Po wspaniałych świętach i urodzinach Charliego nastał
wreszcie 31 grudnia. Przyjaciół już od rana ogarnął szał sprzątania. Sylwestra,
którego połączono z urodzinami Rossa, mieli spędzić w domu Laury, tym razem w
nieco mniejszym gronie. Zaproszenie dostał cały zespól R5, Calum, Raini,
Charlie i Alex. Dwoje ostatnich czuło się już znaczniej lepiej. Charlie wciąż
miał szynę na nodze, ale to na szczęście nie przeszkodziło mu w bezpiecznym
dotarciu do domu brunetki.
W tym momencie Ross ucinał sobie pogawędkę z Raini, która
usiłowała przyczepić złote serpentyny do sufitu.
- Szybko minął ten rok – westchnął blondyn – Aż trudno w to
uwierzyć, tyle się zmieniło…
- Co ty nie powiesz – mruknęła Raini, z trudem utrzymując
się na chybotliwym krzesełku.
- Taka jest prawda, moja droga. Czas mija, starzejemy się –
rzekł melancholijnie Ross.
- Powiem ci, kto się zaraz zestarzeje. JA! Na tym cholernym
krześle, jeśli zaraz mi nie pomożesz! – ryknęła czarnowłosa.
Nastolatek potulnie przybył jej z pomocą. Całemu wydarzeniu
z rozbawieniem przyglądała się Alex:
- Dobra robota, Ray! Wreszcie ktoś go zagonił do pomagania.
- Ma się te zdolności organizacyjne – przyznała skromnie
Raini.
- Dziewczyny, jesteście niemożliwe – jęknął Ross – jest
dopiero dziesiąta rano, do Sylwestra mnóstwo czasu, a wy już latacie po domu jak
kot z pęcherzem i wszystko pucujecie. Na co ten pośpiech?
- A na to – Laura siedząca nieopodal ze ścierką w ręku
przyłączyła się do rozmowy – żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik do
godziny 16:00. Potem będziemy spokojnie
mogli zacząć imprezę, bez żadnych opóźnień.
- Macie zamiar sprzątać jeszcze 6 GODZIN?! – przeraził się
Ross.
- A ty to co?! – zawołały na raz wszystkie dziewczyny.
- Yyy...no tak, mój błąd. A więc… MAMY zamiar sprzątać
jeszcze 6 godzin?
- No tak, ja nie widzę w tym problemu – wzruszyła ramionami
Laura – Po ostatniej imprezie Vanessy dom wygląda, jakby przeszło po nim
tornado.
- Bo siostrę trzyma się krótko, wiem co mówię – rzekł z
pewnością w głosie Ross.
- Ha! Ciesz się, że nie ma tu Rydel, bo po tych słowach
pewnie byś oberwał – stwierdziła Alex.
- Jak najbardziej by ci się z resztą należało – wtrącił
Raini.
- Wiecie co, nie zniosę ani sekundy dłużej towarzystwa
złośliwych bab. Idę stąd – obraził się Ross i demonstracyjnie wymaszerował z
pokoju, udając się do salonu. Tam na kanapie siedział Charlie, który nucił pod
nosem i pobrzękiwał na gitarze. Blondyn dyskretnie stanął w progu i wysłuchał
utworu granego przez kolegę.
- Hej, to było całkiem niezłe! – rzekł po ucichnięciu strun
gitary.
Charlie natychmiast zwrócił się w jego stronę:
- Co było niezłe?
- Ta piosenka, którą przed chwilą grałeś. Czyja?
- Moja - rzekł krótko
szatyn.
- Naprawdę ? – Ross nie krył zdziwienia - nie wiedziałem, że komponujesz. Dobra
robota!
- Dzięki – uśmiechnął się Charlie – Napisałem ją… Napisałem
ją dla Alex.
- Masz dziś dobrą okazję, żeby jej zagrać – stwierdził Ross
– Spodoba jej się.
- Tak myślisz?
- Jasne, jestem tego pewien.
- Nie zaszkodzi spróbować…. – Charlie zagapił się w okno, po
czym zwrócił się w stronę towarzysza – a ty coś planujesz z Laurą?
- O tak – Ross zatarł ręce
- Ale to moja słodka tajemnica.
Czas mijał błyskawicznie. O 18:00 zjawili się bracia i
siostra Rossa oraz Calum. W domu Laury od razu zrobiło się weselej i pięć razy
głośniej.
- Mam nadzieję, że macie petardy? – spytał Rocky.
- Pewnie - Ross
pokazał mu stos kartonowych pudeł leżących przy wejściu do domu.
- To dobrze. Bo przywiozłem trzy pudła swoich - wyszczerzył
się brunet i zaczął wyciągać z bagażnika swój „sprzęt”.
Ross przewrócił oczami i pomógł bratu ustawić pudła przy
innych.
Calum i Raini w tym czasie zajmowali się przygotowywaniem koreczków.
- Mmm, ale jestem głodny… - rudzielec sięgnął po przystawkę.
- Zostaw! - Ray
zdzieliła go po łapach – To dla gości.
- Hmm przepraszam? A ja to niby kim jestem? – obraził się
Calum.
- Bezczelnym głodomorem – ucięła czarnowłosa.
- Jak wam idzie? – Alex w pośpiechu wpadła do kuchni.
- Praca wre. Ja robię koreczki, a Calum je zżera.
- O wypraszam sobie! – oburzył się piegowaty.
- Co to za krzyki, ludziska? – do pomieszczenia weszła
Rydel. Ubrana była w świetnie dopasowaną, czarną sukienkę z tiulem. Na nogi
założyła czarne szpilki na wysokim obcasie. Włosów nie miała rozpuszczonych,
tym razem upięła je w gustowny koczek. Zrezygnowała też z tysiąca bransoletek i
koralików, które zazwyczaj nosiła na rękach. Zastąpiła je elegancką, srebrną bransoletką.
Wszyscy umilkli, przyglądając się jej w zachwycie.
- Boże, ale ślicznie wyglądasz! – Alex przerwała ciszę.
Zewsząd napłynęły ku speszonej blondynce różnorakie komplementy.
W końcu do kuchni wpakowali się pozostali bracia Lynch, których natychmiast
wygoniła Raini, w celu uratowania koreczków przeznaczonych na później. Rydel napotkała
wzrokiem Ella i zadrżało jej serce. Jego oczy migotały w pełnym zachwycie…
Tymczasem Ross po uporaniu się z pudłami, zawołał Rylanda.
Przez pół godziny w kompletnym odosobnieniu szeptem ustalali pewne dodatkowe
atrakcje.
Do końca roku pozostało niecałe 6 godzin.
***
PRZEPRASZAM. jej strasznie Was przepraszam, ze tak zaniedbałam bloga:(
dodaję wreszcie ten rozdział, chociaż miałam go dodać hoho...na początku stycznia.
no cóż...jak widać jeszcze nie kończę bloga, ostatni rozdział podzieliłam na dwie części, dziś dodaję pierwszą. Po prostu chciałam dodać jak najszybciej, a jakbym od razu napisała dwie części, czekalibyście pewnie kolejny miesiąc:/
jeszcze raz przepraszam. zapraszam do czytania i proszę komentarze.
kocham wszystkich Czytelników:***
~`BabyBlue