Przepraszam, że znów tak długo nie dodaję rozdziału. Niby są wakacje i mam mnóstwo czasu, ale to nieprawda. Dni uciekają jak szalone i to mnie trochę przeraża.
W każdym razie, rozdział mam zaczęty, ale nie mogę popchnąć go do przodu. Proszę, czekajcie cierpliwie, na pewno kiedyś się pojawi:) jeśli chcecie, podajcie w komentarzach swoje gg, maila lub nazwę twittera, poinformuję Was, kiedy rozdział będzie dodany. Dotychczas robiłam to na Facebooku, ale wolę nie spamować na grupie.
I jeszcze jedna sprawa, poważnie planuję zakończenie opowiadania. Bloga prowadzę już od roku, dzięki Wam mam mnóstwo komentarzy i wyśwetleń. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę napisać ponad 100 stron. O.o A to wszystko przez Wasze fenomenalne wsparcie :)
Ale nic nie trwa wiecznie, kiedyś trzeba się pożegnać i dłużej tego nie ciągnąć. Jeszcze się nie rozstaję z opowiadaniem, ale z każdym rozdziałem jestem coraz bliżej końca.
Nie kończę "przygody" z pisaniem, na pewno zacznę nowe opowiadanie (kwestia tylko o kim i o czym:p), bo sprawia mi to dużo radości i przyjemności.
I tyle chciałam powiedzieć....
Trzymajcie się ;*
~`BabyBlue
Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 27 sierpnia 2013
wtorek, 13 sierpnia 2013
"When life gives you lemons..."
Pierwszy obudził się Charlie. Było już parę minut po dziesiątej.
Chciał się przeciągnąć, ale poczuł, że coś mu przygniata prawe ramię. Leniwie
otworzył oczy, i – ku jego zdziwieniu spostrzegł leżącą obok niego Alex. Jeszcze bardziej zdziwiło go to, że była w
niego wtulona – leżała na brzuchu, a głowę i prawą rękę położyła na jego klatce
piersiowej; natomiast on w jakiś niewyjaśniony sposób obejmował jej talię swoim
ramieniem. Mógł wyjaśnić to, czemu leżała w jego łóżku – była przestraszona, a
on próbował ją uspokoić różnymi opowiastkami babci. Szybko zasnęła, ale nie
chciał jej przenosić do pokoju pani Herstwish, bo z pewnością by się obudziła.
Okej, to miało jakieś wytłumaczenie. Ale jak, u licha, i kiedy doszło do tego,
że się do siebie przytulili? To chyba nie było kontrolowane…Samo się w jakiś
sposób stało i nie dało się tego w jasny sposób wyjaśnić. Nie to, żeby
narzekał. Właściwie nie miałby nic przeciwko gdyby nie ramię, które zaczęło mu
powoli drętwieć. Poruszył się najostrożniej jak mógł. Niestety, nie wyszło mu
to za delikatnie, więc Alex od razu otworzyła zaspane oczy. Ujrzawszy nad sobą
jego twarz, podskoczyła tak gwałtownie, jakby ją kopnął prąd.
- AAA! Co ja tu robię?!
- Śpisz. I miażdżysz mi ramię – zauważył życzliwie Charlie.
- Jak to się stało?! – dygotała Alex – Czy my…
- Nie, nie – powiedział szybko szatyn - Po prostu zasnęłaś i… No nie umiem tego
wytłumaczyć.
Dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak.
- Tak mi wstyd… Przepraszam, już stąd spadam.
- Ej, o co ci chodzi? Przecież mówię, że do niczego nie
doszło – złapał za rękę zrywającą się z posłania nastolatkę – Stój! Miałaś mi
pomóc w ozdabianiu domu na święta!
Ale ona nie słuchała. Odskoczyła jak oparzona i pobiegła do
łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Po chwili usłyszał chrobot przekręcanego
zamka.
- Eh, co za
dziewczyna – westchnął, kręcąc głową. Ubrał się i pościelił łóżko. Podszedł
leniwym krokiem do drzwi łazienki i zapukał – Aaaaleeeeex. Wyłaź, błagam. Nic
się nie stało, naprawdę. Obiecuję, że nikomu o tym nie powiem.
Odpowiedziała mu głucha cicha.
