parę
miesięcy? Czy tak postępuje prawdziwa przyjaciółka? - pytał Charlie.
Znów zapadła pomiędzy nimi kłopotliwa cisza. W końcu ich spojrzenia
spotkały się. Nieświadomie zaczęli się do siebie przysuwać. Twarze zbliżały się
do siebie coraz bardziej i bardziej… Szatyn delikatnie pogłaskał policzek Alex.
Zamknęła oczy…
- Nie – wyszeptała i zdjęła z twarzy rękę Charlie’go - Nie
mogę.
- Dlaczego? – zasmucił się nastolatek.
- Daj mi czas, muszę to wszystko przemyśleć. Dobrze?
- Jasne – odparł uśmiechając się sztywno.
-
Ell! Calum! - zawołał Ross przybijając piątki kolegom.
-
No niee, przyszła jedna małpa to musiały się przywlec jeszcze dwie – westchnęła
Raini.
-
Sorry, ale to impreza zamknięta. Wypad! – zawołała Laura zamykając przed
chłopcami drzwi. Ratliff w porę jednak zablokował je butem.
-
Zaraz zaraz. Rossa to wpuściłyście, a nas to już nie? Ładnie to tak?
- Skoro już musieliście przyjść, to gdzie
reszta mojego wspaniałego rodzeństwa? – spytała Rydel.
-
Rocky u kolegi, Riker choruje w domu, a Ryland to śmierdzący leń – pospieszył z
wyjaśnieniami blondyn.
-
Ale akurat Ell mógł przyjść… - odparła powoli Ryd.
-
Tak jakoś wyszło – Ross puścił jej oczko i skierował się do salonu.
-
Oo, widzę, że ktoś tu grał w „pytanie czy wyzwanie” – ucieszył się Calum widząc
pustą butelkę po coli pełniącą rolę wskaźnika.
-
Proponuję kontynuację tej gry – zabrał głos Ellington.
-
Zgadzam się. Tylko zmieńmy trochę zasady – dodał Ross nie zważając na błagalne
spojrzenia siostry - podzielimy się w
pary. Ja będę z Laurą, Raini z Calumem a Rydel z Ratliffem. Może tak być?
-
Eej to nie uczciwe! Laura to twoja dziewczyna, więc wam to i tak nie zrobi
różnicy – prychnęła Raini.
-
Właśnie na tym polega cała zabawa – zachichotał blondyn.
-
Dobra, proszę państwa, nie ociągamy się. Raz raz! - zaklaskała w dłonie Laura – Dobieramy się w
pary i zaczynamy!
***
Przepraszam, ze dodaję dopiero teraz, ale przez dwa dni chorowałam. złapałam jakiegoś wrednego wirusa i miałam gorączkę :/ ale teraz lepiej, dlatego podgoniłam to, co miałam napisane i dodaję dzisiaj :)
ogólnie średnio mi się podoba, taki długi i bezsensowny. no ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
a teraz piosenka którą uwielbiam ( jej fragment zamieściłam też w tytule) <3
pozdrawiam serdecznie i życzę szalonego Slywestra! ;)
zapraszam też na bloga Weroniki :)
http://austin-story-ally.blogspot.com/
zapraszam też na bloga Weroniki :)
http://austin-story-ally.blogspot.com/
~`BabyBlue