- Dobra, jak tam chcesz – machnął ręką szatyn - Ja idę
po bombki.
Aby dostać się do pomieszczenia, w którym umieszczono
wszystkie możliwe ozdoby świąteczne, Charlie musiał wyjść na zewnątrz i udać
się na tyły domu, gdzie znajdował się mały, drewniany składzik. Ledwo jednak
przekroczył progi wyjścia, poczuł ostry, przeszywający ból w czaszce. Od kiedy tylko wstał, nie czuł się najlepiej.
Miał zatkany nos i lekko spuchnięte oczy,
na dodatek bolały go wszystkie mięśnie (do tego najprawdopodobniej przyczyniły
się niezbyt komfortowe warunki spania). Poszukał po kieszeniach spodni, ale
znalazł w nich tylko komórkę, parę monet, zapalniczkę i papierosa. Bez namysłu
zapalił. Nie robił tego zbyt często, ale akurat teraz naszła go ochota na
odstresowanie się. Właśnie wypuszczał z ust kolejne kółeczko z dymu, kiedy
zabrzęczał telefon. Ze zdumieniem spostrzegł, że na ekranie wyświetla się
„Dzwoni Alex”.
- Co u licha? – mruknął i nacisnął zieloną słuchawkę – Co
jest? Już się stęskniłaś?
- Nie, głupku. Zatrzasnęłam się w twojej cholernej łazience!
– krzyczała dziewczyna – Wypuść mnie stamtąd!
Teraz dotarło do Charliego, że faktycznie, ostatnio miał
problemy z tymi drzwiami, dlatego nigdy nie przekręcał zamka, kiedy brał
prysznic.
- Dobra, idę – rzucił
i się rozłączył. Pospiesznie zadeptał papierosa butemi schował zapalniczkę do
kieszeni. Parę chwil później już stał pod małym oknem łazienkowym i krzyczał do
Alex, że musi przez nie przejść, bo nie ma innego sposobu na wydostanie się z
pomieszczenia. Martwiło go, że okno było bardzo wąskie, w dodatku umieszczono
je dosyć wysoko. Skok bez żadnych zabezpieczeń mógł się zakończyć boleśnie. Ale
muszą spróbować, w końcu jeśli się nie uda, zawsze mogą wezwać pomoc.
- No, dasz radę, Alex!
- Nie przecisnę się – jęknęła nastolatka. Ostrożnie
wychyliła głowę i spojrzała z góry na Charliego. Przełknęła ślinę i dodała –
Poza tym, nie wiem, czy pamiętasz, ale ja mam chorobliwy lęk wysokości.
Szatyn przewrócił oczami.
- To żaden lęk. To twoja nienormalna wyobraźnia. Nie bój
się, przecież cię złapię.
- Nie, to bez sensu.
- Alex, błagam. Zrób to dla mnie! Inaczej nie dostaniesz
prezentu.
- Którego jeszcze najprawdopodobniej nie kupiłeś?
- A ty skąd wiesz??!
- Bo ja też jeszcze nie zrobiłam świątecznych zakupów.
Spędzałam za dużo czasu z tobą. Widzisz, to wszystko twoja wina!
- Okej, może i moja – rzekł ugodowo Charlie – Ale przestań
zmieniać temat. Chcesz wyjść z tej łazienki czy nie?
- Chcę – przyznała Alex.
- No to skacz, do jasnej ciasnej! Bo zupełnie odmrozi mi
uszy!
Westchnęła i zaczęła przeciskać się przez wąziutkie okienko.
Na jej szczęście, była szczupła, więc jakoś udało jej się wyjść i przykucnąć na
framudze.
- Dobra. Teraz na trzy przestajesz się trzymać okna i
przesuwając ciężar ciała do przodu, łapiesz za moje ramiona – instruował ją
chłopak - Gotowa?
Alex trwożnie kiwnęła głową.
- Chhhhyba tak.
- No to raz…Dwa…Trzy! – krzyknął Charlie i wyciągnął
ramiona. Nastolatka odbiła się nogami od framugi okna i skoczyła prosto na
niego. Zachwiał się pod jej ciężarem i razem upadli na ziemię.
- Nno! Dzielna dziewczynka! – zaśmiał się szatyn – Szkoda,
że babcia tego nie widzi.
- Taa, miałaby powód do uciechy, nie? – rzekła z przekąsem
Alex. Kiedy wstali, zbliżyła się do niego – Dzięki za pomoc. I przepraszam za
moje dziecinne zachowanie. Ta sytuacja…była dla mnie trochę głupia i dlatego
tak gwałtownie zareagowałam.
- Rozumiem, nie ma sprawy
- uśmiechnął się Charlie.
- Zaraz – Alex pociągnęła nosem. Wyraz jej twarzy zmienił
się- Czy ty przed chwilą paliłeś?
- Co? Żartujesz chyba.
- Przecież czuję dym.
- To pewnie dochodzi z kominów sąsiadów. Zobacz – w taki
ziąb wszyscy palą w piecach. Niezależnie od pory dnia. A zdaje mi się, że nie
ma jeszcze jedenastej.
Dziewczyna popatrzyła na niego podejrzliwie, po czym zadrżała.
- Słuchaj, chodźmy do środka, co? Bo na serio się
przeziębimy. Już zaczynam się kiepsko czuć, a mam na sobie tylko koszulę.
- Kurcze, faktycznie. Dobra
myśl – podjął Charlie. Pobiegł po bombki, których w końcu nie wyjął ze
schowka. Już po chwili byli w mieszkaniu i wyjmowali ozdoby z ogromnego
kartonowego pudła.
Tego samego dnia Laura spotkała się z Rydel i Raini w
centrum handlowym. Brunetka nie była w najlepszym humorze, co od raz zostało
zauważone przez jej przyjaciółki.
- No co to za kwaśna mina? – spytała Delly.
- A nieważne – machnęła ręką Laura – Po prostu znów
pokłóciłam się z Rossem. Ostatnio nie możemy się dogadać.
- Nie martw się, coś wymyślimy. Nie pozwolimy Gemmie odbić ci chłopaka – pocieszała ją
Raini.
- Już ja sobie porozmawiam z tym moim braciszkiem. –
Obiecała blondynka – I wygarnę mu to i owo.
- Ja też dorzucę coś od siebie. Ale przede wszystkim, trzeba
spotkać się z tą dziunią i wyjaśnić, dlaczego podawała się za moją koleżankę –
dołączyła się Raini.
- Okej, okej. Na wszystko przyjdzie pora. Ale teraz o tym
nie myślmy. Zbliżają się święta i trzeba nakupować mnóstwo rzeczy. Chodźcie –
zarządziła Laura.
- Mamy jeszcze sporo do zrobienia – stwierdziła Alex,
przypinając na ścianę błyszczącą, czerwoną girlandę. Zręcznie zeskoczyła z
drabiny, podrapała się po ręce i podeszła do kanapy, na której leżał Charlie.
- Kobieto, daj mi spokój
- jęczał chłopak, łapiąc się za głowę.
- Ja wiem, że źle się czujesz, ale to był twój pomysł, żeby
udekorować dom. Więc przestań się wylegiwać i mi pomóż z łaski swojej.
Charlie przeklął pod nosem i usiadł.
- Chyba mam gorączkę – rzekł słabo, przykładając sobie rękę
do czoła.
Alex z powątpieniem pokręciła głową i usiadła obok niego.
- Pokaż no – dotknęła ustami jego czoła – Hmm, może i masz
rację. Trzeba ci zmierzyć temperaturę. Gdzie masz termometr?
- Leży na komodzie za tobą.
Dziewczyna poszła we wskazanym kierunku i wróciła z
przyrządem medycznym w ręce.
Bez słowa podała mu termometr i przez parę minut uważnie się
mu przyglądała, od czasu do czasu drapiąc się po twarzy.
- Uuuu – gwizdnęła po odczytaniu temperatury – Trzydzieści
osiem i dwa. No, mój drogi. Nieźle się urządziłeś na święta.
Ledwo wyrzekła te słowa, kichnęła trzy razy z rzędu.
Szatyn zaśmiał się ponuro:
- Ty też nie masz się z czego cieszyć.
- Ale ja przynajmniej robię COKOLWIEK. Mimo że się średnio
dobrze czuję. Zobacz, ile na dziś rzeczy zaplanowałam – Pokazała mu małą, białą
kartkę z listą „zadań” do wykonania:
1) spotkać się z Jessy
2) porozmawiać z Rossem
3) kupić prezenty i małą choinkę
4) zadzwonić do rodziców
5) udekorować dom
- Hm, przynajmniej punkt piąty mamy w jakimś stopniu
zrealizowany – mruknął Charlie.
- Fatalnie się składa, że masz gorączkę. Chyba nie uda nam
się porozmawiać z Jessy przed świętami. Kiedy mieli do ciebie przyjść
pracownicy domu dziecka?
- 27 grudnia.
- Zadzwonię do niej i wyjaśnię sprawę. Może uda się zaprosić
ją do nas. To jest….do ciebie.
- Żebym od razu ją zaraził? Już wystarczy, że tobie popsułem
święta.
- Nie popsułeś – zapewniła go Alex, drapiąc się po twarzy –
Jeśli nie będzie mogła przyjść, załatwimy to telefonicznie. Na zakupy pójdę
sama. A z Rossem pogadam kiedy indziej, może nadarzy się okazja.
- Nie! Protestuję! Nie rób ze mnie samoluba, też chcę kupić
trochę prezentów.
- To kupisz z lekkim
opóźnieniem. Nie martw się, to w końcu ty masz urodziny w Boże Narodzenie,
jesteś gwiazdą wieczoru – uśmiechnęła się dziewczyna, drapiąc się z kolei w
kark, a potem w ramię.
- Co ci jest? Czemu się tak wariacko drapiesz?
- Właśnie sama nie wiem… Może mam jakąś alergię?
- A na co jesteś uczulona?
- Chyba tylko na sierść kota. Ale przecież nie ma tu… - jej
wypowiedź przerwało głośne miauknięcie Freda, który właśnie w tej chwili
postanowił wkroczyć do pokoju i zawiadomić ich o swoim istnieniu.
Alex zerwała się z miejsca i cofnęła się parę kroków. Bardzo
lubiła te puchate i sympatyczne zwierzątka, ale objawy jej uczulenia nie
pozwalały za nadto się do nich zbliżać.
- Tak..tego, no…to jest właśnie mój kot, Fred - zmieszał się Charlie.
- Czy zdarza się, że śpi z tobą w jednym łóżku?
- Tak, czasem układa się na poduszce obok mnie, a czasem na
stopach i muszę go spychać, bo momentalnie drętwieją. Ta bestia jednak trochę
waży.
- To by wyjaśniało, dlaczego tak bardzo swędzi mnie skóra.
- Lepiej się tak nie drap, bo od tego pojawiają ci się na
twarzy dziwne kropki – zauważył mimochodem Charlie.
- Co?! – krzyknęła Alex i wybiegła z pokoju w poszukiwaniu
lustra. Niestety, jedyne lustro znajdowało się w zatrzaśniętej łazience. Leżała
tam też jej kosmetyczka z pożytecznymi wynalazkami pozwalającymi na szybkie i
skuteczne zamaskowanie kropek. Jak ona teraz wyjdzie na miasto?! Podzieliła się
swoimi obawami z Charliem. Chłopak od razu odpowiedział, że właściwie nie jest
tak źle i że kropek nie widać. Alex nie bardzo mu wierzyła. Skończyło się na
tym, że postanowiła zadzwonić do rodziców z prośbą o poratowanie jakąś
zbawienną radą i z zapytaniem, kiedy właściwie przyjadą. Poszła do kuchni. W
tym czasie szatyn wstał, założył na siebie ciepłą bluzę i czapkę, po czym
cichcem wyszedł z mieszkania. Podstawił
sobie odwrócone wiaderko i zręcznie wszedł przez uchylone okno łazienki. On
także należał do osób szczupłych, więc nawet gruba bluza nie przeszkodziła mu w
przeciśnięciu się przez otwór. Przez chwilę mocował się z zamkiem, ale nadal nie
chciał puścić. Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy, w tym kosmetyczkę Alex i
skierował się do wyjścia. Zejście z ładunkiem byłby bardzo trudne, toteż postanowił
się go pozbyć. Wszystko upchnął do kosmetyczki, przewiązał ją sznurkiem i
łagodnie spuścił w dół. Po chwili sam wdrapał się na okno. Chciał zeskoczyć na
wiaderko, niestety, gdy tylko oderwał się od framugi okiennej, poleciał trochę
za daleko – nogi ześlizgnęły mu się z wiaderka i z hałasem runął do przodu. Na
nieszczęście przy spadaniu stopa prawej nogi nie ułożyła mu się zbyt korzystnie.
W tej chwili bolała jak diabli i wygięta była w dość straszny sposób.
Alex usłyszawszy huk,
rzuciła do komórki krótkie „oddzwonię później” i wybiegła na dwór.
- Co się stało? – spytała z przestrachem.
- Nic – burknął Charlie, zaciskając szczęki - Skręciłem, kuźwa, kostkę. Albo zwichnąłem.
- O Boże – załamała ręce nastolatka i pochyliła się nad nim
– Pokaż.
Chłopak uniósł nogawkę. Na stopie, w okolicach kostki
powstawał obrzęk. Rozrastał się w błyskawicznym tempie i zmieniał kolor.
- Skręcenie – oceniła Alex – Chodź, pomogę ci wstać.
W końcu udało im się dokuśtykać do domu. Dziewczyna poleciła
mu usiąść na kanapie i oprzeć nogę o stołek pod kątem prostym. Pobiegła do
kuchni i wróciła z lodem oraz ręcznikiem. Z uwagą przyjrzała się stopie, ostrożnie
owinęła ją ręcznikiem i przyłożyła lód. Podniosła głowę i natknęła się na wzrok
Charliego, zdumionego do granic możliwości jej wiedzą i umiejętnościami.
- W mojej rodzinie co
druga osoba dorosła jest lekarzem – wzruszyła ramionami i podrapała się po
głowie – Poza tym, to żadna filozofia. I tak nie obejdzie się bez szpitala,
muszą nałożyć ci szynę gipsową.
- Szynę?! – jęknął szatyn.
- Pochodzisz w niej najwyżej trzy tygodnie. Masz szczęście,
mogło się skończyć złamaniem nogi, i to
z przemieszczeniem!
- Czy ty w ogóle
siebie słyszysz?! Jakie szczęście?! – krzyknął
Charlie, chowając twarz w dłoniach – Jezu, co za dzień.
W nastolatkę uderzyła fala współczucia. Usiadła obok niego i
objęła go ramionami.
- A czemu właściwie tam się wspinałeś? Masz gorączkę, nie powinieneś był wychodzić
- Bo chciałaś tę swoją kosmetyczkę.
- Przecież nie musiałeś tego robić, głupku ty! – rzekła ze
śmiechem i pocałowała go w policzek – To był tylko mój głupi grymas. Ale dziękuję ci za to, że się dla mnie poświęciłeś.
Charlie odrobinę się rozpogodził, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Pewnie boli jak cholera?
- kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Mało powiedziane.
- No to zaraz zadzwonię do Caluma. Jego tata chyba jest
ortopedą. Może nawet nie trzeba będziecie zawozić cię do szpitala.
- Oby - mruknął
Charlie i pociągnął nosem. – Eh…Szykują się fantastyczne święta, prawda?
Alex w odpowiedzi kichnęła całą mocą w przygotowaną na tę
okazję chusteczkę.
***
Hejj wszystkim, udusicie mnie pewnie, bo macie dwa mocne powody:
1. miałam dodać rozdział już wieki temu...
2. znów zajęłam się głównie wątkiem Alex i Charliego.
na pierwszy chyba nie mam usprawiedliwienia:D (wyczerpały mi się)
na drugi mam - chodzi po prostu o to, że ze sprawą Alex i Charliego jest związanych wiele pobocznych tematów, których nie mogę zostawiać, dlatego skupiłam się wyłącznie na tej "parce". (w następnym rodziale może być podobna sytuacja, ale jeszcze nie wiem). W najbliższej przyszłości będzie więcej Rossa, więcej Laury, więcej Gemmy itd itp.
mam nadzieję, że nie napsułam Wam krwi:p
kocham Was bardzo bardzo bardzo :*
zachęcam też do czytania bloga Marthy Marano, która wygrała nasz mini-konkurs. :)
oto link: http://raura-moja-historia.blogspot.com/
pozdrawiam i życzę miłego odpoczynku przez te ostatnie tygodnie wakacji!
~`BabyBlue
Subskrybuj:
Posty (Atom)